wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 38.

Eryk

Wrażenie kwadratowej głowy nie ustępowało. Bałem otworzyć się oczy. Leżałem na łóżku, zawinięty w kołdrę. Byłem spocony jak świnia i czułem, że przyjęte popołudniu leki przestają działać. Znów czułem dreszcze, które w nocy uniemożliwiały mi sen. Rzadko chorowałem. Zawsze byłem zdrowy i akurat teraz musiałem złapać jakieś gówno. Z panującej za oknem kolacji, wnioskowałem, że u Martyny trwała powitalna kolacja dla rodziców. Przyjechali na Wielkanoc.
Musiałem wstać i coś zjeść, napić się i wziąć leki. Usiadłem na łóżku, głowa bolała mnie coraz bardziej, jednak wstałem i wyszedłem z pokoju. W kuchni zobaczyłem coś w co nie mogłem uwierzyć. Moja mama była w dechę! Na stole stał wypełniony talerz, moimi ulubionymi kanapkami. Poczułem ten pyszny zapach i aż zakręciło mi się w głowie. Chyba z głodu. Chwyciłem pierwszą kanapkę z brzegu i wgryzłem się w nią. Zauważyłem liścik. Widziałem na nim pismo mamy, która napisała:

Synku zjedz kanapeczki.
Pamiętaj o lekarstwach!
W białym pojemniku zostawiłam ci jeszcze spaghetti,
Jak się obudzisz to zadzwoń.

Kanapki były pycha! Nawet nie zauważyłem kiedy zjadłem połowę.
Nastawiłem wodę na herbatę, bo zapchałem się kanapkami. W między czasie szukałem telefonu. Znalazłem go w spodniach, wiszących na krześle. Wróciłem do kuchni. Zobaczyłem, że mam sporo nieprzeczytanych wiadomości. Wszystkie były od Martyny. Oparłem się o zlew i zacząłem czytać.

<Muszę przygotować wszystko na powitanie rodziców. Dlatego jestem tu, a nie u ciebie...>
<Zrobiłabym ci pyszną herbatkę z cytryną, gdybym była u ciebie>
<W sobotę rano postaram się odwiedzić ciebie. Około południa>
<Nie poznałbyś teraz mojego domu. Wreszcie są rodzice i Sebastian. Brakuje to tylko ciebie. <Wszyscy byli zawiedzeni, kiedy powiedziałam, że cie nie będzie.>
<Tęsknię za tobą, więc przypominam sobie dzień kiedy się poznaliśmy. Tego momentu nie zapomnę nigdy!
<Kocham cię, zdrowiej!>

Skończyłem czytać ostatnią wiadomość. Nie mogłem uwierzyć, że Martyna napisała do mnie tyle razy. Chciałem mieć ją blisko przy sobie. Herbata była gotowa, ale za gorąca. Potrzebowałem jeszcze cytryny. Myśląc o Martynie szukałem cytryny i wiedziałem, że za chwilę odpowiem jej na wszystkie sms'y. Zacząłem pisać, najpierw do mamy.

<Mamo, jesteś kochana! Kanapki są odjazdowe! Czuję się już lepiej>

Uśmiechnąłem się i wysłałem wiadomość. Wziąłem jeszcze leki i razem z herbatą ruszyłem na górę. Położyłem się na łóżku i zacząłem odpisywać Martynie.

<Bardzo cieszę się, że pisałaś do mnie przez cały dzień. Szkoda, że nie jestem razem z tobą, ale mam nadzieję, że dajesz sobie radę :)>

Może być. Opcje>wyślij.

<Już nie mogę doczekać się soboty. Zrobię wszystko żebyś się nie zaraziła>
<Mam to samo. Mi też brakuje ciebie, ale nie martw się.>
<Ja też lubię myslec o tym momencie. Zakręciłaś mi nieźle w głowie wtedy mała>
<Kocham Cię. Dobranoc>



Martyna

-Kawy?- zapytałam tak jakby rodzice mieszkali nadal ze mną.
-To może ja zrobię?- mama zerwała się z krzesła.
-Krystyna- ciotka Anna obdarzyła moją mamę pobłażliwym spojrzeniem- Siedź, ja zrobię.
-Dajcie mi jakąś robotę!- oburzyła się moja mama.
-A ja tam lubię sobie posiedzieć- zaznaczyła swoją obecność Klaudia.
-To sobie posiedzisz w kościele- szepnęłam do niej.
Wszyscy się roześmiali.
-Sebastian! Na litość boską!- zagrzmiała nagle mama.- Wracaj natychmiast się ubrać! Przecież tu siedzą same damy!
Odwróciłam się popatrzeć i zobaczyłam, że mój brat nie robi sobie nic z marudzenia matki. Paradował ubrany jedynie w czarne bokserki i biały T-shirt.
-Daj mi spokój!
-Do daj spokój!? Co daj spokój!?- mama chyba nie udawała złości.
-Golasy wstępu nie mają- powiedziałam do niego.
-Golas byłby wtedy gdyby nie miał gatek- wtrąciła się Klaudia.
-Przybij piątkę!- podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Klaudia przybiła mu z całej siły w jego dłoń- Ah te polskie dziewczyny! Lubię to! Kawy bym się napił...
-Te londyńskie chłopaki to niekulturalne typy- przedrzeźniam go.- A gdzie proszę?
-Kawę proszę mi tu dać!
Korzystając z nieuwagi poszłam po telefon i przeczytałam wszystkie wczorajsze wiadomości od Eryka. Nie mogłam się naczytać. Kończyłam i zaczynałam od początku. Musiałam w końcu przestac żeby wrócić do gości. Usiadłam z powrotem w kuchni i zjadłam kanapkę. Usłyszałam dźwięk nowej wiadomości. Otworzyłam wiadomość od Eryka:

<Tęsknię...>

Szybko odpisałam, brudząc przy tym ekran telefonu.

<Ja bardziej...>

Po kanapkach zostało już tylko kilka okruszków.



Eryk

Od momentu gdy otworzyłem oczy, miałem ochotę położyć się na wycieraczce i czekać na Martynę. Wrachować jak pies. Jadnak na przekór musiałem posprzątać w domu, bo mama znowu w pracy. Gdy uporałem się z wszystkim, było już prawie południe. Czułem się całkiem dobrze, dlatego postanowiłem zadbać o swój wygląd. Musiałem się pospieszyć i zmyć z siebie chorobę.
Wyszedłem spod prysznica i nie zdążyłem sięgnąć po ręcznik, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Nerwowo wciągnąłem na siebie jeansy. Znów usłyszałem pukanie. Wystraszyłem się. Nie mam czasu na koszulkę. Podszedłem do drzwi niekompletnie ubrany i otworzyłem.
-Przepraszam, że tak długo, ale...
Uśmiechnęła się do mnie. Podeszła do mnie i pocałowała. Przyciągnąłem ją do siebie.
-Mamy pięć minut.
-To musimy się spieszyć- powiedziałem.
-Gdy się człowiek spieszy to...
-To się diabeł cieszy- przewróciłem oczami.
-Zostały nam tylko cztery minuty- rozpoczęła odliczanie.
-A gdybym zamknął drzwi? Nie mogłabyś wyjść.
-Kiedyś przyjdę, poproszę cię żebyś zamkną drzwi i mnie nie wypuszczał, ale to nie dziś. Muszę lecieć. Bo przede mną jeszcze wyprawa do kościoła. Wiesz koszyczek i te sprawy..Zostały trzy minuty.
-Ale z ciebie nudziara.
-Ale chyba trochę mnie lubisz...- przytuliła się do mnie.
-Trochę, ale bez przesady....Jak sobie radzisz z rodzicami?
-Bez problemu.
-Jestem strasznie głody- wymruczałem.
-A jadłeś śniadanie?- sprytnie uchylając się od pocałunków.
-Nie jadłem od dawna- przeniosłem usta na jej szyję.
-Czas się skończył!
Podniosłem ją i posadziłem na kuchennym blacie.
-Nigdzie nie pójdziesz...
-Przestań grzeszyć!- powiedziała nauczycielskim tonem.
-Przestań mnie zagadywać!- pogroziłem jej palcem.
-Serio byłam u spowiedzi! Słyszałeś o czymś takim jak czystość przed małżeńska?
-Nie wytrzymam! Prosisz mnie o rękę?- zaśmiałem się i przyciągnąłem ją do siebie.
-Wracaj na ziemie! Nie zamierzam grzeszyć! Jutro jest Niedziela Wielkanocna! Więc uspokój się i mnie wypuść...
-Ale ty Zielińska, jesteś nudna. Nie możemy się umówić, że tylko ja będę grzeszył?
-Słyszałeś kiedyś coś takiego jak SKAZANA ZA  W S P Ó Ł U D Z I A Ł?
Jednym ruchem pozbyłem się koszulki,a drugim podniosłem ją i przełożyłem przez ramię. Oniemiała. A ja korzystając z tego podążałem do swojego pokoju.
-A słyszałaś kiedyś, że ciało rzucona na łoże traci na oporze?- zapytałem.
Zaczęła się śmiać. Nie mogłem się na nią doczekać. Położyłem ją na łóżku i spojrzałem z góry.
-Co mi teraz powiesz?- zapytałem.
-Muszę już lecieć.
-Dobrze wypuszczę cię, ale pod warunkiem.
-Jakim?
-Jeszcze nie wiem. Kiedyś go sobie odbiję.



Patrycja

-Mam nadzieję, że ci smakowało- mama Dawida zbierała ze stołu naczynia.
Czułam się dziwnie. Chciałam pomóc, ale mi nie pozwolono.
-Wszystko było pyszne- odpowiedziałam.
Poczułam pod stołem, na swojej stopie zaczepkę ze strony Dawida. Zgromiłam go wzrokiem, bo zauważyłam, że jego mama często mi się przygląda. Jakby potrafiła dostrzec wszystko.
Długo przygotowywałam się psychicznie do tego spotkania. Niepotrzebnie. Wszystko było w porządku. Super atmosfera, a kiedy patrzyłam na mamę Dawida czułam emanujące od niej ciepło. Genialna kobieta.
Napotkałam spojrzenie Dawida, więc uśmiechnęłam się do niego.
-To teraz kawa czy herbata?- zapytała mama Dawida.
-A może bawarkę?- żartobliwie dodał tata Dawida.
Pan Kowalski, który nie mówił zbyt wiele, ale jak zabierał głos, to wszystkie teksty były niezłe.
-A może chcesz się przebiec dookoła domu żeby ci sadełko nie zostało?- mówiąc to, pani domu postawiła na stole ogromny talerz z babeczkami.
Wyglądały super pysznie. Były z malinami, borówkami, czekoladą, truskawkami, a najlepsze! Wszystkie pokryte lukrem!!! Kocham ta kobietę.
Oczywiście była najedzona, opchana, pełna, ale patrząc na te cuda poczułam, że zmieściłabym jeszcze kilka w brzuchu.
-Gdybyś nie wyjechała tak szybko z deserkiem, to może bym pobiegał!- tato Dawida nie czekając na talerzyk, chwycił lukrowane maleństwo.- Te są najpyszniejsze- mrugnął do mnie zapraszająco.
-Widzisz jaki to łasuch? Dawid jest taki sam!- westchnęła mama Dawida i położyła przede mną talerzyk.- Proszę częstuj się Wszystkie są pyszne, ale te z truskawkami najlepsze.
Nałożyłam sobie zatem dwie na talerz. Jedną, jak się okazało z czekoladą, a drugą z oczywiście z truskawkami.
-To teraz, mamo, siadasz- mówiąc to Dawid wstał i usadził mamę za stołem- A ja robię kawę i herbatę.
-Widzę Dawid, że chcesz zrobić dobre wrażenie- chrząknęła mama.- Na mnie oczywiście.
Roześmiałam się cicho.
-Coś ty- Dawid zaprotestował.- Chcę pokazać wam moją zgrabną sylwetkę. Jak siedzę za stołem, to mam wrażenie, że wszyscy coś tracicie....
Tym razem śmiechem parsknął tata Dawida. Ja za to nie umiałam zapanować nad swoim spojrzeniem, które powędrowało na szerokość ramion chłopaka i doskonale dopasowane jeansy. Natychmiast zostałam na tym przyłapana.
-Czyli ani się obejrzycie a zaczną się wam wakacje- zaczęła mama Dawida.
-No tak- uśmiechnęłam się.- Ale jeszcze dwa miesiące.
-A masz jakieś plany wakacyjne? Bo wiesz nasz Dawidek to by się tylko po kurortach rozbijał.
-Mamo!- oburzył się chłopak stawiający przede mną filiżankę herbaty.
Uśmiechnęłam się i włożyłam do ust kawałek babeczki. Babeczka rozpłynęła mi się w ustach i poczułam się nieziemsko.
-Kochanie, czy ty czasem nie przesadzasz z tym cukrem?- mama Dawida spoglądała podejrzliwie na męża.
-Chcę być słodki dla ciebie kochanie. Wszystko co robię, robię dla ciebie. Moje życie to poświęcenie.
Uśmiechnęłam się. Styl bycia taty Dawida przypominał mi mojego tatę. Nagle uśmiech zastygł mi na twarzy. Nie powinnam dokonywać porównań mężczyzn, których prawie nie znałam. Tatę Dawida widziałam pierwszy raz na oczy, a swojego, jak się okazało, też nie znałam tak dobrze, jak mi się wydawało.
-Mają państwo piękny ogród- spojrzałam przez ogród.
-Może się przejdziemy? Pokażę go pani. A oni...oni niech tu zostaną. Pójdziemy bez nich.
-Oczywiście- odpowiedziałam szybko.
Nie mogłam teraz myśleć o ojcu, który zdradził mamę. Musiałam trzymać fason, mimo że często nawiedzał mnie obraz tego chłopca. Powoli docierało do mnie, że chłopiec był moim bratem. Przyrodnim bratem. Dowodem niewierności ojca.
Ogród wokół domu Dawida był ładny. Wszystkiego było tu dużo, ale każda roślina była na swoim miejscu.
-Pięknie tu- powiedziałam.
-Usiądziemy?- mama Dawida wskazała dłonią na ławkę.
-Chętnie.
-O proszę zobacz, już się stęsknili.
-Nie stęsknili, tylko babeczki się skończyły- powiedział tato Dawida.
-Mów za siebie tato- powiedział Dawid mrugając do mnie.- Ja się stęskniłem.
-Chyba za mną- usłyszałam poważny głos mamy Dawida.
-Oczywiście- odpowiedział Dawid patrząc na mnie.




Sabina

Po skończonej historii ruszyłam w kierunku szafki. Muszę zabrać podręczniki na resztę lekcji. Po sprawdzeniu planu chwyciłam książki na resztę lekcji i miałam zamykać szafkę kiedy poczułam za sobą czyjąś obecność. Patrząc w bok zobaczyłam, że sporo ludzi patrzy na mnie. Niektórzy z litością, inni z zazdrością. Co jest? Wyciągnęłam słuchawki z uszu i odwróciłam się do osoby stojącej za mną. Patrząc przed siebie zauważyłam czarny t-shirt i czarne zwisające spodnie. Kiedy podniosłam twarz zobaczyłam czarne włosy i twarz wygiętą w grymasie niezadowolenia. Cholera. Marcin.
Stoję skamieniała. Czego on chce?
-Czemu do chuja pana umawiasz się z Łukaszem?- zapytał.
Jego oczy emanowały gniewem. Czemu jest taki zły? Najlepiej będzie jak sobie pójdę. Próbuję się odwrócić i iść na lekcje, ale kiedy to robię po obu stronach mojej głowy lądują jego ręce.
-Zadałem pytanie- mówi gniewnie.- Nie lubię jak ktoś mnie ignoruje.
Na szczęście nie zbliża się do mnie bliżej. Spoglądając dookoła stwierdzam, że nie ma aż tak dużo osób. Jakieś dziesięć. Może nic mi nie zrobi. Chociaż nie wygląda na takiego, co przejmuje się ludźmi. Mam przesrane.
-Bo mogę- odpowiadam i patrzę na niego gniewnie.
-Bo możesz?- zaśmiał się.- Dziwka.
Dziwka? Czemu tak mówi? Podniosłam szybko prawą rękę, złożyłam w pieść i zrobiłam zamach. Zorientował się co się dzieje, ale zbyt późno. Próbował zrobić unik twarzą, ale mu się nie udało. Poczułam ogromny ból w ręce w momencie, kiedy dotknęła ona jego twarzy. Nie oszukujmy się to uderzenie nie było jakoś szczególnie mocne, ale chłopak cofną się kilka kroków.
-Jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, to...
Nie zdążyłam dokończyć bo ten idiota w mgnieniu oka się odwrócił. Pchnął mnie na szafki i złapał moje ręce przyciskając swoim ciałem do szafek. Uniemożliwił mi jakikolwiek ruch. Próbowałam się mu wyrwać, bo przed moimi oczami pojawiła się scena z wycieczki...Chłopak ciągnie za moją brodę i patrzę mu w oczy. Jest zły, bardziej niż wcześniej.Odsuwam od siebie strach. Nie powinnam się bać. Patrzy na nas kilka osób, więc nic mi nie zrobi. Poza tym jesteśmy w szkole. Ogarnia mnie dziwne uczucie. To złość. Jestem zła, bo ośmieszył mnie przed innymi.
-Niezły ruch dziewczynko. Mam nadzieję, że Łukasz nie jest do ciebie zbytnio przywiązany.
Przełykam głośno szyję. Że co? Nie mam czasu się nad tym zastanowić, bo schyla twarz w moją stronę. Co on chce zrobić? Zaczynam się wyrywać, ale to na nic. Czemu nikt nie reaguje? Czemu nikt mi nie pomaga? I nim się orientuję co się dzieje, widzę Łukasza który rzuca Marcina na szafki obok.
-Spytałem co tutaj się kurwa dzieje?- krzyczy Łukasz.
Stoję nieruchomo, przyklejając się do szafek. Mój prześladowca osunął się na ziemię. Łukasz patrzy na niego zaciskając pięści. Kręci z niezadowoleniem głową i odwraca się w moją stronę. Jego gniew zastępuje troska. Podchodzi do mnie i bierze moją twarz w obie dłonie pocierając kciukami o policzki.
-Hej nic ci nie jest?- pyta.
-Nie, nic mi się nie stało.
Uśmiecham się blado, a Łukasz bierze głęboki wdech i odwraca się w kierunku podnoszącego się z ziemi Marcina.
-Co ci odwaliło?! Czemu przyciskałeś ją do szafki!?
-Ją?- prycha Marcin.- Łukasz nie wiem skąd ją wytrzasnąłeś tą dziwkę. Wiesz pieprzysz ją i zostawiasz. Jedna noc, jedna przygoda więc teraz nie jest już twoja, więc nie rozumiem o co ci chodzi.
-Co ty kurwa powiedziałeś?!
Nigdy nie widziałam Łukasza tak wściekłego. Wszystko dzieje się w spowolnionym tempie. Łukasz przyciska Marcina do szafek, a nie teraz go poddusza używając lewej ręki. Natomiast jego prawa ręka ląduje na brzuchu a potem zmierza wyżej, aż do szczęki. Marcin skupia się na odepchnięciu Łukasza niż na obronie przed ciosami. Udaje mu się, kiedy jego ręka trafia w brzuch Łukasza, tak mocno że aż łapie się za niego oburącz.
-Powiedziałem, że jest twoją d z i w k ą. Ogłuchłeś?
Wcześniej czułam złość. Teraz dochodzi do mnie, że Marcin już drugi raz nazwał mnie dziwką. Obraz zamazuje mi się przed oczami przez wzbierające łzy. Zasłaniam ręką twarz próbując uporać się ze smutkiem. Z moich myśli wyrywa mnie odgłos zderzających się ze sobą ciał. Pięści uderzające o skórę, Przecieram oczy ręką i widzę, że Marcin siedzi na Łukaszu i okłada go pięściami. Jak to się stało? Nie! Nie ma mowy! Odpycham się od szafki i ruszam w ich kierunku. Zmierzam z pomocą Łukaszowi. Nie robię nawet kroku, a role się zmieniają. Teraz to Łukasz okłada go pięściami.
-Jeszcze raz- mówi pomiędzy ciosami.- Obiecuję ci to Marcin. Jeszcze raz nazwiesz ją dziwką, a cię kurwa zabiję!
Marcin chyba przez szok czy nie wiem co obrywa w nos.




Wiktoria

-Wiktoria? Idziesz?- pyta Karolina.
-Uhhh...tak- zatrzasnęłam drzwi szafki i ruszyłam w stronę wyjścia.
Zajęcia na dzisiaj dobiegły końca. Wychodzę i rozglądam się dookoła. Wreszcie weekend.
-Jesteś spóźniona- ktoś mówi mi do ucha.- Niedobra dziewczynka.
-Puść mnie- zaczynam się szarpać z Gabrielem.
-Nie rób przedstawienia Wiktoria.
-Wiktoria?- Karolina zdała sobie sprawę z mojej nieobecności i odwraca się.
-Cześć- uśmiecha się do niej chłopak.
-To wy już na poważnie jesteście razem?- pyta marszcząc brwi.
-Tak jestem jej chłopakiem.
-Wcale nie!- protestuję.
-Nie przeszkadzaj skarbie- Gabriel szczypie mnie lekko w tali.- Zaopiekuję się Wiktorią, a potem odwiozę do domu.
Miałam ochotę wykrzyczeć, że to nie prawda a Gabriel to zwykły psychopata. Nawet nie zauważyłam kiedy Karolina się ulotniła. Super.
-Wspaniale- odezwał się chłopak.- Wreszcie sami.
Przewracam oczami i wsiadam do jego auta.
-Pojedziemy na zakupy, a potem obejrzymy u mnie jakiś film, bo rodzice gdzieś pojechali.
-Nie możemy pojechać po prostu do kawiarni?- westchnęłam.
Nic nie odpowiedział tylko zatrzymał samochód przed sklepem spożywczym. Wysiadłam i ruszyłam za chłopakiem.
-Na co masz ochotę?- zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
-Okej- zaśmiał się i skręcił w kierunku alejki ze słodyczami.
-Popcorn? Pianki? Oreo? Chipsy? Wystarczy?
-Jeszcze żelki i bita śmietana- odpowiadam.
-Wiedziałem, że czegoś zapomniałem!
Ruszyliśmy w kierunku lodówek. Chłopak wyciągnął bitą śmietanę i wsadził do koszyka.
-Wszystko?
-Chyba tak.
-No to do kasy- powiedział.
Kiedy zakupy były już wyłożone, chłopak dołożył do nich jeszcze paczkę prezerwatyw. No na pewno! Przewróciłam oczami i odłożyłam je z powrotem.
-Nie będą ci potrzebne- uśmiechnęłam się.
-Tak na wszelki wypadek...- zaśmiał się i puścił do mnie oko, ale ja się nie zaśmiałam.- Żartowałem. Rozchmurz się.



*   *   *

Chłopak zaparkował samochód przed domem. Złapałam reklamówkę z zakupami i wysiadłam. Gabriel otworzył drzwi kluczem i przepuścił mnie pierwszą.
-Zabawne. Miałeś jakieś lekcje z kultury?-zaśmiałam się.
-Wolisz żebym był dupkiem?- uśmiechnął się zwycięsko.
-Nie, wolę kulturalną wersję Gabriela.
-Szkoda, bo podobało mi się bycie dupkiem....
Zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni.
-Co chcesz obejrzeć?- zapytał.
-Horror?
-Nie będziesz się bała?- zaśmiał się i wsadził popcorn do mikrofalówki.
-A może to ty będziesz miał 5kg w gaciach?
-W porządku, ale ja wybiorę horror- powiedział z cwanym uśmiechem.
-Spoko. Pomóc ci w czymś?
-Wyciągnij popcorn i zanieś do pokoju- odparł.
-Okej- mruknęłam i ruszyłam na górę. 
Postawiłam jedzenie na biurku i wskoczyłam do łóżka. Kiedy ułożyłam się wygodnie, do pokoju wszedł Gabriel.
-Oglądniemy Ring.
Był tak bardzo zadowolony z siebie, że postanowiłam mu nie mówić, że oglądałam już ten film. Chłopak włączył film i położył się obok mnie. Przykryłam się kołdrą, ponieważ było mi zimno.
-Jak ci jest zimno, to możesz się przytulic. 
-Tak mi jest wygodnie- mruknęłam.
-Wiktoria mówię poważnie. Nic ci nie zrobię.
Spojrzałam na niego niepewnie, po czym wtuliłam się w niego. Ramiona Kwiatkowskiego natychmiast mnie objęły. Zagryzłam wargę czując rumieńce na policzkach. Dlaczego się rumienię?!
-Chcesz oreo?
-Mhm- mruczę w jego tors.
Zjadłam 3 ciastka. Popiłam piciem i miałam już dość. Głowę położyłam na piersi szatyna, a rękę trzymałam na jego brzuchu. Moje powieki stawały się coraz cięższe. W końcu się poddałam.



*   *   * 

Następnego dnia wyszłam z domu Gabriela. Naprawdę podobał mi się wczorajszy dzień. Nie żałuję ani minuty. Podoba mi się kulturalny Gabriel. Gdyby był taki codziennie. Przystanęłam przy drzwiach mojego domu. Gabriel stał za mną.
-Mógłbyś być taki codziennie- uśmiechnęłam się.
-Ty również- zaśmiał się.
-Co to ma znaczyć? 
-Nic, po prostu podobasz mi się i liczę na coś więcej niż przyjaźń...
-Jeśli liczysz na coś więcej niż przyjaźń, to musisz być taki codziennie- powiedziałam.- Nie lubię cię kiedy jesteś dupkiem.
-Chcesz powiedzieć "Tak Gabriel kocham cię całym sercem. Jesteś najlepszy"?!
-No i o tym mówię!- warknęłam i zacisnęłam szczękę.
-Dobra przepraszam- mruknął.- Więc możemy spróbować?  
-Jeśli nie będziesz dupkiem.
-Dla ciebie będę kim zechcesz maleńka- uśmiechnął się.


_______________________________________________________________________

Chcecie kolejne rozdziały to komentujemy.
Przepraszam za błędy.
Chciałam was też zaprosić na mój nowy blog ----> "Feel the magic"
Pozdrawiam,
Natalia ;)








środa, 4 lutego 2015

Rozdział 37.

Wiktoria

Na pierwszej godzinie mieliśmy lekcję z wychowawczynią. Właściwie za 10min dobiegnie ona końca. Miejsce obok mnie było puste. Gabriela nie było i o dziwo brakowało mi go. Ciekawe co mu...Może chory? A z resztą po naszej kolacji to mało ważne. Zrobił ze mnie idiotkę. Gabriel jak nikt inny potrafił wlewać we mnie gniew. Hektolitrami.
-Pamiętajcie o tym, że rok szkolny po mału dobiega końca! Poprawiajcie oceny jeśli jest taka możliwość kochani!
No tak wakacje zbliżają się i zbliżają, a ja dalej nie mam planów! Zadzwonił dzwonek i wszyscy zebrali się do wyjścia. Ruszyliśmy na stołówkę i zajęliśmy nasz stolik. Od początku roku sporo osób przybyło do niego. W tym momencie nawet siedzi przy nim Sabina! Po chwili poczułam lekki dotyk na swoim policzku. Obróciłam się w prawo i zobaczyłam Gabriela.
-Kochanie gdzie zabierasz mnie dzisiaj na randkę?- zapytał.
Nie ogarnęłam jeszcze za bardzo co się dzieje. Podniosłam rękę do policzka i zastanawiałam się czy on właśnie dał mi buziaka?
-To wy jesteście razem?- zapytała Patrycja.
-Owszem- chłopak chwycił mnie za rękę.
Szkoda tylko, że mi nic o tym nie wiadomo...No ale...
-Tak wiedziałem! Eryk, Mateusz i Dawid wisicie mi stówkę!- cieszył się Łukasz.
-Słucham?- zapytałam zdezorientowana i wyrwałam rękę z uścisku Gawrysia.
-Założyliśmy się już dawno temu kiedy wy dwoje- wskazał na nas Łukasz,- Będziecie w końcu razem. Po tej jeździe na wycieczce myślałem już, że przegram!
-Kurwa, ale z was zjeby- warknęłam.
-Księżniczce nie pasuje taki język- zagroził mi palcem Gabriel.
-Gówno mnie obchodzi co jej pasuje a co nie!
-Uważaj bo dostaniesz karę- powiedział a w jego oczach pojawiły się dziwne iskierki.
-Przepraszam, ale dlaczego to Wiktoria ma cię zabierać na randkę?- zapytała Sabina.
-Ponieważ ja zabrałem ją wczoraj. Teraz jej kolej- odpowiedział.
-Nic nie muszę! Poza tym my nie jesteśmy razem. Wbij sobie to do tego łba!
-No wiesz co...Nasz wczorajszy pocałunek nie był taki jakbyśmy nie byli razem...
I w tym momencie spaliłam buraka. No i co z tego, że się całowaliśmy? Rany...
-Co nie zmienia faktu, że ona nie musi cię zapraszać na randkę- podsumowała Sabina.
-Masz rację- zaśmiał się.- Nic na siłę, dlatego pójdziemy na kawę.
Zmarszczyłam brwi. Nie lubię kawy.
-Herbatę!- poprawił się.- Nigdy nie widziałem cię żebyś ją piła...
-Bo jej nie lubi- rzuciły chórem dziewczyny, wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy.




Gabriel

Czekając na Wiktorię stałem oparty o drzwi swojego samochodu. Po chwili pojawiła się Wiktoria i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do mnie z uśmiechem.
-Zdążyłam?-zapytała.
Nie musiała podchodzić blisko żebym poczuł jej zapach. Pachniała b o s k o. Gapiłem się na nią bez słowa, chyba dlatego znów się odezwała.
-Dobry wieczór panie Kwiatkowski. Pytam czy zdążyłam.
-Tak, tak- wydukałem.- Tak ładnie pachniesz, że mnie zatkało.
Szybko otworzyłem jej drzwi. Wsiadła do środka i zamknęłam drzwi. Potrzebowałem głębokiego wdechu żeby dojść do siebie. Wsiadłem do samochodu.
-Dokąd teraz?- zapytałem.
-Wyciągasz mnie z domu. Nie pozostawiasz wyboru i nie masz opracowanego scenariusza na wieczór?- zerknęła na mnie.
-Posłuchaj ładna i grzeczna dziewczynko. Jesteś w błędzie. To ty zaprosiłaś mnie dzisiaj na rankę.
-A niech ci będzie- przewróciłam oczami.
-Poza tym mam kilka scenariuszy na dzisiaj- uśmiechnęłam się do siebie.- Nie wiem tylko który ci się spodoba....
-Nie mam szczególnie wygórowanych wymagań- odparła.
-W takim razie lot balonem odpada, kolacja w pałacu prezydenckim też. Zostaje nam spacer po rynku. Może być?
-Z przyjemnością- uśmiechnęła się.
Ruszyłem i od razu włączyłem radio. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem, a Wiktoria wysiadła nie czekając żebym otworzył jej drzwi.
-Zimno ci?- zapytałem.
Skinęła głową.
-To chodź przejdziemy się kawałek mało romantycznym szybkim krokiem. A potem coś rozgrzewającego- puściłem jej oko.
Szliśmy bardzo szybko i blisko siebie.
-Możemy iść trochę wolniej?- spytała.
Chyba rzeczywiście szliśmy za szybko, bo Wiktoria dostałe lekkiej zadyszki.
-Szkoda, że jest zimno bo nie możemy odsapnąc- westchnęła.
-Tylko mi nie mów, że zmęczył cię taki wolny spacer.
-To jest spacer?-zapytała.- To jest sprint, a nie spacer.
-To co? Dla wytchnienia herbatka z cytryną?- zaproponowałem.- Ty za rogiem jest fajna kawiarenka.
Skręciliśmy i po chwili znaleźliśmy się w maleńkiej kawiarence.
-Gdzie siadamy?- zapytałem.
-Tam jest kaloryfer- szepnęła i ruszyła w jego kierunku.
-Szkoda tylko, że nie poczułaś wcześniej gorącej atmosfery tego wieczoru- mruknąłem.
Rozebraliśmy się, a ja patrzyłem na nią jak wół na malowane wrota. Wyglądała ładnie.
-Coś nie tak?- zapytała nie wiedząc co działo się w mojej głowie.
-Pięknie wyglądasz- wydusiłem z siebie tylko dwa słowa.
Nie mogłem się na nią napatrzec. Wyglądała inaczej niż zwykle, może to dlatego, że już nie kłóciła się ze mną o byle pierdołę.
-Dobry wieczór, czego się państwo napiją?
Zerknąłem na Wiktorię, która już zamawiała nam dwie herbaty z cytryną. Po chwili na stole pojawiły się dwa, parujące kubki. Dziewczyna od razu wzięła swój do rąk.
-Cały wieczór mało mówisz- powiedziała do mnie.- Co jest dziwne...mam nadzieję, że nie przez to, że jestem nudna....
Zamyśliła się, a ja nie przerywałem jej odpowiadając na jej pytanie.
-Myślisz, że nie stać mnie na coś szalonego?
Uśmiechnąłem się prowokująco.
-To masz!- powiedziała i zanim zdążyłem zareagować, jakiś kwiatek znalazł się za moją koszulą.
Kwiatek w błyskawicznym tempie zatrzymał się nad paskiem moich spodni, a Wiktoria zrobiła niewinną minę. Nachyliłem się nad stolikiem i zbliżyłem do niej.
-Myślę, że szalone przeżycie jest wciąż przed tobą.
-Nie wiem o czym mówisz...
-Zastanawiam się, jak ty wyciągniesz mi tego kwiatka zza koszuli. Nie będzie to łatwe, bo wpadł bardzo głęboko- uśmiechnąłem się zadowolony.
-Niczego nie będę ci wyciągała- powoli cedziła słowa.
-Ale to by było szalone, wiesz?
-Wiesz...- zaczęła.- Masz rację, chyba jestem nudna.
-A może dam ci jeszcze jedną szansę?- zapytałem.- Zamknij oczy.
-A nie wylejesz na mnie tej wody?- zapytała patrząc na pucharek z wodą.
-Obiecuję!
-To zamykam.
Siedziała przede mną z zamkniętymi oczami. Zbliżyłem się i z bliska obserwowałem jej zamknięte powieki.
-Tylko nie otwieraj, dopóki ci nie pozwolę.
Westchnęła. Musiała czuć, że jestem blisko. Pocałowałem ją. Nie otworzyła oczu, więc pocałowałem ją jeszcze raz.
-Mogę otworzyć już oczy?
-Jeśli musisz...
Otworzyła. Patrzyła na mnie z bliska, a ja straciłem ochotę na rozmowę.




Sabina

Otworzyłam oczy. Nowy dzień to nowe siły przypomniałam sobie słowa, które mówił tata jak jeszcze mieszkał z nami. Pogoda na dworze robiła wszystko żeby utrudnić mi pójście do szkoły. Czarne chmury przetaczały się po niebie. Przeniosłam wzrok z krajobrazu na zegarek stojący na szafce i szybko zerwałam się z łóżka. Spałam o wiele za długo. Już po chwili zbiegałam gotowa na dół.
-Dzien dobry mamo!- zawołałam.
-Co byś chciała na śniadanie? Jakieś życzenia?
-Kawa i tost- zaproponowałam.
-Ja ci dam zaraz tost!- oburzyła się mama.- Dostaniesz bułkę żebyś głodna nie była!
Usiadłam potulnie przy stole i uśmiechnęłam się. Z moją mamą nie było szans na kłótnię. Na desce do krojenia pojawiła się bułka. Pięknie pachniała. Kuchenną ciszę przerwał dzwonek do drzwi.
-Otworzę- powiedziałam i ruszyłam do drzwi w których zastałam Łukasza.
-Cześć- jęknęłam zaskoczona.- Co tutaj robisz?
-Przyjechałem po ciebie, podwiozę cię do szkoły.
-Ale...ty nie musisz. Dam sobie radę...
-Daj spokój popatrz jaka pogoda. Zaraz będzie padać. Poza tym to ja zniszczyłem twój samochód, więc jestem ci to winny- uśmiechnął się.
-Sabina kto to?- zawołała mama.
-Kolega!
-Zaproś go, bo i tak zrobiłam za dużo tych bułek! Zjecie razem.
Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam chłopaka do środka.
-Dzień dobry- powiedział wchodząc do środka.
-Dzień dobry, Sabina nie wspominałaś, że masz takich przystojnych kolegów- powiedziała mama.
Przewróciłam oczami, na co Łukasz wybuch śmiechem. Był to przyjemny dźwięk. Po chwili dostaliśmy artystycznie podane śniadanie.
-Sabina od przyglądania nikt jeszcze się nigdy nie najadł! Łap za bułkę i bierz przykład z kolegi.
Posłuchałam i zrobiłam jak mama kazała. Śniadanie smakowało nieziemsko!
-Dzieci no jedzcie! Może jeszcze wam dorobię?
-Nie dziękuję. Ja już czuję, że za chwilę nie będę mógł się ruszać- stwierdził Łukasz klepiąc się po brzuchu.- Poza tym musimy się zbierać, bo i tak jesteśmy spóźnieni.
Faktycznie! Już po chwili staliśmy ubrani na korytarzu.
-Dziękuję pani za śniadanie, było pyszne. Do widzenia- powiedział chłopak.
Wsiedliśmy do auta, kierunek szkoła. Przez szybę wpadł promyk słońca. Szkoda, że trwało to tak krótko, bo po chwili już go nie było. Został zasłonięty przez czarne chmury. Droga mijała nam w przyjemnej ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. Wjechaliśmy na parking wraz z pierwszym grzmotem.
-Chyba za chwilę się rozpada- stwierdził Łukasz wyłączając auto.
-Lubię jak pada deszcz- wzruszyłam ramionami.
-Tylko teraz nie mów mi, że dlatego, że tylko wtedy nie widać twoich łez- zaśmiał się a ja wraz z nim.
-Nie, po prostu dźwięk uderzających kropel jest przyjemny...
-Nie wiem, nigdy mu się nie przysłuchiwałem.
-Ale jak to?- spytałam.
-No mam inne zajęcia niż słuchanie deszczu.
Ściągnęłam brwi. Czy to miało mnie obrazić? Z resztą nieważne. Otworzyłam i wysiadłam z samochodu. Wraz z pierwszymi kroplami szłam do drzwi szkoły.
-Hej! Zaczekaj! To nie miało cię obrazić- powiedział chłopak biegnący za mną. \
-Nie obraziło.
-To dobrze, bo chciałbym zaprosić cię na kawę....
-Co wy macie z tymi kawami? Najpierw Gabriel, teraz ty- mruknęłam.
-To znaczy nie?
-To znaczy tak, ale ty stawiasz- zaśmiałam się.



*   *   *

-Wiktoria- złapałam dziewczynę.- Bo mam taki problem...
-Jaki?- uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Łukasz zaprosił mnie na kawę iii
-Chcesz powiedzieć, że masz jutro randkę?
-Domyślna dziewczynka!- spojrzałam na nią z wyższością.- Mam randkę i stracha. Wiesz, żeby złapać temat, że by był fajny...
-To Łukasz- zaśmiała się.- Będzie fajnie! Zobaczysz! Zrób się na bóstwo i idź.
-Ale w co ja mam się ubrać?- zapytałam.- No co głupio się patrzysz! Mów!
-Ty masz problem z ubiorem? Wydaje mi się, że coś kolorowego i zwykłego. W końcu do tej pory oglądał cię w wersji plastik. Musisz go zaskoczyć zmianą wizerunku.




Dawid

-Dobre?- pytała już któryś raz z kolei mama.
Zajęty jedzeniem nie odpowiadałem.
-Może byś coś z siebie w końcu wydusił? Mów szybko! Jak tam ta twoja dziewczyna?
-Mamo- oparłem sztućce na brzegu talerza.
-Mów!
-Co?- zapytałem, a mama wstała od stołu i ruszyła do drzwi.- Mamo? Dokąd idziesz?
-Płakać z tęsknoty za córką!- rzuciła.
-Przecież ty nie masz córki....
-No właśnie! Gdybym ją miała, to miałabym z kim porozmawiać. A tak to co? Jeden pary z ust nie chce puścić. Drugi stary, a wciąż w trudnym wieku! Oszaleć można! A gońcie się wszyscy! Nie chcesz nic powiedzieć, to nie! Trudno! Błagać nie będę!
-Nie obrażaj się! Najpierw dajesz mi pyszny obiad, a potem denerwujesz się, że jem, zamiast rozmawiać z tobą.
-No pięknie. Jeszcze w dodatku dobry jesteś w odwracania kota ogonem. Co byś kobieto nie zrobiła, zawsze twoja wina...
-Mamo...
Wstałem od stołu i przytuliłam ją.
-Jest cudowna, mądra, błyskotliwa i bardzo chciałbym żeby była moja.
-To jeszcze nie jest?- mama nie kryła zaskoczenia.
Chyba mnie przeceniła.
-Ciężko powiedzieć- uciekłem przed jej spojrzeniem.
-A powiedziałeś jej co do niej czujesz?- zaczęła się konferencja.
-Chyba tak.
-I co?
-Tego właśnie nie wiem.
-Wiesz co Dawidku. Przyprowadź ją do nas na obiad. Ja na ni popatrzę i od razu bd wiedziała co i jak.
-Przecież już ją widziałaś- postanowiłem się bronic.
-Ale nie widziałam was razem i jak na ciebie patrzy. Kobiety widzą więcej niż mężczyźni. Mówię ci, przyprowadź ją do nas. Spotkamy się, zjemy, pogadamy a ja sobie poobserwuję.
-Dobrze- powiedziałem choć ten pomysł nie przypadł mi do gustu.




Patrycja

Czułam się dzisiaj okropnie. Przespałam cały dzień i nie poszłam do szkoły. Sen mnie nie uleczył, bo czułam się nadal jak przed zaśnięciem. Postanowiłam zejśc do kuchni, z której dochodziły straszne dźwięki. Włożyłam kapcie i zeszłam po cichutku do kuchni, w której Karolina zacierała ślady zbrodni.
-A ty co tu robisz?- szepnęłam skrzeczącym głosem, którego wystraszyła się Karolina.
-Chcesz żebym dostała zawału?!
-To chyba niemożliwe- odparłam.
-Jak to niemożliwe- ucięła blondynka.- Ja tu gotuję dla ciebie...
-Chyba wodę na herbatę- przerwałam i zaczęłam kaszlec.
-Nie wodę, tylko rosół.
-Rosół? Skąd niby go wzięłaś?
-Z torebki- odpowiedziała.
-Z jakiej torebki?
-Z takiej co jest wszystko. Kurczak, makaron, przyprawy- Karolina wyliczała składniki na palcach.
-Nie pomyliłam się. Gotujesz wodę na herbatę.
-Pomyliłaś się! Gotuję wodę na rosół!
-A co rozbiłaś?
-Kubek- wzruszyła ramionami.
-I dobrze, że go zbiłaś kochanie- powiedział Mateusz wchodząc do kuchni.- W końcu raczyła wstać na kolację.
-Gorącą kolację- podkreśliła Karolina.- Siadaj! Dostaniesz pysznego, gorącego rosołu. A później weźmiesz leki. Siadaj mówię!
-Jak każesz- grzecznie usiadłam przy stole.
Karolina zalała wrzątkiem składniki znajdujące się w misce. Pomieszała i podała mi jako rosół. Powąchałam dziwna ciecz i spojrzałam na Karoliną przytulającą się do Mateusza.
-Uwielbiam domowy rosół- powiedziałam.
-Pewnie, że domowy! Przyrządzony i spożyty w domu, więc domowy. A jak się czuje twój romantyczny kochanek?- zapytała.
-Masz na myśli Dawida?- zaśmiał się Mateusz.
-Nie, mam na myśli jego ojca- zakpiła Karolina.
-Dawid ma się dobrze, a o zdrowie jego ojca nie pytałam- odpowiedziałam.
-Zaprosił cię na kolację?
Kiwnęłam głową.
-Kiedy i na którą?
-Za tydzień o 19.
-No i super! Mogę nawet pomóc ci ugotować coś- zamyśliła się- No bo chyba z pustymi rękami tam nie pójdziesz!
-Rozumiem, że możesz ugotować rosół?- zapytałam z uśmiechem.
-W sumie to nie musi być rosół. Może być ogórkowa, pomidorowa, krem z kury, grzybowa- wymieniała Karolina.



_______________________________________________________________

Kochani, kto czyta komentuje! Przepraszam za błędy i dziękuję za miłe słowa pod ostatnim postem! Mam nadzieję, że się podobało. Pozostawcie po sobie ślad choćby jednym, głupim słowem ;)
N