środa, 2 listopada 2016

Rozdział 44.

Martyna

Ciągle głowiłam się nad sytuacją z narzeczonym. Wprowadza ona wiele problemów i trudnych sytuacji. Byłam zła na rodziców, za tą decyzję.
-Nad czym tak myślisz?
-Nie odzywaj się, proszę- warczę na Johna, który nagle pojawił się obok.
-Chciałem ulepszyć twoją ciszę.
-Ulepszysz ją, jak znikniesz mi sprzed oczu.
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ zadzwonił mu telefon. Właśnie...Jego telefon ciągle dzwonił. Najbardziej irytowało mnie, że on rzadko go odbierał. Dziwna sprawa.
-Nie odbierzesz?
-Nie czuję takiej potrzeby- wzruszył ramionami.
-A jak to coś ważnego?- pytam.
-Są rzeczy ważne i ważniejsze. A teraz chcę żebyś coś dla mnie zrobiła...
-Co takiego?
-Pojedź gdzieś ze mną, chce Ci coś pokazać.
Nie pytając o zgodę, złapał mnie za rękę i ciągnął za sobą jak wór ziemniaków. Wsadził mnie do sportowego mercedesa i ruszyliśmy.
-Jasne po co pytać o zgodę...
-Istniała możliwość, że się nie zgodzisz- zaśmiał się.- Dlatego uniknąłem tego.
-Uniknąłeś i zabrałeś mi wolną wolę!
-Bywa, a teraz zapnij pasy.
-Myślałam, że nie prowadzisz...
-Zdarza mi się. Oczywiście w wyjątkowych sytuacjach.
-Co jest tą wyjątkową sytuacją?- pytam.
-Nasza druga randka.
-A kiedy była niby pierwsza?!
-Jak się spotkaliśmy pierwszy raz.
-Aha.
Siedziałam w ciszy. Rozmowa z nim mnie denerwowała. Poza tym źle się czułam w jego towarzystwie. Krajobraz za oknem po chwili zmienił się w góry. Rozmowa mnie denerwowała, ale kolejny telefon już mnie rozwścieczył.
-Odbierz!- warknęłam.
-Czy ja jestem twoim tresowanym psem, żebyś wydawała mi rozkazy?
Pozwoliłam sobie na moment spojrzeć na niego. Wyglądał jakby był znudzony. Co jest nie tak z tym gościem?! Jak ja mam z kimś takim spędzać czas? Boże ratuj! Po chwili auto się zatrzymało, a mój towarzysz wysiadł. Zrobiłam to samo, a dzięki temu moim oczom ukazał się piękny krajobraz. Były góry, była rzeka i było dużo kolorowych roślin. Chłopak złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę jakiejś ścieżki. Czułam się ogromnie spięta. Wyciągnęłam więc telefon.
-Opowiedz mi o swoim byłym chłopaku- zaczął uśmiechając się sztucznie.
-Nie ma o czym mówić.
-No to coś wymyśl.
Zezłościłam się. Co z kolei rozśmieszyło Jana. Postanowiłam więc wykazać dobrą inicjatywę.
-Ma na imię Eryk, ma kasztanowe włosy.
-Rozmawiacie?
-Witamy się ze sobą.
-Jaki on jest?
Nie musiałam odpowiadać, ponieważ znowu zadzwonił telefon. To już się robi śmieszne. Zobaczyłam jak wyciąga telefon i widząc na wyświetlaczu CATHERINE rozłącza. O proszę, co my tu mamy.
-Kto to Catherine?- pytam.
-Nikt ważny.
-Wiesz, te telefony zaczynają być już dziwne.
-Naprawdę?
-Dobrze wiesz, więc po co się pytasz. Co chwile dostajesz telefony, których nie odbierasz.
Nie doczekałam się odpowiedzi. Za to doczekałam się niespodziani. Przed nami pojawił się wąż. Straszny wąż, a ja zaczęłam krzyczeć jak szalona. Jan stanął przede mną żeby mnie zasłonić. O proszę co za gentlemen...Wpadłam w panikę, krzyczałam i wymachiwałam rękami i przez przypadek wytrąciłam kluczyki do auta z rąk chłopaka. Wylądowały one na gałązce drzewa. Świetnie.
-Przestań krzyczeć, to wąż sobie pójdzie- powiedział i zatkał mi usta dłonią.
Jak powiedział tak się stało. Wąż skręcił sobie w trawę. Teraz mamy gorszy problem-kluczyki.
-A teraz, zasuwaj po kluczyki- mruknął.
Zazgrzytałam zębami i ruszyłam pod drzewo. Zaczęłam podskakiwać, ale byłam i tak za niska. Cholera. Wpadłam na pomysł przytargania kamienia, który stał niedaleko. Oczywiście nie dostałam pomocy, no bo po co? Mój towarzysz zajęty był grzebaniem w telefonie. Super. Kiedy namęczyłam się i dosunęłam kamień, stanęłam na nim, ale dalej się nie udało. Po chwili poczułam ręce, na ciele i uniosłam się w górę.
-Hej- krzyknęłam do chłopaka który podniósł mnie.
-Przecież sama sobie nie poradzisz.
-Dawałam sobie radę...
-Uspokój się i ściągaj te kluczyki.
Jak powiedział tak zrobiłam. Oczywiście jego bliskość była dziwna dla mnie. Jemu za to się podobało. Wiedziałam to po tym uśmieszku...Przez drogę powrotną szłam z przodu nie zamieniając z nim ani słowa. Robiło się coraz zimniej. Zaczęłam pocierać ręce. Nagle obok mnie pojawił się Jan. Zaczął rozwiązywać kurtkę. Dobrze, że on ją wziął. Czekałam aż mi ją da, lecz się nie doczekałam. Chłopak rozwiązał ją i narzucił sobie na ramiona.
-Chyba nie myślałaś, że Ci ją dam- zakpił.- Kto chodzi tak ubrany w góry- kiwnął na mój strój.
Co było złego w koszulce na ramiączkach?
-Dla twojej wiadomości, nie poinformowałeś mnie, że jedziemy w góry.
-O! Racja, mój błąd, więc informuję Cię teraz.
Zezłościłam się i ruszyłam przed siebie. Nie zaszłam za daleko, ponieważ chłopak przyciągnął mnie do siebie i okrył kurtką. Chyba za dużo tej bliskości na dzisiaj...



*   *   *


Poprosiłam Johna żeby wysadził mnie w mieście. Siedziało mi w głowie tyle słów i myśli, a przy nim nie mogłam pozwolić sobie na wybuch. Tyle złości, nerwów i zawiści. Postanowiłam wynagrodzić to sobie zakupami. Przynajmniej na to mogę sobie pozwolić i nikt nie będzie miał do mnie pretensji, że tyle wydałam! Nawet jeśli to najlepszym wytłumaczeniem jest napędzanie gospodarki! Chodziłam zadowolona, po wnętrzach sklepów. Co mi się podobało to kupowałam. Czasami nie chciało mi się mierzyć, więc i tak kupowałam. Najwyżej oddam komuś. Potem wstąpiłam jeszcze po kawę na wynos i ruszyłam prosto przed siebie. Idąc coś mnie zatrzymało. Z góry spadł damski but. Od kiedy to zamiast deszczu padają buty? Wow, czy ja jestem w niebie? Patrzę w górę i widzę, że na dachu budynku siedzi młoda dziewczyna. Chce popełnić samobójstwo?! Wykręciłam szybko numer policji i ruszyłam na górę. Zgłosiłam wydarzenie i pędziłam w górę. Cholera jasne, przyrzekam że jeśli
wszystko pójdzie dobrze to zapiszę się na siłownię!!! Zdyszana wbiegłam jak zawodowy sprinter i zatrzymałam się jakbym wpadła w mur. Przede mną stał John we własnej osobie i coś tłumaczył
kobiecie. Stanęłam i zaczęłam chamsko podsłuchiwać.
-Teraz nagle stałam się dla Ciebie niewidzialna!!! Bo co znalazłeś sobie inną?!
-To nie tak Cath. Uspokój się i proszę zejdź z tego murku.
-Przez ciebie codziennie płaczę, a moje dni są okropne!
-Przepraszam, ja nie wiedziałem...
-Kochałeś mnie kiedykolwiek?!
-Cath przecież my nie mieliśmy nigdy tego typu związku...
-Świetnie!- dziewczyna krzyknęła.
Robiło się niebezpiecznie. Musiałam wkroczyć bo ten młot słabo sobie radził. Chwyciłam za telefon i przyłożyłam go do ucha. 
-Świetnie i teraz mi to mówisz? Tak?! Bo już mnie nie kochasz czy znalazłeś inną?! Lepszą?! Ładniejszą?!- krzyczałam do telefonu, udając zmyśloną rozmowę.- No powiedz mi!- przeszłam obok chłopaka, który popatrzył na mnie jakby go piorun poraził i usiadłam koło dziewczyny.- Dobrze! Życzę wam jak najlepiej! Ale chciałam ci jeszcze powiedzieć zabawną rzecz. A wiesz co jest takie zabawne? Że ta sama osoba która kiedyś sprawiała, że chce mi się żyć, sprawia, że czuję jakbym umierała. Jebana pułapka- udałam, że się rozłączam.
Popatrzyłam na dziewczynę. Zobaczyłam, jej zranione stopy. To pewnie po tych butach, które o mało mnie nie zabiły spadając z góry! 
-Eh najgorzej teraz będzie wieczorami, kiedy dotrze do mnie, że nie mam nikogo- odezwałam się do niej.
Kiwnęła głową w odpowiedzi. Ściągnęłam moje vansy i podałam jej.
-Proszę, weź je. Zraniłaś sobie nogi.
-A ty?- zapytała.
Machnęłam ręką w odpowiedzi. Przecież dzisiaj i tak kupiłam sobie 2 pary nowych butów.
-Słowa znaczą tyle, ile wart jest ktoś kto je wypowiada- powiedziałam.- A ten tutaj nie zasługuje na ciebie. Jeżeli masz zły dzień, to połóż rękę na klatce piersiowej. Czujesz bicie? To się nazywa cel. Jesteś tutaj z jakiegoś powodu, a na takich sukinsynów trzeba mieć wyjebane. Chodźmy stąd- powiedziałam i stanęłam na murku.
Wyciągnęłam do niej rękę zachęcająco. Chwyciła ją, ale wtedy przypomniało mi się, że mam lęk wysokości. Zakręciło mi się w głowie i przechyliłam się. OOOOOOooooo! Nagle złapały mnie czyjeś ręce i wylądowałam bezpiecznie na ziemi. Za to mów bohater się trochę poobijał . Ma za swoje.



*   *   *

Siedziałam grzecznie na ławce przed szpitalem. Czekałam na Jana, który był poobijany przez to, że posłużył za mój materac. No cóż, tak wyszło. Nie chciałam wchodzić z nim do środka, bo nie był dla mnie nikim ważnym. Tak więc siedziałam i pilnowałam swoich reklamówek z zakupami i zastanawiałam się czy w swoim cv powinnam uwzględnić pomoc niedoszłej samobójczyni? 
-Jestem.
Kiwnęłam głową, chwyciłam zakupy i ruszyłam do auta. 
-Chciałbym wyjaśnić ci sytuację z Cath...
-Nie ma takiej potrzeby. Mógłbyś mi dać kluczyki?- pytam znużona.
-Mnie z nią nic nie łączy.
-Zawsze coś będzie łączyło ludzi, którzy choć przez chwile byli dla siebie bliscy. A teraz dawaj kluczyki.
-Niby czemu?
-A jak chcesz prowadzić auto ze złamaną łapą?!
-Mam złapane tylko 2palce...
-Kluczyki.
-Na pewno dasz radę?
-A czemu miałabym nie dać rady?
-Tutaj jeździmy inną stroną drogi niż w Polsce...
-Boisz się o swoje życie czy o auto?!
Wsiedliśmy da auta. Zapięłam pasy w przeciwieństwie do mojego pasażera. Pożałuje tego. Oglądnęłam się jeszcze żeby sprawdzić czy moje zakupy dobrze się mają i wcisnęłam gaz. Nie powiem, nasz podróż do domu minęła nam szybciej niż moglibyśmy się spodziewać. Wysiadłam i zabrałam zakupy, a Jan nadal siedział i trzymał się drzwi. Zaśmiałam się pod nosem. Stop! Jednak coś mi się przypomniało. Podeszłam do auta i otworzyłam drzwi.
-Hej Jan! Wyczerpał mi się już pakiet dobrego wychowania. Więc spierdalaj i mnie więcej nie wkurwiaj. A Twoje rzeczy odeślę Ci do firmy poleconym- zaśmiałam się i ruszyłam do domu.
W końcu pozbyłam się tego gnoja, ale za to znowu nadużywam kurwa mać przekleństw. Nienawidzę ich, a tak często używam...
-Nie bądź już taka wredna!
-Tylko nieliczni zasługują na moją dobrą stronę. Tobie dałam szansę, ale ją zmarnowałeś, więc wypierdalaj.
-Zostanę, przecież jesteśmy zaręczeni.
-Chyba ochujałeś. Jakie oświadczyny?! O czym my mówimy? Idź do swoich dziewczyn- zaśmiałam się wrednie.- Widziałam na twoim wyświetlaczu nie tylko imię CATHERINA. Była też MELODY, KATE, EMILY.
Pewnie jest ich więcej....Każda na inny dzień tygodnia.
-Wyjaśnię.
-Nie potrzebuję twoich wyjaśnień. Po prostu wynoś się z mojego życia.
Złapał mnie za rękę. Odwróciłam się wściekła. Zmrużyłam oczy i przyglądnęłam mu się dokładnie. Wcale nie jest taki przystojny i idealny, za jakiego go brałam. Lekko się uśmiechnęłam, ponieważ dotarł do mnie jeden fakt. Właśnie zaczęłam go szczerze nienawidzić.
-Ja pierdole. Uspokój się. Po co wpadasz w taki szał? Co z tego, że mam koleżanki? Nie wkurwiaj się o gówno.
-Stul pysk i myśl co do mnie mówisz młocie!
-Kurwa, a Ty jak do mnie mówisz?! Nie jesteśmy jeszcze razem, mogę robić co mi się żywnie podoba kochaniutka.
-Zajebiście! Nikt Ci przecież nie broni!
-No to co się wściekasz?!
Nie odpowiedziałam. Za to wkroczył Eryk. Uwolnił moją rękę z uścisku Jana i stał patrząc na nas.
-A Ty to?- zdziwił się Jan.
-Skoro Ci się sam nie przedstawiłem, to nie licz na to, że to zrobię- odpowiedział.- Myślę, że skończyliście już rozmawiać....
-Dzięki- mruknęłam i weszłam do domu.
Ruszyłam prosto do pokoju. Czasami chciałoby się być inną osobą. Czasami chciałabym nic nie czuć. Wtedy życie było by o wiele łatwiejsze. Dlatego trzeba udawać. Dlaczego? Bo czuć za dużo...to okropna sprawa. I to mnie przeraża. Eryk był ważny, ale milczał wtedy kiedy powinien mówić najwięcej, kiedy powinien walczyć. Wszystko bym wytrzymała gdybym czuła, że mnie kocha, a to było ciężkie. Wszystkie sprawy się skomplikowały. Potem Jan. Gość z kosmosu, który ma być moim mężem. Jedno pytanie mnie męczy....Czy moi rodzice oszaleli czy to ja wariuję? Przebrałam się w piżamę i położyłam na łóżku. Moje życie traci sens...Boże.
Słyszę pukanie. Zrywam się z łóżka i ruszam otworzyć.
-To już chyba jest prześladowanie- mruczę widzą Jana.- Co tu robisz?
W odpowiedzi kiwa butelką wina i kieliszkami. Zestaw małego barmana?
-To najlepsze z mojej kolekcji- uśmiecha się.
-Nie chcę tego.
-Nalegam żebyś spróbowała.
Odkręca butelkę i zaczyna nalewać. Wszystko dzieje się w korytarzu. I dobrze, niech sobie nie myśli, że wlezie mi do pokoju. Obserwuję jak czerwony trunek leje się do kieliszka.
-Do pełna- mówię.
-Proszę- podaje mi.
Kiedy tylko chwytam kieliszek, oblewam winem swojego towarzysza. Sprawia mi dużą przyjemność oglądanie jak wyciera mokrą twarz. Uśmiecham się wrednie na widok czerwonych plam na koszuli. Ups to chyba ostatni raz kiedy miał ją na sobie.
-Chyba nie myślałeś, że się z Tobą napiję?- śmieję się.- Przychodzisz po tym wszystkim z winem? Musze przyznać- dobry z ciebie agent.
-Dlaczego oblałaś mnie winem?
-To taka gra. Wiesz....orient.
-Cenię sobie twoje chamstwo i sarkazm- powiedział spokojnie.
Nie chciało mi się dłużej tego słuchać. Po co męczyć uszy? Weszłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Droga związana z Janem nie doprowadzi mnie donikąd. Usłyszałam pukanie i naiwnie otworzyłam drzwi. Od razu poczułam na twarzy coś mokrego. Wzięłam oddech żeby uspokoić pragnienie rozjebania wszystkiego. Podniosłam rękę i wytarłam oczy. Wino. Świetnie. Moja biała koszulka będzie miała spotkanie z koszem. Cudownie.
-Zawsze oddaje to samo co dostaję. Zapamiętaj.
-Nienawidzę cię!
-Jak możesz mnie nienawidzić skoro nawet dobrze mnie nie znasz?
-W takim razie nazywam się Martyna- podaję rękę.
-John.
-Pierdol się John- warknęłam i po raz drugi zniknęłam w pokoju trzaskając drzwiami.
Mogłabym przysiądź, że słyszałam śmiech chłopaka.



Gabriel

Budzę się obojętny. Tak samo zasnąłem. Patrzę na dziewczynę która leży obok mnie. Jest moja. Obserwuję jak śpi. Wstaję z łóżka i uśmiecham się zadowolony. W końcu mam Wiktorię na 24h.
Ruszyłem do łazienki. Ledwie zdążyłem wejść do środka i ściągnąć koszulkę, kiedy zjawiła się Wiki. Trzymała różowy ręcznik. Zamarła w pół kroku widząc mnie pół nagiego.
-Tak wiem, jestem ucieleśnieniem męskiego ideału- mówię.
-Masz ręcznik.
-To nie kąpiemy się razem?- pytam z nadzieją.
-Nie.
-Serio? Rety...Ym masz maszynkę do golenia?
-W kosmetyczce, już ci daję.
Uklękła przy szafce, w której szukała swojej kosmetyczki. Oferowała mi przy tym przyjemny widok na swoją pupę. Zacisnąłem zęby. Miała najlepszy tyłek jaki w życiu widziałem. Zdecydowanie była kobietą, która zaspokoiła by mężczyznę. Po chwili wynurzyła się z różową maszynką do golenia.
-Masz coś co nie jest różowe?
-Mam fioletową, jeśli wolisz...
-Poproszę.
Wyjęła ciemno różową maszynkę.
-To nie jest fioletowe, tylko różowe.
-To jest fiolet. Albo bierzesz albo nie!
Poddałem się i przyjąłem ten ''fiolet''. Zacząłem się rozbierać i wszedłem do wanny. Gorąca kąpiel z rana byłą odświeżająca. Nieśpiesznie się umyłem i wyszedłem z łazienki z mokrym ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
-Wiesz co Gabriel?- powiedziała Wiktoria wodząc wzrokiem po moim ciele.- Ręczniki naprawdę świetnie na tobie wyglądają.
-Wiem. Jakbym wyszedł tak na dwór to zapoczątkował bym nową modę.
-Ubierz się.
-Nie chcę- odparłem.
-Wiem, ale nalegam żebyś to zrobił.
Spojrzałem na jej drobną twarz i usta które tak uwielbiałem. Wydawało mi się, że leciutko się uśmiechnęła. Nie sposób było jej się oprzeć, a ja tak bardzo chciałem ją posmakować.
-Gabriel, w twoim spojrzeniu jest tyle żaru, że roztopił byś lodowiec- zaśmiała się nerwowo.
Wiedziała co się szykuje. Przygryzła lekko wargę, chyba ze stresu. W pokoju wybuchło pożądanie. Powietrze było naładowane seksualnością, a Wiktoria pociągała mnie tak jak jeszcze nikt w życiu.
1
2
3
Zdążyłem tylko zobaczyć jak zmrużyła oczy. Pochyliłem głowę i pocałowałem ją. Usłyszałem jęk? Nie wiem które z nas go wydało...Chwyciła się moich nagich ramion, a ja poczułem jak twardnieję. Odsunąłem się od niej i popatrzyłem czule na dziewczynę. Spostrzegłem, że cała ta sytuacja zaparła jej dech w piersi.
-Ludzie zbierajcie się!- wpadł nagle Łukasz.
-Kurwa!- warknąłem.
-Jedziemy nad morze!
-Ymm- mruknęła Wiktoria i odsunęła się ode mnie.- Idę coś zjeść.
Wyszła. Przeczesałem wilgotne włosy i skupiłem się na Łukaszu, który ryknął śmiechem. No tak różowy ręcznik.
-Nie masz godności osobistej? Serio? Różowy?- droczył się Łukasz.
Złapałem go za koszulkę i wciągnąłem do środka.
-Ale z ciebie dupek.
Łukasz zaśmiał się jeszcze głośniej.
-Ładne kolanka stary, ale tym włosom na nogach przydałaby się kosiarka.
-Zamknij się.
-A to co, koronka?- Łukasz trącił brzeg ręcznika.-Rozumiem, że na treningach też będziesz używał różowych ręczników? Mam uprzedzić chłopaków?
-Do chuja jasnego! Kurwa mać!
-Gabriel, przestań używać tych brzydkich słów. Natychmiast!- zaśmiał się.- Obrażasz nimi, ten ręczniczek.
-Stul pysk i daj mi pomyśleć!!!
Wziąłem kilka głębokich oddechów żeby się uspokoić. Nie, jednak nie. Odwróciłem się i przywaliłem Łukaszowi w twarz.
-To Cię nauczy pukać- uśmiechnąłem się dumny z tego co zrobiłem i ruszyłem do szafy.
-Ochujałeś stary?! Kurwa mój policzek! Za co to było!? Oddałbym Ci ale boję się, że spadnie Ci ten ręczniczek.
-Spierdalaj.
-Nie przeklinaj.
-Nie pouczaj mnie, bo dostaniesz z drugiej strony.
-Spróbuj, to Ci tak przypierdolę, że Cie dr. House nawet nie poskłada- mruknął.
-Grozisz mi?- zaśmiałem się zakładając koszulkę.- Oj stary, powinieneś nauczyć radzić sobie z gniewem...
-To Ty przed chwilą przypierdoliłeś mi!
-Bo Ci się należało- odparłem.
-Bo przerwałem Ci z Wiktorią? Będziecie mieli jeszcze tyle okazji...



*   *   *

Zamrugałem i zmrużyłem oczy z powodu jasnego światła. Byliśmy nad morzem. Wiktoria wyprzedziła mnie i podbiegła do krawędzi wody. Patrzyłem, jak zrzuca ubranie i zostaje w bikini. Rzuciła mi spojrzenie, od którego przeszedł mnie aż dreszcz. Podeszła do mnie zdecydowanym krokiem. Czekałem. Nie mogłem oddychać ani się ruszyć. Zaparło mi dech kiedy oparła dłonie na mojej klacie. Zamknąłem oczy. Dlaczego ona mnie tak rozpala? Odruchowo ją przytuliłem.
-Kochałaś się kiedyś na plaży?- szepnąłem
Wspięła się na palce, żeby mnie pocałować Po chwili odsunęła się z uśmiechem i rozpięła mi rozporek.
-Gabriel! Gabriel nie śpij, bo słońce Cię spiecze.
Kurwa.To był tylko sen. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Wiktorię.
-Ładny strój- spojrzałem wymownie.
-Przestań już- westchnęła. 
-Nie moja wina, że Cię pragnę...
-Aha. No cóż nie zawsze dostajemy tego, czego chcemy. Idziesz do wody?
-Nie.
Wstała i poszła sama, a ja patrzyłem jak jej sylwetka znika z zasięgu mojego wzroku. Leżałem, pozwalając, by słońce przypiekało mi skórę. To cudowne uczucie!
-Czemu siedzisz sam?- zapytała Martyna.
-A czemu nie ma tutaj twojego gogusia?- odparłem.
-Mamy malutki konflikt- zaśmiała się.
-Lubisz go?
-Zdefiniuj słowo 'lubić'.
-No wiesz, że się do siebie uśmiechacie i w ogóle...
-To, że się do niego uśmiecham, wcale nie musi oznaczać, że go lubię. Mogę go sobie wyobrażać w płomieniach czy coś...
-Jasne, Martyna, jasne...
-Troszkę mnie ciekawi- wyznała.
-Nie, dziewczyny kręcą po prostu źli kolesie- zaśmiałem się
-Racja, pociąga nas ta cała tajemniczość.
-Myślałem, że to przez to, że ci źli wydają się bardziej męscy...
-A Ty co się wypowiadasz? Ty nadal jesteś tym złym
-Bo?- zdziwiłem się.- Bo miałem kilka dziewczyn i z kilkoma też spałem? 
-I naciskasz na seks...
-Widzę, że nie ma prywatności...Powinna się z tego cieszyć! Jestem doświadczony. Nie zrobię jej krzywdy.
-To nie o to chodzi!
-Tak wiem, boi się, że ją porzucę potem i inne pierdoły. Skąd wam się biorą te pomysły?
-Skoro miałeś dużo dziewczyn, to znaczy, że je lubisz. Skoro z nimi też spałeś, a teraz z nimi nie jesteś to znaczy, że je porzuciłeś. Ona nie chce być kolejną.
-Wy inaczej patrzycie na miłość. Wam potrzeba kogoś do rozmowy, żebyście mogły paplać o wszystkim a facet by was słuchał. To jest chore.
-Prawda, kogoś z kim mogłybyśmy gadać godzinami...
-Martyna, wy jesteście pojebane- stwierdziłem.
-A wy i tak się za nami uganiacie- zaśmiała się.
-Macie kontakt? No wiesz z Twoim narzeczonym? Ja pierdole ale to brzmi. Kobieto ledwo 18 masz, a już narzeczony.
-Nie obchodzi mnie. Za autobusami i facetami się nie biega.
-Bo szkoda zniszczyć buty?
-Nie?! Bo będzie następny. Przecież to łatwe...
-Wasza logika jest tak łatwa jak zakręt!- westchnąłem zrezygnowany.
Po chwili wróciła Wiktoria i położyła się na ręczniku obok. Opalała się. Liczyłem na to, że będzie robić to topless, ale się przeliczyłem. Musiałem zadowolić się magią swojej wyobraźni. 




Patrycja

Wkurwiało mnie wszystko. Że jest za ciepło, że jest za zimno. Że wtedy myślałam, że Dawid śpi i powiedziałam za dużo. Że on ucieszył się z tego wyznania. Byłam po prostu zła na siebie.
-Patrycja!- usłyszałam wołanie Dawida.
Udając, że go nie słyszę, ruszyłam na spacer po plaży. Błagam człowieku nie idź za mną. Potrzebuję chwili na przemyślenie wszystkiego. Chwili bez ciebie.
-Czemu nagle zrobiłaś się taka trudna?- podbiegł.
-Może to ty przyzwyczaiłeś się, że byłam łatwa.
-Idę z Tobą.
-Wracaj do innych, ja muszę pomyśleć....
-Przestań być taka oschła, bo przez tą sytuację nie wiem co ze sobą zrobić.
-Dać mi spokój. Nie powinnam była wtedy tego mówić.
-Powinnaś i wiem, że to była prawda, bo mówiłaś to z taką czułością...
-Żałuję tego. Myślałam, że śpisz, dlatego to zrobiłam. Chciałam żebyś nie słyszał. To nie jest coś w stylu, że wybrałam Cię i będę Cię lubić. Bo nie będę.- westchnęłam.- Czy możesz sobie odpuścić?
-Ech ciężko będzie.
-Postaraj się, proszę.
-Nie martw się każdy związek jest trudny.
-Dawid, my nie mamy żadnego związku! Nic nas nie łączy.
-Zawsze coś będzie łączyło ludzi, którzy byli ze sobą szczęśliwi. To, że jesteś niemiła nie zniechęci mnie. Już ci chyba mówiłem, że Cię lubię, więc uspokój się- pociągnął mnie za rękę w kierunku morza.- Po prostu zamocz nogi i wrzuć na luz.
Brzmiało to normalnie, ale nie podobał mi się ten pomysł. Złapałam Dawida mocno za ramię. Zignorował to i prowadził mnie w kierunku morza. Od samego patrzenia na wodę bałam się i wstydziłam się powiedzieć o tym...
-Nie ma mowy- zatrzymałam się tuż przy brzegu.
-Patrycja- zaśmiał się- Co może być strasznego w zanurzeniu stóp w morzu?
-Nie zrobię tego. Przecież wiesz, że woda to mój problem.
Nie było to nic wielkiego, ale myśl o tym była przerażająca. Zerknęłam na chłopaka, który stał spokojnie i czekał. Co robić? Ta wojna w myślach...Przeraża mnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Chwyciłam klapki w ręce i zanurzyłam nogi nim zdążyłam zmienić zdanie. Woda była cieplejsza niż się spodziewałam.
-I jak?- spytał Dawid.- Powinnaś wejść głębiej.
-Odbija ci dzisiaj?!
-Patrycja przecież nie każę ci stać się kamikaze. Po prostu wejdź troszeczkę głębiej.
Wróciłam szybko na piasek przerażona tym pomysłem. Nie spodziewałam się tego po Dawidzie. Przecież wie jaki mam uraz do wody! Chciałabym to zrobić, ale nie mogę tego zrobić. Ta bezsilność...
-To coś co możesz zrobić.
-Nie mogę. A poza tym co ty możesz na ten temat wiedzieć?!
-Patrycja, już pływałaś w basenie. Morze, to twój następny krok. Nie cofaj się skoro jesteś już tak blisko. Dasz radę.
Chciałam być dziewczyną, którą myślał, że jestem. Taką która nie boi się tak śmiesznych rzeczy.
-A co jeśli coś się stanie? To niestrzeżona plaża, nie ma ratownika i...
-Masz ratownika i to osobistego- uśmiechnął się.
Jeśli to zrobię, to będę blisko odzyskania dawnej siebie. Będę mogła to odhaczyć i zostawić za sobą.
-Okej-ruszyłam do wody.
Dawid pokiwał zachęcająco głową i stał nieruchomo. Zrobiłam dwa kroki i stałam w wodzie po kolana. Serce biło mi jak szalone, ale mimo to starałam się. Chciałam być odważna dla Dawida. Szłam dalej i dalej. Kiedy byłam w połowie drogi fale zaczęły się zwiększać. Zdrętwiałam. Całe moje ciało się napięło. Stałam sztywno, niezdolna ruszyć się. Mój koszmar stawał się rzeczywistością. Zdążyłam tylko zamknąć oczy, kiedy przykryła mnie fala. Waliłam w wodę, walcząc z nią. Krzyczałam spanikowana. Boże ja nie chcę tak umrzeć! Po chwili silne ramię objęło moją talię. Dawid wyciągnął mnie, a ja zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Chłopak posadził mnie na piasku i przyglądał się dokładnie.
-Wszystko dobrze?
-Nie- odparłam próbując nabrać odpowiednią ilość powietrza by mówić- Nie jest dobrze. Jeszcze się pytasz?! To twoja wina! Wszystko przez ciebie!
-Przepraszam Patrycja. Tak mi przykro- patrzył na mnie przerażony.
-Mogłam tam zginąć!- łzy płynęły po mojej twarzy.- Wiesz co to wszystko jest tak kurewsko komiczne, że zaraz nie wytrzymam. Wiedziałeś co może się stać, wiedziałeś że się tego boję, a jeszcze mnie zachęcałeś!
-Chciałem pomóc...
-Nie możesz próbować mi pomagać na siłę. Traktujesz mnie jak jakiś projekt!-zacisnęłam zęby. Mam dość. Dość łez i tej słabości.-Daj mi w końcu święty spokój. Odpierdol się i znajdź sobie inną koleżankę, która nie będzie miała problemów i będzie łatwa!!!
-Dobrze nie będę już walczył o twoje towarzystwo. Pasuje Ci?
Kiwnęłam mechanicznie głową. Najtrudniejszy wybór. Zrezygnować czy próbować dalej? Łzy które pojawiały się aż zamazywały moje pole widzenia. Siedziałam i patrzyłam na oddalającego się chłopaka. Tak szybko się skończyło. Nawet nie wiem kiedy to się zaczęło. Może ta zamiana walizek? Uśmiechnęłam się pod nosem,wstałam i ruszyłam za chłopakiem. Nie zamierzałam go gonić. Musiałam wrócić do reszty. Zimny wiatr wiejący od morza sprawił tylko, że do łez doszło jeszcze szczękanie zębów. Co za okropny dzień...



Wiktoria

Dzisiejszy dzień zaliczam do dziwnych. Po powrocie z plaży, robiłam wszystko byle by uniknąć wejścia do pokoju. Pokoju w którym będzie Gabriel. Rano niewiele brakło, a sytuacja mogła potoczyć się w inny sposób. Siedziałam w kuchni wpatrzona w blat stołu. Boże co mam zrobić ze swoim życiem?
-Jak dalej będziesz wpatrywać się w ten stół to zrobisz w nim dziurę- zaśmiał się Eryk, który właśnie się pojawił.
-Gdzie byłeś cały dzień?- spytałam, ponieważ nie był z nami na plaży.
-Tu i tam- powiedział i usiadł na przeciwko mnie.
-Eryk...Mogę o coś spytać?
-Wszystko u mnie dobrze. I tak nie było mnie ponieważ staram się unikać Martyny.
-Czy...czy jest ci ciężko?- pytam.
-To nie nasze pierwsze zerwanie, więc jestem przyzwyczajony. Tym razem jednak zrezygnowałem z niej.
-Dlaczego mówisz to tak spokojnie?
-Wolałem to zrobić pierwszy, zanim ona by to zrobiła...
-Ona by tego nie zrobiła! Nigdy! Przecież wy jesteście dla siebie stworzeni.
-Byliśmy. Czas przeszły. Nie ma sensu tego roztrząsać. Każdy ma swoje powody. Jakoś sobie radzę.
-Twierdzisz, że to koniec waszej historii?
W odpowiedzi kiwa głową. Przyglądam mu się, próbując odgadnąć czy przypadkiem nie kłamał.
-A ty co tutaj robisz? Czy nie powinnaś teraz być z Gabrielem.
-Powinnam, ale chwilowo go unikam- wzruszyłam ramionami.
-Ponieważ?
-Boję się.
-Czy on cię bije?!
-Nie- zaśmiałam się.
-Więc chodzi pewnie o sex.
-Po części...Po prostu sex dla kobiety i mężczyzny ma różne znaczenie...
-No to pewnie. Dziewczyny nie są w stanie przespać się z kimś bez uczuć. Wy chcecie się kochać z emocjami, namiętnością i w ogóle...
-Bo dla nas ważna jest więź i zaufanie!
-Więc nie ufasz Gabrielowi?
-Nie wiem...
-Bo patrzysz przez pryzmat przeszłości. Gabriel Cię kocha i to widać. To prawda, że my sex traktujemy inaczej. Skoro ktoś chce uprawiać z tobą sex to znaczy, że jesteś dla niego atrakcyjna i cię podziwia. Sex to ukoronowanie naszych starań.
-No właśnie. Jak się z nim prześpię to będę zdobyta i nie będzie tak jak wcześniej!
-Wiktoria jak nie będziesz ciszej to całe osiedla dowie się o twoich problemach z Gabrielem- powiedziała wchodząca Patrycja.
-Osiedle?- zdziwiłam się.
-No co? Cały dom już o tym wie- zaśmiała się.- Pozwolicie, że dołączę.
-Śmiało- odpowiedzieliśmy równo z Erykiem.
-Ja także uważam, że sex to koniec polowania- dodała.
-Dla was wynikiem miłości jest sex, dla nas może on być początkiem miłości.
-Gabriel mówi, że mnie kocha....
-Bo Cię kocha!!!- powiedzieli równo.
-Więc chyba nie powinnam mieć wątpliwości...A Patrycja? Czemu nie rozmawiasz z Dawidem? Pokłóciliście się?
-I to bardzo. Powiedzieliśmy sobie za dużo...
-To dobry chłopak- powiedziałam.- Znam go od małego i nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Powinniście się pogodzić...
-Zobaczymy jak to będzie- westchnęła.
-O mój Boże!- krzyknął Łukasz.- Eryk! Jeżeli jesteś tu przetrzymywany wbrew własnej woli to mrugnij dwa razy!!!
Zaśmialiśmy się wszyscy. Robi się tłoczno. Chyba pora się ulotnić i zmierzyć z tym co nieuniknione. Wstałam i ruszyłam wolno w kierunku pokoju. Przypomniałam sobie, jak przez przypadek poznałam Gabriela. Kilka przypadków i skończyłam jako jego dziewczyna. On stał się dla mnie miłością życia i chcę być przy nim tak bardzo. Stanęłam przed drzwiami. Poprawiłam włosy, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Czułam jak serce wybija mi rytm. Bolesny rytm. Czułam się jakbym miała zaraz eksplodować. To chyba ta adrenalina.
-I pojawiła się moja dziewczyna- uśmiechnął się do mnie z łóżka.
-Moja to najlepszy epitet jaki od ciebie usłyszałam- zamknęłam drzwi i podeszłam do łóżka.
Chłopak obserwował mnie bacznie. Kto by pomyślał, że moim ulubionym momentem będzie to jak na mnie patrzy...Przełknęłam ślinę i wzięłam się do roboty.
-Chcę Cię pocałować- powiedziałam cicho, ale Gabriel i tak usłyszał, bo oczy aż mu się zaświeciły.
-A ja chcę dużo więcej- odparł i wstał.
Chwycił mnie za rękę. Podszedł do drzwi i przekręcił łucznik. Uśmiechnęłam się lekko. Pewnie nie chciał żeby ktoś przerwał nam tak jak rano. Poczułam lekki uścisk dłoni. O dziwo dodało mi to otuchy. Ruszyliśmy w stronę łazienki. No cóż będzie ciekawie.



Sabina

-Co się tu dzieje?- pytam wchodząc do kuchni, w której odbywa się jakieś spotkanie.
-Ploteczki- odpowiada mi Łukasz.- Chcesz dołączyć?
-Przyszłam tylko po sok- mówię i otwieram lodówkę.
Szukam wzrokiem soku pomarańczowego, ale ręce które pojawiają się nagle na mojej tali rozpraszają mnie.
-Mogę dziś spać z Tobą?- szepcze Łukasz.
-Tylko spać?
-Będę grzeczny. Obiecuję.
-Nie wiem jak z Patrycją, bo chyba pokłóciła się Dawidem...
-Już załatwiłem. Eryk będzie spać u Dawida, a Patrycja kimnie się u Eryka.
Kiwam głową, biorę butelkę i ruszam w stronę pokoju. Chłopak podąża za mną. Jak mój cień.
-Ja śpię od ściany!- zamawia Łukasz.
-Niech ci będzie- mruczę i biorę łyka soku.- O co się pokłócili?
-Nie powiedziała. Dawid też milczy. Chyba poważna sprawa...
-Przejdzie im- wzruszyłam ramionami.- Dlaczego chciałeś ze mną spać?
-To proste, bo nie chciałem spać sam.
-To za proste. Gadaj co tam wymyśliłeś.
-Chciałbym się z Tobą kochać- powiedział i przekręcił się w moją stronę.
-A ja bym chciała, żebyś docenił że się staram.
-Doceniam to i to bardzo. Powiem ci też prostą rzecz- jesteś, taka jakbym chciał.
Słowa, które chciałam żeby zostały wypowiedziane...Właśnie je usłyszałam i powtarzałam je sobie w głowie. To najlepszy moment w moim życiu. Otworzył się nowy rozdział, który zapiszę z tym chłopakiem.
-Wiesz, lubię nową Sabinę. Mogę się do niej normalnie przytulić i nie boję się, że jej twarz zostanie odbita na mojej koszulce- przyciągnął mnie do siebie.
-Sabina tapeciara?
-No, całe twoje piękno dało się zlikwidować jedną chusteczką- zaśmiał się.
-Sugerujesz, że teraz nie jestem piękna?!
-Tamto to było "piękno'' w cudzysłowie- sprostował.- Teraz mi się bardziej podobasz- pocałował mnie w czoło. Co byś chciała jutro robić?
-A jutro jest jakiś specjalny dzień?- pytam.
-Ostatni dzień w Wielkiej Brytani. Trzeba już wracać do domu. Zostało nam jeszcze dwa tygodnie i szkoła...
-A weź mi nawet nie mów...To co z tym jutrem? Zarezerwowałeś czas tylko dla nas?
-Oczywiście. Masz jakieś życzenia?
-Takie konkretne? Jak mam to nie wiem czy mogę ci powiedzieć...
-Bo może się nie spełnić? Spokojnie, ja ci je spełnię! Jestem instytucją spełniającą życzenia!
-Łukasz, ale to tylko moja własna instytucja, tak?
-Tak, twoja prywatna.
-To chciałabym jutro spędzić miło czas.
-Zakupy?- pyta.
-Czemu od razu wpadłeś na zakupy?
-Bo dziewczyny lubią zakupy- wzruszył ramionami.
-Dobra, masz mnie. Chciałam zakupy...
-Ok, ale pamiętaj, że wolałbym zakupy takie dla dorosłych...Jakaś bielizna, czy coś...
-Weź zboczeńcu...Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
-Ciebie pod prysznicem.



____________________________________________________________

Mamy kolejny.
Długo zeszło, ponieważ staram się żeby były dłuższe.
Jeszcze kilka rozdziałów, ale historia zmierza po malutku do końca.
Chcę zakończyć to opowiadanie, ponieważ mam nowy pomysł, a nie mogę go zrealizować puki to mnie trzyma.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca!
Proszę o cierpliwość i komentarze.
N