niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 40.

Sabina

Wstałam. Rozglądnęłam się dookoła i okazało się, że nie jestem u siebie w domu. Brawo. To pewnie pokój Łukasza. Wstałam z łóżka, ale przed zejściem na dół postanowiłam zahaczyć o łazienkę. Przeszłam więc przez cały pokój. Zaspana, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nie zwróciłam uwagi, na ciepło, które ogarnęło mnie po wejściu do łazienki. Dopiero ktoś stojący przed lustrem wydał mi się dziwny. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Przed lustrem stał Łukasz i był całkowicie nagi. Był zamyślony i jeszcze mnie nie zauważył, dlatego szybko zaczęłam szukać klamki. Niechcący narobiłam hałasu, a twarz chłopaka zwróciła się w moją stronę. Zamarłam.
Patrzył na mnie bez wyrazu. Po chwili zwrócił się w moją stronę.
Sabina patrz na twarz! Tylko na twarz!
To było silniejsze ode mnie, a mój wzrok sam kierował się niżej...
Pierwsze co przykuło moje spojrzenie, to jego doskonała klatka piersiowa. Pod koszulką nigdy nie było widać, że jest tak dobrze wyrzeźbiona.
To gdzie później skierował się mój wzrok nie było zamierzone! Za to chyba będę smażyć się w piekle! Szybko wróciłam wzrokiem do jego rozbawionej twarzy.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że tu jesteś. Chciałam tylko skorzystać z łazienki. Ja pójdę już...- mówiłam szybko.
Odwróciłam się żeby znaleźć klamkę, jednak on w jednej sekundzie znalazł się przy mnie. I o Matko Boska, nadal był nagi!
-Powiedz mi, jak to się dzieje, że zawsze znajdujesz się tam gdzie nie powinnaś?
Pochylił się, a jego usta zaczęły wyznaczać szlak na mojej szyi. Moje serce miało zamiar eksplodować.
-Czuję twój puls. Wiem że tego chcesz- mruknął.
Miał racje. Wiedziałam do czego to prowadzi. Do cierpienia i to mojego, bo po tym jak mnie przeleci to znajdzie sobie inną.
-Nie- powiedziałam.
-Co?- brzmiał na zaskoczonego.
-Nie chcę cię Łukasz.
-Przecież widzę!- uderzył ręką w ścianę.
-Twoja pewność siebie, cię okłamuje. Daj mi spokój- otworzyłam drzwi i uciekałam.





Wiktoria

Rodzice Gabriela mieli jakiś wyjazd służbowy. Chata wolna, dlatego siedzieliśmy dzisiaj u niego. Znaleźliśmy zestaw do Pokera i graliśmy w niego cały czas.
-Sprawdzam- powiedziałam.
-Sprawdzam- potwierdził Gabriel.
-Przykro mi ale przegrałeś- zaśmiałam się i schowałam się za kartami.
-Blefujesz- odkrył przede mną pięć swoich kart.- Strit.
-Tak mi przykro- odkryłam przed nim swoje karty.- Kareta, mój drogi.
Zmrużył oczy na mnie i skrzyżował ręce.
-Oszukiwałaś!
-Pokonałam cię cieniasie!
-Żądam powtórki! Założę się, że chowasz jakieś karty w spodniach!
-O nie! To ty je chowasz w spodniach!
-Dobra, sprawdźmy to!
-Dobra!- odkrzyknęłam.
Gabriel wstał i wyciągnął przednie kieszenie na zewnątrz. Były puste.
-Chcesz sprawdzić tylnie?- poruszył sugestywnie brwiami.
-Z przyjemnością- wstałam i podeszłam do niego.
Wsadziłam mu ręce w te durne tylnie kieszenie. Były puste.
-Teraz ty!- pokazał na mnie.
-Przykro mi, w tych spodniach nie mam kieszeni...
-Przejdźmy teraz do rzeczy.
Pociągnął za pasek swoich spodni i go odpiął. Przybrałam kamienną minę.
-Co ty robisz?- pytam widząc jak chłopak ściąga spodnie.
-Gram uczciwie.
-Nie będę ci sprawdzać majtek!- bąkam.
-Aha! Wiedziałem, że byś chciała! Ale nie jestem psychiczny. Nie wkładam sobie tam kart!- zapewnił.
Potem pozbył się jeszcze koszulki i stał przede mną w samych boxerkach. Uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej i obrócił się trzysta sześćdziesiąt stopni. Był czysty.
-Teraz ty- wskazał na mnie.
-Czemu po prostu nie pogodzisz się z tym, że przegrałeś- mruczę.
-Bo ja nie przegrywam!!! Rozbieraj się.
Zaśmiałam się z tego władczego tonu i uniosłam bluzkę na wysokość pępka.
-Widzisz? Żadnych kart.
-Ściągnij bluzkę, bo możesz trzymać karty w staniku!
-Niby jak miałabym je z stamtąd wyciągać?
-To ty nosisz stanik w tym związku, ty wiesz jak to działa. Ściągaj.
-Zbyt długo chyba nie oglądałeś pornosa...
-Przegrałem z tobą. Nigdy sobie tego nie wybaczę. A tego o tym pornosie to będziesz jeszcze żałowała...
-Żartowałam przecież- przewracam oczami.
Pociągnęłam za bluzkę i ściągnęłam ją przez głowę. Gabriel patrzył na mnie, a po chwili wybuchnął śmiechem.
-Nie wierzę, że to zrobiłaś!
-Co cię tak śmieszy Gabriel?
-Wiesz, że oszukiwałem.
-Ale nie masz przy sobie kart....
-Wrzuciłem je wcześniej do talii.
-Przegrałem mimo tego, że oszukiwałem, coś z tego przecież musiałem mieć...
No tak. Gabriel jest przecież facetem. Już miałam mu odpowiedzieć jakąś ripostą, ale usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Popatrzyłam spanikowana na Gabriela, a on odwzajemnił moją minę. Jeśli rodzice Gabriela zobaczą nas stojących razem prawie nago, to wolę nie myśleć co by się stało! Że też zachciało mu się rozbierać!
-Halo- usłyszałam głos mojej przyjaciółki Karoliny.
Rzuciliśmy się błyskawicznie na ubrania, ale nie zdążyłam podnieść mojej bluzki, bo do salonu weszli Mateusz z Karoliną. Na nasz widok stanęli wryci. Byłam tak spanikowana, że dopiero po chwili zakryłam swoje piersi bluzką.
-Co to ma być?- zaśmiał się Mateusz.- Czyżbyśmy wam coś przerwali?
-Mateusz czemu my się tak nie bawimy?- zaśmiała się Karolina.
Ubrałam bluzkę przez głowę i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole. Byłam lekko zawstydzona, ponieważ dręczyła mnie sytuacja w której zastali nas przyjaciele. Karolina zauważyła moje napięcie i przysiadła się do mnie.
-Dobrze się czujesz?
Zmarszczyłam czoło.
-Wiesz nie codziennie przyjaciele widują mnie w tak żałosnych sytuacjach...
-Śmieszna jesteś. Ja widziałam cię w dużo gorszych sytuacjach i nadal się z tobą przyjaźnię.
-Racja- powiedziałam, z nadzieją że to koniec tematu.
-Ale teraz jesteśmy tutaj, więc bawmy się. Skoro już zaczęliście z Gabrielem grę w karty, to dokończmy ją. Carpe diem!- powiedziała i ruszyła do chłopaków.
Wstałam zastanawiając się skąd ona zna takie trudne słowa. Ciekawe czy wie w ogóle co to znaczy. Carpe diem mruknęłam i ruszyłam za przyjaciółką.
-Chłopcy czas na partyjkę pokera- usłyszałam głos Karoliny.
-Słucham?
-Zagramy w pokera.
-Na co gramy?- zapytał Gabriel.- Może rozbierany?- poruszył do mnie brwiami.
Żartowniś.
-Rozbierany poker odpada- powiedziałam stanowczo.
-Może na przysługi?- zaproponował Mateusz.
-To znaczy?
-Zwycięzca partii ma prawo domagać się jednej przysługi w dowolnym czasie.
Wszyscy ożywiliśmy się wyraźnie ciekawi.
-Żadnych ograniczeń? Można żądać wszystkiego według swojego widzimisię?
-Owszem.
Wyzwanie obudziło w nas żyłkę hazardzistów.

*   *   *

Po skończonej grze, w której dziwnym trafem wygrał raz Gabriel, a raz Mateusz, postanowiliśmy coś zjeść. Kiedy zjedliśmy, Karolina i ja szybko uprzątnęłyśmy brudne talerze, a chłopcy poszli włączyć jakiś film. Przygotowałyśmy popcorn i poszłyśmy do reszty. Karolina wtuliła się w Mateusza i siedzieli na kanapie. My z Gabrielem obstawialiśmy ziemię. Film mnie nie interesował, za bardzo bo co pięć minut któryś z bohaterów strzelał do innego. Poza tym w ogóle nie było wątku romantycznego. Nic dziwnego, że po chwili moje oczy zaczęły się zamykać.
Po chwili dreszcz przeszył całe moje ciało. Szeroko otworzyłam oczy. Źródłem mojego zawału była osoba, po mojej lewej stronie. Gabriel był wpatrzony w telewizor, ale jego ręka znajdowała się na moim kolanie.
Podobał mi się ten dotyk, ale to nie jest odpowiednia sytuacja na takie rzeczy. Przesunęłam się lekko w prawą stronę, ale ręka Gabriela nadal spoczywała na moim kolanie. Zaczęłam więc przesuwać nogę i kiedy myślałam, że się od niego uwolnię, on ścisnął mocniej moje udo. Nie dawał mi szansy na najmniejsze drgnięcie. Nie mogłam ryzykować gwałtownych ruchów, bo zwróciłabym na nas uwagę reszty. Postanowiłam więc olać Gabriela.
Przymknęłam powieki i czekałam aż przyjdzie do mnie sen. Wtedy jego ręka się poruszyła. Zaczęła sunąć po moim udzie, w górę...Moje oczy momentalnie się otworzyły i popatrzyłam na niego. Nadal był skupiony na filmie. Patrzył w telewizor z obojętnym wyrazem twarzy. Siedział taki spokojny, a ja walczyłam ze swoim sercem.
Jego ręka poruszała się powoli i wiedziałam gdzie zmierza. Kiedy ręka wjechała w strefę złączenia moich nóg szybko podciągnęłam prawą nogę i założyłam na lewą. Dzięki temu przytrzymałam jego rękę, która nie była już zdolna do poruszania się.
Poruszył się i przystawił pięść wolnej ręki do ust. Zakrywał swój stłumiony śmiech. Sama się uśmiechnęłam, zadowolona, że go zatrzymałam.



Martyna

-Upichcę nam coś na kolację- powiedział Eryk i otworzył mi drzwi do mieszkania.
Jego mama dzisiaj miała trzecią zmianę. Właśnie wróciliśmy z kina i wszystko zapowiadało się super.
-Umiesz gotować?- zapytałam z ironią.
-Gotowałem dla ciebie z milion razy, ale nie Martyna, nie umiem.
-Racja, jesteś dobry w te klocki.
Prychnął wyraźnie urażony.
-Najlepszy.
Zarozumialec. Olać to! Eryk był moim chłopakiem, więc jeżeli chce gotować niech gotuje. Pośpiesznie zwlekłam z siebie kurtkę i weszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i starałam się jak mogłam żeby nie patrzeć na kształtne pośladki chłopaka. Gość ma na serio świetny tyłek...
-Chcesz mi pomóc?
-Oczywiście. Co jemy?
-Makaron podsmażany z krewetkami.
Mimo woli jęknęłam boleśnie.
-O Boże! Ty łobuzie!
-Nie lubisz?
-Wiesz przecież, że to kocham! Uwielbiam do przesady!
-Wiem. Otworzysz wino? Jest w lodówce.
O mamy nawet winko. Szykuje się fajna noc. Odkorkowałam wino, a potem obserwowałam chłopaka ukradkiem. Napełniłam swój kieliszek i upiłam łyk. Wino spłynęło mi do przełyku i ujawniło bogactwo smaków. Oblizałam usta i przymknęłam oczy.
-Pijesz to wino, jakbyś grała w pornolu.
-Przestań się na mnie wyżywać popaprańcu.
Po chwili siedzieliśmy i pałaszowaliśmy dzieło Eryka.
-Co zrobimy z tak miło rozpoczętym wieczorem?- zapytałam.
-Bo ja wiem? Może obejrzymy jakiś film?
Pokręciłam głową. Obeszłam stolik i przyskoczyłam do chłopaka. Winko dodało mi odwagi, a w tej chwili żądza stopniowo zaćmiewała mi umysł. Wkrótce byłam zdolna do myślenia o wilgotnych ustach i apetycznym ciałku swojego chłopaka. Byliśmy teraz w łóżku. Poczułam, że Eryk pręży muskuły. O Boże! Pożądanie wybuchło między nami z siłą tornada.
Oddawałam wszystkie pocałunki, pojękując między nimi. Pragnęłam Eryka i nie widziałam powodu żeby odmawiać sobie tej przyjemności.
Zabrzmiał dzwonek do drzwi.
Dźwięk odbił się od ścian. Eryk drgnął i odskoczył ode mnie. Idąc do drzwi klął półgłosem. Zza drzwi pokoju dobiegały stłumione głosy. Poprawiłam ubranie i wyszłam.
Wysoki, starszy mężczyzna siedział w salonie. Z jego swobodnego zachowania wywnioskowałam, że czuł się jak u siebie.
-Coś wam przerwałem?- zapytał z ironicznym uśmiechem.
-Przepraszam cię. Nie sądziłem, że on się tutaj pojawi. To mój ojciec. Zostawił mnie i mamę jak byłem mały, a teraz wrócił.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.
-Wszystko dobrze?- zapytałam podchodząc do Eryka.
-Nieważne- zbył mnie jednym słowem.- Mamy dzisiaj nie będzie, ma trzecią zmianę, więc wynoś się stąd.
-Ah tak, rozumiem. W takim razie idę sobie- odparł mężczyzna.- Wróciłem do Polski i mam zamiar nadrobić z wami czas stracony.
Eryk odprowadził mężczyznę do drzwi, a kiedy wrócił nie zachowywał się tak jak wcześniej.
Postanowiłam więc zakończyć ten wieczór po swojemu.
-Robi się późno, będę wracać do domu- powiedziałam zdejmując kurtkę z wieszaka.
-Jasne. Dobranoc.
-Dobranoc.




Patycja

Rozejrzałam się wokół. Noc poetów przyciągała do mojej ulubionej księgarni tłumy miłośników wierszy. Z głośników płynęła nastrojowa muzyka. Zaprosiłam tutaj dzisiaj Dawida, chcąc pokazać mu cząstkę siebie. Chłopak nie pasował tutaj, bo emanował pewnością siebie, więc obstawiałam, że nie przyjdzie. Okazało się jednak inaczej. Dawid stał przede mną. Wtedy uświadomiłam sobie, że on potrafi się odnaleźć wszędzie.
-Cześć.
-Cześć.
-Co u ciebie?
-Wszystko dobrze. Myślałam, że nie przyjdziesz...
-Chciałem zobaczyć jak wygląda ta twoja noc poetów.
-Dzięki Dawid- powiedziałam dotykając jego ramienia.
-Spoko, wiem że lubisz słuchać wierszy- wzruszył ramionami.
-Skąd to wiesz?- zapytałam zdziwiona.
-Zapamiętałem.
-Ale ja wspomniałam o tym może z raz....
-Twoje słowa zapamiętuję wybitnie.
-Serio? A czytasz mi w myślach?
-No to ba- zaśmiał się.
-To o czym teraz myślę? Hah?
-Marzysz o kąpieli...Ze mną...I kaczuszką.
-Przykro mi są tylko dwa miejsca, albo ty, albo kaczuszka!
-Patrycja, weź no czy ty proponujesz mi erotik związek? Tak przy ludziach?
-Dawid ty to jednak serio głupi jesteś. Martwię się o ciebie, bo podobno z wiekiem jest coraz gorzej....
-Będziesz dzisiaj mówiła wierszyk?
-Tak- kiwnęłam głową.
-Na tej mini scence?
-Tak.
-Magiczne solo Patrycji Wieczorek?
Klepnęłam go w ramię i ruszyłam na scenę. Teraz moja kolej.



*   *   *
-Zajebiście mi się podobał twój wiersz!
-To nie był mój wiersz- zaśmiałam się.
-Znaczy się to jak go recytowałaś!
-Słuchaj niedaleko jest świetna pizzeria, robią tam świetną pizzę. Masz ochotę na kawałek? Jest też taki punkt ze świeżym pieczywem. Takie pyszne, że można oszaleć. Ja bym w sumie też sałatkę zjadła. Lubisz sałatki? Albo jeszcze w takiej jednej kawiarni mają genialne koktajle
-Przecież do kawiarni jest daleko....
-Coś ty, to rzut beretem. To co idziemy?
-Ale dokąd? Wymieniłaś z osiem miejsc w przeciągu kilku sekund!...
-Ok, więc chodźmy na koktajl. Lepiej zróbmy tak, że kto dobiegnie pierwszy, ten za siebie nie płaci!- powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
Obróciłam się i zobaczyłam, że Dawid dalej stoi w miejscu, po chwili otrząsnął się i ruszył za mną. To jest wyścig. Gnałam przed siebie, w pewnym momencie skręciłam w prawo. Zobaczyłam, że Dawid ledwo żyje, ale już prawie mnie dogonił. Biegliśmy wzdłuż kamienic, a ludzie dziwnie na nas patrzyli.
-Nie sądziłam, że masz taką kondycję- odwracam się i mówię,
Niewiele brakuje. Dawid ma mnie już na wyciągnięcie dłoni.
-Już prawie cię mam!
Na te słowa przyspieszam. Chcę wydłużyć krok. Dawid jest tuż-tuż. Zaledwie kilka kroków. Po chwili niespodziewanie zwalnia i się zatrzymuje. Odwracam się i widzę, że został w tyle. Ogarnia mnie strach. Może coś mu się stało? Zatrzymuję się by ogarnąć sytuację. Ruszam w jego stronę i widzę, że rozmawia przez telefon.
-Będę wieczorem, potem zadzwoń- rozłącza się.
-Co się dzieje?
-Nic ważnego.
-Wiesz co ci powiem? Przegrany płaci!- wyprzedza mnie.
-Ej to się nie liczy! TO SIĘ NIE LICZY!- ruszam za nim.- Zawróciłam żeby zobaczyć co z tobą.
-A ktoś cię o to prosił?!- Dawid śmieje się.
Dawid przyspiesza i wiem, że to przegram. Muszę coś wymyślić. Wyciągam telefon i wybieram numer chłopaka. Brunet przystaje odpierając telefon. Odwraca się w moją stronę, a ja sprytnie go mijam.
-Hej! To ty do mnie zadzwoniłaś!
-Jak wojna to wojna. Każdy chwyt jest dozwolony! Ty mnie pierwszy oszukałeś!
Biegniemy dalej. Znaczy ja mam lekką przewagę dwóch kroków.
-Nic nie mów. Muszę oszczędzać każdy oddech- powstrzymuję go.-Na miejscu zobaczymy kto zapłaci!
I biegniemy. Jedno za drugim w kierunku lokalu. Jeszcze chwilka i kurka rurka Dawid mnie mija.
-Pierwszy!- chłopak opiera się o witrynę kawiarni.
-Oszust z ciebie!
-Nie umiesz przegrywać!
Stoimy w drzwiach, zgięci w pół, usiłując złapać oddech. Mamy niezłą zadyszkę
-W ogóle to był świetny bieg, co?
-Tak i pomyśleć, że należę do drużyny. Biegam prawie zawodowo. Myślałam, że cię minę! Że łatwo wygram...
Dawid podnosi się wciąż zziajany.
-Przykro mi, ale ja gram w drużynie koszykarskiej. Oznacza to, że prawie cały czas biegam.
-Dobre sobie. Założę się, że jeżeli byśmy to powtórzyli to byś przegrał!
Dawid się uśmiecha i otwiera mi drzwi. Czeka aż wejdę i zamyka je za nami.
-Zwycięscy świętują, przegrani się tłumaczą- szepcze mi do ucha, jak stoimy w kolejce do kasy.
-Tak dobra, rozumiem. Mam zapłacić. Niech ci będzie...
-Dla mnie super extra koktajl z owoców leśnych- składa swoje zamówienie.
-Do tego jeszcze dla mnie z kiwi i truskawek.


_______________________________________________________________

W końcu mamy wymękolony przeze mnie rozdział. Przepraszam za błędy i za te długie oczekiwania. 
Pozdrawiam,
Natalia ;)