niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 39.

CZYTAMY NOTKĘ NA KOŃCU!!!


Sabina

Siedzę i nerwowo stukam ołówkiem o ławkę. Mamy teraz 3lekcje- matematykę, a jedyne słowo, które wymienił dzisiaj ze mną Łukasz to "hej". Głupie hej. Po tym wszystkim?! Tylko na tyle go stać?!
Czuję się smutno. Nie mam humoru. Nie potrafię się skupić. Nawet nie mam sił by zrobić zadanie, które właśnie rozwiązujemy.
Kiedy po 15 minutach dzwoni dzwonek, szybko się pakuję i wybiegam z klasy. Ta szkoła zniszczyła osobę, którą miałam być. Gdyby nie ta głupia wycieczka, nic by się nie stało. Dalej byłabym tępą dziewczyną. Zaczynam pomału żałować tej przemiany...Bo gdybym dalej była pusta, to raczej bym tak nie cierpiała.
Zaraz.
Nie powinnam się tak przejmować, bo przecież ja nawet nie lubię tego idioty!
-A tobie co?- pyta mnie Martyna, która nagle pojawia się koło mnie.
-Nic- wzruszam ramionami.
-Jak to nic?! Nawet nie cieszysz się z prezentu, którego ci dałam!- oburzyła się.
-Może dlatego, że nigdy mi nic nie dałaś?- zapytałam ironicznie.
-Ostatnio zrobiłaś się bardzo drobnostkowa.....
-Wiem to.
Wchodzimy na stołówkę i zajmujemy stolik. Jeszcze jesteśmy same.
-No opowiadaj co z tobą i Łukaszem? Słyszałam, że mieliście randkę!
Przewracam oczami i opowiadam dziewczynie historię z Łukaszem od wycieczki, po zderzenie autami, kawę i wczorajsze wydarzenie jak obronił mnie przed Marcinem.
-I właśnie dlatego czuję się teraz tak okropnie- kończę, kiedy reszta przychodzi do naszego stolika.
-Pogadaj z nim- puszcza mi oczko, a ja udaję, że tego nie widzę.
Do stolika dosiada się reszta moich przyjaciół? Bo chyba teraz mogę ich tak nazwać.
Po chwili przychodzi Gabriel, ale nie siada. Wszyscy patrzymy na niego. A nie poprawka wszyscy ludzie w stołówce skupiają swój wzrok na nim.
-Halo ludzie chciałbym coś ogłosić! Wiktoria Starska od wczoraj jest oficjalnie moją dziewczyną!
Wow. No w końcu!Cieszę się z ich szczęścia, ale jednocześnie zastanawiam się co ze mną jest nie tak? Czemu do mnie zawsze dowalają się jakieś nachalne typy?! A jak znajdzie się już ten fajny to potem zaczyna mnie ignorować.
Mówię wszystkim, że jest ok, ale nie jest! Moje życie to gówno! Dzisiaj pewnie też wyglądam jak gówno!
Przebieram widelcem w sałatce, szukając ogórków. Kiedy znajduję jednego, nabijam go i wkładam do buzi. Patrzę przed siebie i widzę, że Łukasz mnie obserwuje. Szybko zrywam z nim kontakt wzrokowy. Muszę w końcu się obudzić. Musi w końcu do mnie dotrzeć, że to nie jest chłopak dla mnie.



*   *   * 

W mojej głowie aktualnie panuje wojna. W końcu wychodzę z tej budy. Mija mnie Łukasz i mówi krótkie "hej".
Znowu.
-Co z tobą jest nie tak?!- krzyczę do niego.
-Co masz na myśli?- pyta zdziwiony.
-Zwykłe hej?! Po tym wszystkim!? Jak nie chcesz się ze mną spotykać to po prostu mi powiedz, a nie ignorujesz mnie cały dzień. Żałosne męskie zagranie.
-Zawsze mówiłem do ciebie "hej". I nie widzę w tym nic złego. Poza tym nie ignoruję cię, to ty siedzisz cicho od wydarzenia z Marcinem. I oczywiście wszystko jest za mnie. Zawsze wszystko jest winą faceta. Żałosne damskie zagranie.
Teraz to miałam ochotę po prostu się schować. Uśmiecham się do siebie pod nosem.
-Chodź, odwiozę cię do domu- mówi.
-Nie trzeba.
-Teraz jestem za ciebie odpowiedzialny- uśmiecha się i otwiera mi drzwi- Poza tym robiąc taką awanturę dowiedziałem się, że nie jestem ci taki obojętny.
-Chciałbyś- przewracam oczami.
-Masz coś dzisiaj w planach?- pyta.
-Nic konkretnego.
-To super. Zamawiam twoje popołudnie- mówi i odpala auto.
-A może po prostu zostalibyśmy w domu? Oglądniemy jakiś film czy coś.
-Czy ty Sabino właśnie poprosiłaś mnie żebym został z tobą przez całe popołudnie?- śmieje się.
-Hej! Sam zaproponowałeś randkę- mówię i nie wierzę, że powiedziałam to na głos!
Idiotka. Przezywam się w myślach.
-A więc to randka- kiwa głową z uśmiechem.
Czuję, że moje policzki robią się czerwone. Cholera.
-Nie musisz się tak przeze mnie rumienić- śmieje się.
-To nie przez ciebie!
-I tak wiem, że to moja wina- westchnął Łukasz, odwracając głowę w moją stronę.- Ludzie mają rację. Nie powinienem nosić obcisłych spodni, które tylko uwydatniają mój super tyłek.
-Lecz się idioto- skomentowałam.



Wiktoria

-Cholera- powiedziałam, po tym jak wylądowałam na ziemi po robieniu mojego piruetu.
Czemu już nie umiem go zrobić? Wstaję, by spróbować jeszcze raz.
Biorę głęboki wdech, próbując się zrelaksować. Ustawiam się w trzeciej pozycji baletowej.
Okej jedziemy z tym. Wchodzę na releve i spinam wszystkie mięśnie. Wybijam się i w moich myślach pojawia się scena ze stołówki. To powoduje, że znowu witam podłogę. Ten upadek jest boleśniejszy od ostatniego.
Patrzę na lustro. Przyszłam tu żeby się uspokoić, balet zawsze mi w tym pomagał. 
Podciągam nogi do klatki piersiowej i siedzę patrząc się w swoje odbicie. 
Po chwili wstaję i biorę wdech.
-Proszę, jeden piruet i pójdę sobie to domu, proszę- mówię sama do siebie.
Spinam się. Pozycja. Wyskok.
-To dlatego muszę na ciebie tyle czekać, hyh?- słyszę znajomy głos i ląduję na tyłku.
Ała. Po moim upadku patrzę w stronę drzwi i widzę pana-pochwale-się-wszystkim-moją-dziewczyną. Stoi tam, trzymając ręce w kieszeniach.
-Czego chcesz Gabriel?- pytam i wstaję z ziemi.
Podchodzi do mnie.
-Po pierwsze powinienem być zły, bo nie odbierasz moich telefonów, ale po zobaczeniu twojego upadku na tyłek wybaczam ci wszystko- mówi z cwaniackim uśmiechem.
-Co tutaj robisz?-pytam.
-Dlaczego pytasz?
-Jest już późno...
-Wiktoria nie jestem dzieckiem.
-Więc..-mówię nie wierząc, że Gabriel Kwiatkowski stoi przede mną.
-Ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to przyszedłem po ciebie- odpowiedział mi.
-Tak już kończę, ale dam sobie radę sama.
-Dalej jesteś na mnie zła?
-Tak jestem!!!
-No ale nie masz o co!
-A właśnie, że mam. Nie musiałeś ogłaszać całej szkole, że jesteśmy razem.
-Chciałem żeby wiedzieli, więc zrób ten piruecik i zbieramy się.
-Piruecik?- podnoszę brwi do góry.
-No to co robiłaś, a potem wylądowałaś gustownie na tyłku- zaśmiał się.
-To simę nazywa piruet!
-Dobrze więc zrób go- poprosił.
-Nie będę go robić przy tobie!
-Przestań bawić się w główną bohaterkę dramatu i zrób go!!!
Odsunął się o krok i popatrzył na mnie.
-Dlaczego?- zapytałam.
-Nigdy nie widziałem jak ktoś tańczył balet- wzruszył ramionami.
Nastała cisza. Idealny moment. Pokażę mu ten piruet. Ustawiłam stopy.
-Dobra, ale nie oczekuj za wiele!
Głęboki wdech i udało mi się. Popatrzyłam na chłopaka. Stał i uśmiechał się do mnie, a potem wyszedł. Dał mi chyba czas na przebranie się...




Łukasz

-Do zobaczenia- puściłem rękę Sabiny i wyszedłem.
Chciałem ją pocałować, ale przestraszyłam się trochę. Ona dużo ostatnio przeszła. To jeszcze za wcześnie. Wsiadłem do auta i odjechałem.
Po chwili zobaczyłem, że jakieś światła się do mnie zbliżają i wszystko działo się tak wolno. Miałem złe przeczucie i wszystko stało się czarne.
Pomału otworzyłem oczy. Moje auto było wbite w coś. Dach się palił. Mogłem poczuć zapach mojej krwi.
Co to chuja się stało? Moja głowa tak mnie bolała...
Po chwili zdałem sobie sprawę, że jestem uczestnikiem wypadku samochodowego. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na 112.
-Chciałbym zgłosić wypadek. Jestem jego uczestnikiem. Wyśledźcie mój telefon na GPS.
Następne odpłynąłem.


*   *   *

-Co to za hałas?- powiedziałem kiedy się obudziłem.
Pomału otworzyłem oczy i zobaczyłem ludzi w białych kitlach. Chciałem podnieść głowę, ale zaprzestałem kiedy poczułem ból.
-Auu- podniosłem ręce go głowy.
Co do chuja się ze mną dzieje?
-Proszę się położyć- pielęgniarka wydała mi rozkaz.
-Co się stało?
-Miałeś wypadek, ale wszystko w porządku. A teraz połóż się grzecznie, bo będzie cię bardziej bolało.
I wyszła. No super. Moje auto pewnie jest w rozsypce. 
-Obudził się?- usłyszałem za drzwiami znajomy głos.
To była Sabina.
-Cześć Łukasz.
-Hej.
-Znowu to hej....po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam...
-O czym ty mówisz?- zapytałem.
-Zamiast na 112, zadzwoniłeś do mnie. Zadzwoniłam na pogotowie i znaleźli cię.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Jak się czujesz?- zapytała.
-Dobrze- odparłem.
-Bardzo cię przepraszam Łukasz. Gdybyś ze mną nie został ten wypadek nie miał by miejsca...
-Daj spokój, nie zamierzasz chyba płakać?!- zażartowałem..
-Nie będę płakać!
-To nie twoja wina, nie obwiniaj się. Takie rzeczy się dzieją i tyle- powiedziałem.
-Z jakiego filmu wziąłeś ten tekst?- zaśmiała się.
-To jest mój oryginalny tekst właściwie...Co powiedziałaś mamie, że pozwoliła ci tu przyjechać?
-Prawdę. Będziesz tutaj cały czas? Muszę do łazienki.
Wstałem z łóżka i zabrałem moje rzeczy.
-Co? Łukasz? Co ty robisz?! 
-Zaraz wypiszę się na własną odpowiedzialność. Poczekam na ciebie na polu i zamówię taksówkę.
Po chwilowej kłótni z lekarzem w końcu stałem na polu. Czekałem na taksówkę.
-Dobrze się czujesz?- zapytała Sabina podchodząc do mnie.
-Wszystko dobrze.- usiedliśmy na ławce.- Po prostu nie będę leżał w tym szpitalu. Nic mi nie jest! 
-Okej, ale jadę z tobą.
-Nie. Zrobiłaś już wystarczająco. Zabiorę cię do domu.
-Nie! Dopóki nie dowiem się, że wszystko z tobą w porządku... Whoaaa- zawołała kiedy podniosłem ją i posadziłem sobie na kolanach.- Przestań Łukasz. Puść mnie!
-Widzisz, jestem sprawny- uśmiechnąłem się.- A teraz przestań bo oboje zlecimy z tej ławki. Siedz grzecznie, nic ci nie zrobię.
-Rozumiem, ale puść mnie...
-O taksówka już jest- wstałem trzymając ją na rękach. 
Wsiadłem do taksówki, ignorując pytające spojrzenie kierowcy. Podałem mu ulicę domu, a on skupił się na drodze.
Popatrzyłam na Sabinę. Była coś za spokojna, prawie się nie wierciłam. Spojrzałem i zobaczyłem, że usnęła na moich kolanach. 
Chciała dowiedzieć się czy ze mną wszystko w porządku hyh?
Przytuliłem ją do siebie. 
Chciała się mną opiekować? Podczas snu? 
Samochód zatrzymał się. Zapłaciłem i wysiadłem ostrożnie, aby nie obudzić dziewczyny. Po prostu zaniosę ją do swojego pokoju.
Popatrzyłem na nią. Wyglądała tak jakby nic się nie stało. 
Niosłem ją przez całą drogę aż w końcu dotarłem do swojego pokoju. Położyłem ją na łóżku i
zdjąłem jej buty.
-Sabina- dotknąłem jej policzków- Dobrze, że mną się tak cudownie zajmujesz. Nie martw się. Ja tobą też się zajmę.
Uśmiechnąłem się. Wyglądała tak spokojnie. Pocałowałem jej czoło i szepnąłem:
-Dziękuję.



Gabriel

Zaparkowałem pod restauracją. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Podeszła do mnie kelnerka, która przyjmowała to zamówienie zbyt nachalnie. Narzucała mi się. Przedtem nie przeszkadzałoby mi to, że ze mną flirtuje, ale teraz...Widziałem na sobie wzrok Wiktorii, więc nie zwracałem uwagi na kelnerkę. Złożyłem zamówienie i odłożyłem menu.
-Co cię tak śmieszy?- pytam.
-Po prostu ta kelnerka tak się starała żebyś ją zauważył. Każdy ruch jej rzęs, każde jej słowo. A ty nic!
-Jesteś zła?
-Coś ty, czekałam na to aż ją zauważysz...
-Po co Natalia robi tak za każdym razem kiedy tu przychodzę- wzruszyłem ramionami.
-Więc kelnerka ma imię...
-Jesteś zła?
-Nie. A powinnam?
-Gabriel? To ty?- usłyszałem czyjś głos.- Tak to ty! Jak zwykle przystojny!
-Sandra? Co ty tu robisz?- pytam widząc swoją ex dziewczynę.
-Jem kolację. Sama. Chcesz do mnie dołączyć?- pyta.
-Przepraszam, może następnym razem. Jestem tu ze swoją dziewczyną. A właśnie to ona- uśmiechnąłem się do Wiktorii.- Wiktoria Starska.
-Masz nową dziewczynę????
-Cześć- przywitała się moja d-z-i-e-w-c-z-y-n-a.
-Po prostu obiecaj, że spotkasz się ze mną wkrótce. Pa- powiedziała blisko mojego ucha, pocałowała mnie w policzek i poszła.
Popatrzyłem na Wiktorię. Teraz już się nie śmiała. To nie jest dobry znak.
Uratowało mnie przyniesienie naszego zamówienia. Dobrze, bo umieram z głodu.
-Przepraszam! Zaszła jakaś pomyłka- odezwała się Wiktoria.- Nie to, że nie lubię sałatek. Wygląda pysznie, ale wolała bym dostać spaghettii. Dziękuję.
Patrzyłam jak dziewczyna oddaje zamówienie. Patrzyłam na nią ogromnymi oczami.
-Dziewczyny z którymi się umawiałem zamawiały sałatkę...Nie boich się, że przytyjesz?- pytam ze śmiechem.
-Co jest złego w dziewczynie jedzącej sphagetii?! Mogę nawet zjeść schaboszczaka jak bd mieć ochotę!!! Jestem okropnie głodna! Aha i ja nie jestem gruba.
Przyjemnie było słychać tego jej wywodu. Zacząłem śmieć się głośno, co zwróciło uwagę innych.
-Gabriel, przestań się śmiać tak głośno! Wszyscy się patrzą- szepnęła do mnie.
Wytarłem łzy, które leciały mi ze śmiechu.
-Jesteś interesująca...
-Nie, ja jestem normalna. W przeciwieństwie do reszty dziewczyn z którymi się umawiałeś...
-Lubię tą normalną ciebie. I cieszę się, że poszliśmy na tą randkę.
W końcu skończyliśmy jeść. Zapłaciłem ze posiłek. Otworzyłem Wiktorii drzwi do auta, tak umiem być dżentelmenem.
Szczęściem było to, że mieszkaliśmy koło siebie, więc zaparkowałem auto pod domem.
-Jestem pełna- westchnęła Wiktoria.- Dzięki za kolację, było fajnie.
-Też dobrze się bawiłem. Dzięki za dzisiaj.
Dziewczyna przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnęła się i wysiadła z auta.
Nie oczekiwałem od niej nic, po tym jak dwie laski dzisiejszego wieczoru próbowały mnie poderwać.
Interesujące. Dotknąłem policzka, gdzie zostałem pocałowany. Wciąż czułem ciepło jej ust. To śmieszne jak jeden gest może wywołać taką reakcję.



Martyna

Siedziałam w pokoju Eryka. Biedny nadal był chory. Podniósł się nagle i zaczął kaszleć.
-Co tu robisz?- zmarszczył brwi.
-Przechodziłam obok i wiesz...Postanowiłam dotrzymać ci towarzystwa. Będę się tobą opiekować. Jak się czujesz?
-Nie widać? Jestem jednym wielkim gównem- kichnął.
-Widać- zaśmiałam się.- Na co masz ochotę?
-Spać- odpowiedział.
-W porządku- uśmiechnęłam się.- Przyniosłam ci rosół od mojej mamy. Jeszcze nie wylecieli i mama bawi się w kucharza...
-Dziękuję.
-Powiedzieć twojej mamie żeby odgrzała?- zapytałam.
-Moja mama jest w domu? I wie, że tu jesteś?
-No tak, przecież weszłam przez drzwi. Mówiła, że wzięła sobie wolne. To jak? Odgrzać?
Pokiwał głową i ponownie położył się na łóżku. Wstałam i ruszyłam do kuchni. Po 5 minutach wróciłam.
-Tęskniłeś?
-Za zupą- uśmiechnął się.
-Proszę- podałam mu miskę i usiadłam obok niego.
-Co słychać w szkole?- wychrypiał.
-W porządku. Żadnych sprawdzianów. Gabriel w końcu jest z Wiktorią. Uwierzysz w to?
-Nie rób sobie ze mnie żartów- zaśmiał się.
-No poważnie ci mówię! A Łukasz i Sabina kręcą ze sobą!
-Za chwile to w ogóle krowy zaczną latać...- zaśmiał się, ale po chwili przestał.- Nie mogę się śmiać...
-Oglądniemy jakiś film?- zapytałam.
-Pornola jakiegoś!
-Słyszałam! Oglądniemy "I że cię nie opuszczę"- zadecydowałam.
-Nie Martyna, proszę cię. Żadnych romansów...
-To kara za tego pornola!
-Ale to pedalskie jest. Oglądnijmy coś innego!
-Eryk.
-No dobra, ale zgadzam się tylko dlatego, że jestem chory!!!
Uśmiechnęłam się i puściłam film. W połowie filmu zorientowałam się, że Eryk się nie porusza. Podniosłam ostrożnie głowę i wstałam z łóżka. Usnął. Uśmiechnęłam się i po cichutku wyszłam.
-Muszę już iść. Dobranoc- powiedziałam do mamy Eryka.- Jutro wpadnę.
-Czy ty czasem nie powinnaś chodzić do szkoły?- zaśmiała się.
-Parę dni wolnego nikomu nie zaszkodziło. Dobranoc.
Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam.




____________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!

Czytamy notkę dlatego, że chciałabym abyście komentowali. Piszcie co myślicie, co wam się podoba, a co nie. Na prawdę mnie to interesuje, ponieważ zdecydowałam się dokończyć sama to opowiadanie i pisze się je trudno. Proszę więc o komentarze i opinie! 
Jest sporo wyświetleń na blogu i jestem szczęśliwa z tego powodu, ale za mało komentarzy. Bo jeżeli w jeden dzień jest 200 wyświetleń, a dodane 2komentarze to coś jest nie halo...
Nie sprawdzałam rozdziału, więc na sto pro są błędy i wiem o tym ;)
Pozdrawiam,
Natalia :)