środa, 2 listopada 2016

Rozdział 44.

Martyna

Ciągle głowiłam się nad sytuacją z narzeczonym. Wprowadza ona wiele problemów i trudnych sytuacji. Byłam zła na rodziców, za tą decyzję.
-Nad czym tak myślisz?
-Nie odzywaj się, proszę- warczę na Johna, który nagle pojawił się obok.
-Chciałem ulepszyć twoją ciszę.
-Ulepszysz ją, jak znikniesz mi sprzed oczu.
Nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ zadzwonił mu telefon. Właśnie...Jego telefon ciągle dzwonił. Najbardziej irytowało mnie, że on rzadko go odbierał. Dziwna sprawa.
-Nie odbierzesz?
-Nie czuję takiej potrzeby- wzruszył ramionami.
-A jak to coś ważnego?- pytam.
-Są rzeczy ważne i ważniejsze. A teraz chcę żebyś coś dla mnie zrobiła...
-Co takiego?
-Pojedź gdzieś ze mną, chce Ci coś pokazać.
Nie pytając o zgodę, złapał mnie za rękę i ciągnął za sobą jak wór ziemniaków. Wsadził mnie do sportowego mercedesa i ruszyliśmy.
-Jasne po co pytać o zgodę...
-Istniała możliwość, że się nie zgodzisz- zaśmiał się.- Dlatego uniknąłem tego.
-Uniknąłeś i zabrałeś mi wolną wolę!
-Bywa, a teraz zapnij pasy.
-Myślałam, że nie prowadzisz...
-Zdarza mi się. Oczywiście w wyjątkowych sytuacjach.
-Co jest tą wyjątkową sytuacją?- pytam.
-Nasza druga randka.
-A kiedy była niby pierwsza?!
-Jak się spotkaliśmy pierwszy raz.
-Aha.
Siedziałam w ciszy. Rozmowa z nim mnie denerwowała. Poza tym źle się czułam w jego towarzystwie. Krajobraz za oknem po chwili zmienił się w góry. Rozmowa mnie denerwowała, ale kolejny telefon już mnie rozwścieczył.
-Odbierz!- warknęłam.
-Czy ja jestem twoim tresowanym psem, żebyś wydawała mi rozkazy?
Pozwoliłam sobie na moment spojrzeć na niego. Wyglądał jakby był znudzony. Co jest nie tak z tym gościem?! Jak ja mam z kimś takim spędzać czas? Boże ratuj! Po chwili auto się zatrzymało, a mój towarzysz wysiadł. Zrobiłam to samo, a dzięki temu moim oczom ukazał się piękny krajobraz. Były góry, była rzeka i było dużo kolorowych roślin. Chłopak złapał mnie za dłoń i pociągnął w stronę jakiejś ścieżki. Czułam się ogromnie spięta. Wyciągnęłam więc telefon.
-Opowiedz mi o swoim byłym chłopaku- zaczął uśmiechając się sztucznie.
-Nie ma o czym mówić.
-No to coś wymyśl.
Zezłościłam się. Co z kolei rozśmieszyło Jana. Postanowiłam więc wykazać dobrą inicjatywę.
-Ma na imię Eryk, ma kasztanowe włosy.
-Rozmawiacie?
-Witamy się ze sobą.
-Jaki on jest?
Nie musiałam odpowiadać, ponieważ znowu zadzwonił telefon. To już się robi śmieszne. Zobaczyłam jak wyciąga telefon i widząc na wyświetlaczu CATHERINE rozłącza. O proszę, co my tu mamy.
-Kto to Catherine?- pytam.
-Nikt ważny.
-Wiesz, te telefony zaczynają być już dziwne.
-Naprawdę?
-Dobrze wiesz, więc po co się pytasz. Co chwile dostajesz telefony, których nie odbierasz.
Nie doczekałam się odpowiedzi. Za to doczekałam się niespodziani. Przed nami pojawił się wąż. Straszny wąż, a ja zaczęłam krzyczeć jak szalona. Jan stanął przede mną żeby mnie zasłonić. O proszę co za gentlemen...Wpadłam w panikę, krzyczałam i wymachiwałam rękami i przez przypadek wytrąciłam kluczyki do auta z rąk chłopaka. Wylądowały one na gałązce drzewa. Świetnie.
-Przestań krzyczeć, to wąż sobie pójdzie- powiedział i zatkał mi usta dłonią.
Jak powiedział tak się stało. Wąż skręcił sobie w trawę. Teraz mamy gorszy problem-kluczyki.
-A teraz, zasuwaj po kluczyki- mruknął.
Zazgrzytałam zębami i ruszyłam pod drzewo. Zaczęłam podskakiwać, ale byłam i tak za niska. Cholera. Wpadłam na pomysł przytargania kamienia, który stał niedaleko. Oczywiście nie dostałam pomocy, no bo po co? Mój towarzysz zajęty był grzebaniem w telefonie. Super. Kiedy namęczyłam się i dosunęłam kamień, stanęłam na nim, ale dalej się nie udało. Po chwili poczułam ręce, na ciele i uniosłam się w górę.
-Hej- krzyknęłam do chłopaka który podniósł mnie.
-Przecież sama sobie nie poradzisz.
-Dawałam sobie radę...
-Uspokój się i ściągaj te kluczyki.
Jak powiedział tak zrobiłam. Oczywiście jego bliskość była dziwna dla mnie. Jemu za to się podobało. Wiedziałam to po tym uśmieszku...Przez drogę powrotną szłam z przodu nie zamieniając z nim ani słowa. Robiło się coraz zimniej. Zaczęłam pocierać ręce. Nagle obok mnie pojawił się Jan. Zaczął rozwiązywać kurtkę. Dobrze, że on ją wziął. Czekałam aż mi ją da, lecz się nie doczekałam. Chłopak rozwiązał ją i narzucił sobie na ramiona.
-Chyba nie myślałaś, że Ci ją dam- zakpił.- Kto chodzi tak ubrany w góry- kiwnął na mój strój.
Co było złego w koszulce na ramiączkach?
-Dla twojej wiadomości, nie poinformowałeś mnie, że jedziemy w góry.
-O! Racja, mój błąd, więc informuję Cię teraz.
Zezłościłam się i ruszyłam przed siebie. Nie zaszłam za daleko, ponieważ chłopak przyciągnął mnie do siebie i okrył kurtką. Chyba za dużo tej bliskości na dzisiaj...



*   *   *


Poprosiłam Johna żeby wysadził mnie w mieście. Siedziało mi w głowie tyle słów i myśli, a przy nim nie mogłam pozwolić sobie na wybuch. Tyle złości, nerwów i zawiści. Postanowiłam wynagrodzić to sobie zakupami. Przynajmniej na to mogę sobie pozwolić i nikt nie będzie miał do mnie pretensji, że tyle wydałam! Nawet jeśli to najlepszym wytłumaczeniem jest napędzanie gospodarki! Chodziłam zadowolona, po wnętrzach sklepów. Co mi się podobało to kupowałam. Czasami nie chciało mi się mierzyć, więc i tak kupowałam. Najwyżej oddam komuś. Potem wstąpiłam jeszcze po kawę na wynos i ruszyłam prosto przed siebie. Idąc coś mnie zatrzymało. Z góry spadł damski but. Od kiedy to zamiast deszczu padają buty? Wow, czy ja jestem w niebie? Patrzę w górę i widzę, że na dachu budynku siedzi młoda dziewczyna. Chce popełnić samobójstwo?! Wykręciłam szybko numer policji i ruszyłam na górę. Zgłosiłam wydarzenie i pędziłam w górę. Cholera jasne, przyrzekam że jeśli
wszystko pójdzie dobrze to zapiszę się na siłownię!!! Zdyszana wbiegłam jak zawodowy sprinter i zatrzymałam się jakbym wpadła w mur. Przede mną stał John we własnej osobie i coś tłumaczył
kobiecie. Stanęłam i zaczęłam chamsko podsłuchiwać.
-Teraz nagle stałam się dla Ciebie niewidzialna!!! Bo co znalazłeś sobie inną?!
-To nie tak Cath. Uspokój się i proszę zejdź z tego murku.
-Przez ciebie codziennie płaczę, a moje dni są okropne!
-Przepraszam, ja nie wiedziałem...
-Kochałeś mnie kiedykolwiek?!
-Cath przecież my nie mieliśmy nigdy tego typu związku...
-Świetnie!- dziewczyna krzyknęła.
Robiło się niebezpiecznie. Musiałam wkroczyć bo ten młot słabo sobie radził. Chwyciłam za telefon i przyłożyłam go do ucha. 
-Świetnie i teraz mi to mówisz? Tak?! Bo już mnie nie kochasz czy znalazłeś inną?! Lepszą?! Ładniejszą?!- krzyczałam do telefonu, udając zmyśloną rozmowę.- No powiedz mi!- przeszłam obok chłopaka, który popatrzył na mnie jakby go piorun poraził i usiadłam koło dziewczyny.- Dobrze! Życzę wam jak najlepiej! Ale chciałam ci jeszcze powiedzieć zabawną rzecz. A wiesz co jest takie zabawne? Że ta sama osoba która kiedyś sprawiała, że chce mi się żyć, sprawia, że czuję jakbym umierała. Jebana pułapka- udałam, że się rozłączam.
Popatrzyłam na dziewczynę. Zobaczyłam, jej zranione stopy. To pewnie po tych butach, które o mało mnie nie zabiły spadając z góry! 
-Eh najgorzej teraz będzie wieczorami, kiedy dotrze do mnie, że nie mam nikogo- odezwałam się do niej.
Kiwnęła głową w odpowiedzi. Ściągnęłam moje vansy i podałam jej.
-Proszę, weź je. Zraniłaś sobie nogi.
-A ty?- zapytała.
Machnęłam ręką w odpowiedzi. Przecież dzisiaj i tak kupiłam sobie 2 pary nowych butów.
-Słowa znaczą tyle, ile wart jest ktoś kto je wypowiada- powiedziałam.- A ten tutaj nie zasługuje na ciebie. Jeżeli masz zły dzień, to połóż rękę na klatce piersiowej. Czujesz bicie? To się nazywa cel. Jesteś tutaj z jakiegoś powodu, a na takich sukinsynów trzeba mieć wyjebane. Chodźmy stąd- powiedziałam i stanęłam na murku.
Wyciągnęłam do niej rękę zachęcająco. Chwyciła ją, ale wtedy przypomniało mi się, że mam lęk wysokości. Zakręciło mi się w głowie i przechyliłam się. OOOOOOooooo! Nagle złapały mnie czyjeś ręce i wylądowałam bezpiecznie na ziemi. Za to mów bohater się trochę poobijał . Ma za swoje.



*   *   *

Siedziałam grzecznie na ławce przed szpitalem. Czekałam na Jana, który był poobijany przez to, że posłużył za mój materac. No cóż, tak wyszło. Nie chciałam wchodzić z nim do środka, bo nie był dla mnie nikim ważnym. Tak więc siedziałam i pilnowałam swoich reklamówek z zakupami i zastanawiałam się czy w swoim cv powinnam uwzględnić pomoc niedoszłej samobójczyni? 
-Jestem.
Kiwnęłam głową, chwyciłam zakupy i ruszyłam do auta. 
-Chciałbym wyjaśnić ci sytuację z Cath...
-Nie ma takiej potrzeby. Mógłbyś mi dać kluczyki?- pytam znużona.
-Mnie z nią nic nie łączy.
-Zawsze coś będzie łączyło ludzi, którzy choć przez chwile byli dla siebie bliscy. A teraz dawaj kluczyki.
-Niby czemu?
-A jak chcesz prowadzić auto ze złamaną łapą?!
-Mam złapane tylko 2palce...
-Kluczyki.
-Na pewno dasz radę?
-A czemu miałabym nie dać rady?
-Tutaj jeździmy inną stroną drogi niż w Polsce...
-Boisz się o swoje życie czy o auto?!
Wsiedliśmy da auta. Zapięłam pasy w przeciwieństwie do mojego pasażera. Pożałuje tego. Oglądnęłam się jeszcze żeby sprawdzić czy moje zakupy dobrze się mają i wcisnęłam gaz. Nie powiem, nasz podróż do domu minęła nam szybciej niż moglibyśmy się spodziewać. Wysiadłam i zabrałam zakupy, a Jan nadal siedział i trzymał się drzwi. Zaśmiałam się pod nosem. Stop! Jednak coś mi się przypomniało. Podeszłam do auta i otworzyłam drzwi.
-Hej Jan! Wyczerpał mi się już pakiet dobrego wychowania. Więc spierdalaj i mnie więcej nie wkurwiaj. A Twoje rzeczy odeślę Ci do firmy poleconym- zaśmiałam się i ruszyłam do domu.
W końcu pozbyłam się tego gnoja, ale za to znowu nadużywam kurwa mać przekleństw. Nienawidzę ich, a tak często używam...
-Nie bądź już taka wredna!
-Tylko nieliczni zasługują na moją dobrą stronę. Tobie dałam szansę, ale ją zmarnowałeś, więc wypierdalaj.
-Zostanę, przecież jesteśmy zaręczeni.
-Chyba ochujałeś. Jakie oświadczyny?! O czym my mówimy? Idź do swoich dziewczyn- zaśmiałam się wrednie.- Widziałam na twoim wyświetlaczu nie tylko imię CATHERINA. Była też MELODY, KATE, EMILY.
Pewnie jest ich więcej....Każda na inny dzień tygodnia.
-Wyjaśnię.
-Nie potrzebuję twoich wyjaśnień. Po prostu wynoś się z mojego życia.
Złapał mnie za rękę. Odwróciłam się wściekła. Zmrużyłam oczy i przyglądnęłam mu się dokładnie. Wcale nie jest taki przystojny i idealny, za jakiego go brałam. Lekko się uśmiechnęłam, ponieważ dotarł do mnie jeden fakt. Właśnie zaczęłam go szczerze nienawidzić.
-Ja pierdole. Uspokój się. Po co wpadasz w taki szał? Co z tego, że mam koleżanki? Nie wkurwiaj się o gówno.
-Stul pysk i myśl co do mnie mówisz młocie!
-Kurwa, a Ty jak do mnie mówisz?! Nie jesteśmy jeszcze razem, mogę robić co mi się żywnie podoba kochaniutka.
-Zajebiście! Nikt Ci przecież nie broni!
-No to co się wściekasz?!
Nie odpowiedziałam. Za to wkroczył Eryk. Uwolnił moją rękę z uścisku Jana i stał patrząc na nas.
-A Ty to?- zdziwił się Jan.
-Skoro Ci się sam nie przedstawiłem, to nie licz na to, że to zrobię- odpowiedział.- Myślę, że skończyliście już rozmawiać....
-Dzięki- mruknęłam i weszłam do domu.
Ruszyłam prosto do pokoju. Czasami chciałoby się być inną osobą. Czasami chciałabym nic nie czuć. Wtedy życie było by o wiele łatwiejsze. Dlatego trzeba udawać. Dlaczego? Bo czuć za dużo...to okropna sprawa. I to mnie przeraża. Eryk był ważny, ale milczał wtedy kiedy powinien mówić najwięcej, kiedy powinien walczyć. Wszystko bym wytrzymała gdybym czuła, że mnie kocha, a to było ciężkie. Wszystkie sprawy się skomplikowały. Potem Jan. Gość z kosmosu, który ma być moim mężem. Jedno pytanie mnie męczy....Czy moi rodzice oszaleli czy to ja wariuję? Przebrałam się w piżamę i położyłam na łóżku. Moje życie traci sens...Boże.
Słyszę pukanie. Zrywam się z łóżka i ruszam otworzyć.
-To już chyba jest prześladowanie- mruczę widzą Jana.- Co tu robisz?
W odpowiedzi kiwa butelką wina i kieliszkami. Zestaw małego barmana?
-To najlepsze z mojej kolekcji- uśmiecha się.
-Nie chcę tego.
-Nalegam żebyś spróbowała.
Odkręca butelkę i zaczyna nalewać. Wszystko dzieje się w korytarzu. I dobrze, niech sobie nie myśli, że wlezie mi do pokoju. Obserwuję jak czerwony trunek leje się do kieliszka.
-Do pełna- mówię.
-Proszę- podaje mi.
Kiedy tylko chwytam kieliszek, oblewam winem swojego towarzysza. Sprawia mi dużą przyjemność oglądanie jak wyciera mokrą twarz. Uśmiecham się wrednie na widok czerwonych plam na koszuli. Ups to chyba ostatni raz kiedy miał ją na sobie.
-Chyba nie myślałeś, że się z Tobą napiję?- śmieję się.- Przychodzisz po tym wszystkim z winem? Musze przyznać- dobry z ciebie agent.
-Dlaczego oblałaś mnie winem?
-To taka gra. Wiesz....orient.
-Cenię sobie twoje chamstwo i sarkazm- powiedział spokojnie.
Nie chciało mi się dłużej tego słuchać. Po co męczyć uszy? Weszłam do pokoju i zatrzasnęłam drzwi. Droga związana z Janem nie doprowadzi mnie donikąd. Usłyszałam pukanie i naiwnie otworzyłam drzwi. Od razu poczułam na twarzy coś mokrego. Wzięłam oddech żeby uspokoić pragnienie rozjebania wszystkiego. Podniosłam rękę i wytarłam oczy. Wino. Świetnie. Moja biała koszulka będzie miała spotkanie z koszem. Cudownie.
-Zawsze oddaje to samo co dostaję. Zapamiętaj.
-Nienawidzę cię!
-Jak możesz mnie nienawidzić skoro nawet dobrze mnie nie znasz?
-W takim razie nazywam się Martyna- podaję rękę.
-John.
-Pierdol się John- warknęłam i po raz drugi zniknęłam w pokoju trzaskając drzwiami.
Mogłabym przysiądź, że słyszałam śmiech chłopaka.



Gabriel

Budzę się obojętny. Tak samo zasnąłem. Patrzę na dziewczynę która leży obok mnie. Jest moja. Obserwuję jak śpi. Wstaję z łóżka i uśmiecham się zadowolony. W końcu mam Wiktorię na 24h.
Ruszyłem do łazienki. Ledwie zdążyłem wejść do środka i ściągnąć koszulkę, kiedy zjawiła się Wiki. Trzymała różowy ręcznik. Zamarła w pół kroku widząc mnie pół nagiego.
-Tak wiem, jestem ucieleśnieniem męskiego ideału- mówię.
-Masz ręcznik.
-To nie kąpiemy się razem?- pytam z nadzieją.
-Nie.
-Serio? Rety...Ym masz maszynkę do golenia?
-W kosmetyczce, już ci daję.
Uklękła przy szafce, w której szukała swojej kosmetyczki. Oferowała mi przy tym przyjemny widok na swoją pupę. Zacisnąłem zęby. Miała najlepszy tyłek jaki w życiu widziałem. Zdecydowanie była kobietą, która zaspokoiła by mężczyznę. Po chwili wynurzyła się z różową maszynką do golenia.
-Masz coś co nie jest różowe?
-Mam fioletową, jeśli wolisz...
-Poproszę.
Wyjęła ciemno różową maszynkę.
-To nie jest fioletowe, tylko różowe.
-To jest fiolet. Albo bierzesz albo nie!
Poddałem się i przyjąłem ten ''fiolet''. Zacząłem się rozbierać i wszedłem do wanny. Gorąca kąpiel z rana byłą odświeżająca. Nieśpiesznie się umyłem i wyszedłem z łazienki z mokrym ręcznikiem owiniętym wokół bioder.
-Wiesz co Gabriel?- powiedziała Wiktoria wodząc wzrokiem po moim ciele.- Ręczniki naprawdę świetnie na tobie wyglądają.
-Wiem. Jakbym wyszedł tak na dwór to zapoczątkował bym nową modę.
-Ubierz się.
-Nie chcę- odparłem.
-Wiem, ale nalegam żebyś to zrobił.
Spojrzałem na jej drobną twarz i usta które tak uwielbiałem. Wydawało mi się, że leciutko się uśmiechnęła. Nie sposób było jej się oprzeć, a ja tak bardzo chciałem ją posmakować.
-Gabriel, w twoim spojrzeniu jest tyle żaru, że roztopił byś lodowiec- zaśmiała się nerwowo.
Wiedziała co się szykuje. Przygryzła lekko wargę, chyba ze stresu. W pokoju wybuchło pożądanie. Powietrze było naładowane seksualnością, a Wiktoria pociągała mnie tak jak jeszcze nikt w życiu.
1
2
3
Zdążyłem tylko zobaczyć jak zmrużyła oczy. Pochyliłem głowę i pocałowałem ją. Usłyszałem jęk? Nie wiem które z nas go wydało...Chwyciła się moich nagich ramion, a ja poczułem jak twardnieję. Odsunąłem się od niej i popatrzyłem czule na dziewczynę. Spostrzegłem, że cała ta sytuacja zaparła jej dech w piersi.
-Ludzie zbierajcie się!- wpadł nagle Łukasz.
-Kurwa!- warknąłem.
-Jedziemy nad morze!
-Ymm- mruknęła Wiktoria i odsunęła się ode mnie.- Idę coś zjeść.
Wyszła. Przeczesałem wilgotne włosy i skupiłem się na Łukaszu, który ryknął śmiechem. No tak różowy ręcznik.
-Nie masz godności osobistej? Serio? Różowy?- droczył się Łukasz.
Złapałem go za koszulkę i wciągnąłem do środka.
-Ale z ciebie dupek.
Łukasz zaśmiał się jeszcze głośniej.
-Ładne kolanka stary, ale tym włosom na nogach przydałaby się kosiarka.
-Zamknij się.
-A to co, koronka?- Łukasz trącił brzeg ręcznika.-Rozumiem, że na treningach też będziesz używał różowych ręczników? Mam uprzedzić chłopaków?
-Do chuja jasnego! Kurwa mać!
-Gabriel, przestań używać tych brzydkich słów. Natychmiast!- zaśmiał się.- Obrażasz nimi, ten ręczniczek.
-Stul pysk i daj mi pomyśleć!!!
Wziąłem kilka głębokich oddechów żeby się uspokoić. Nie, jednak nie. Odwróciłem się i przywaliłem Łukaszowi w twarz.
-To Cię nauczy pukać- uśmiechnąłem się dumny z tego co zrobiłem i ruszyłem do szafy.
-Ochujałeś stary?! Kurwa mój policzek! Za co to było!? Oddałbym Ci ale boję się, że spadnie Ci ten ręczniczek.
-Spierdalaj.
-Nie przeklinaj.
-Nie pouczaj mnie, bo dostaniesz z drugiej strony.
-Spróbuj, to Ci tak przypierdolę, że Cie dr. House nawet nie poskłada- mruknął.
-Grozisz mi?- zaśmiałem się zakładając koszulkę.- Oj stary, powinieneś nauczyć radzić sobie z gniewem...
-To Ty przed chwilą przypierdoliłeś mi!
-Bo Ci się należało- odparłem.
-Bo przerwałem Ci z Wiktorią? Będziecie mieli jeszcze tyle okazji...



*   *   *

Zamrugałem i zmrużyłem oczy z powodu jasnego światła. Byliśmy nad morzem. Wiktoria wyprzedziła mnie i podbiegła do krawędzi wody. Patrzyłem, jak zrzuca ubranie i zostaje w bikini. Rzuciła mi spojrzenie, od którego przeszedł mnie aż dreszcz. Podeszła do mnie zdecydowanym krokiem. Czekałem. Nie mogłem oddychać ani się ruszyć. Zaparło mi dech kiedy oparła dłonie na mojej klacie. Zamknąłem oczy. Dlaczego ona mnie tak rozpala? Odruchowo ją przytuliłem.
-Kochałaś się kiedyś na plaży?- szepnąłem
Wspięła się na palce, żeby mnie pocałować Po chwili odsunęła się z uśmiechem i rozpięła mi rozporek.
-Gabriel! Gabriel nie śpij, bo słońce Cię spiecze.
Kurwa.To był tylko sen. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Wiktorię.
-Ładny strój- spojrzałem wymownie.
-Przestań już- westchnęła. 
-Nie moja wina, że Cię pragnę...
-Aha. No cóż nie zawsze dostajemy tego, czego chcemy. Idziesz do wody?
-Nie.
Wstała i poszła sama, a ja patrzyłem jak jej sylwetka znika z zasięgu mojego wzroku. Leżałem, pozwalając, by słońce przypiekało mi skórę. To cudowne uczucie!
-Czemu siedzisz sam?- zapytała Martyna.
-A czemu nie ma tutaj twojego gogusia?- odparłem.
-Mamy malutki konflikt- zaśmiała się.
-Lubisz go?
-Zdefiniuj słowo 'lubić'.
-No wiesz, że się do siebie uśmiechacie i w ogóle...
-To, że się do niego uśmiecham, wcale nie musi oznaczać, że go lubię. Mogę go sobie wyobrażać w płomieniach czy coś...
-Jasne, Martyna, jasne...
-Troszkę mnie ciekawi- wyznała.
-Nie, dziewczyny kręcą po prostu źli kolesie- zaśmiałem się
-Racja, pociąga nas ta cała tajemniczość.
-Myślałem, że to przez to, że ci źli wydają się bardziej męscy...
-A Ty co się wypowiadasz? Ty nadal jesteś tym złym
-Bo?- zdziwiłem się.- Bo miałem kilka dziewczyn i z kilkoma też spałem? 
-I naciskasz na seks...
-Widzę, że nie ma prywatności...Powinna się z tego cieszyć! Jestem doświadczony. Nie zrobię jej krzywdy.
-To nie o to chodzi!
-Tak wiem, boi się, że ją porzucę potem i inne pierdoły. Skąd wam się biorą te pomysły?
-Skoro miałeś dużo dziewczyn, to znaczy, że je lubisz. Skoro z nimi też spałeś, a teraz z nimi nie jesteś to znaczy, że je porzuciłeś. Ona nie chce być kolejną.
-Wy inaczej patrzycie na miłość. Wam potrzeba kogoś do rozmowy, żebyście mogły paplać o wszystkim a facet by was słuchał. To jest chore.
-Prawda, kogoś z kim mogłybyśmy gadać godzinami...
-Martyna, wy jesteście pojebane- stwierdziłem.
-A wy i tak się za nami uganiacie- zaśmiała się.
-Macie kontakt? No wiesz z Twoim narzeczonym? Ja pierdole ale to brzmi. Kobieto ledwo 18 masz, a już narzeczony.
-Nie obchodzi mnie. Za autobusami i facetami się nie biega.
-Bo szkoda zniszczyć buty?
-Nie?! Bo będzie następny. Przecież to łatwe...
-Wasza logika jest tak łatwa jak zakręt!- westchnąłem zrezygnowany.
Po chwili wróciła Wiktoria i położyła się na ręczniku obok. Opalała się. Liczyłem na to, że będzie robić to topless, ale się przeliczyłem. Musiałem zadowolić się magią swojej wyobraźni. 




Patrycja

Wkurwiało mnie wszystko. Że jest za ciepło, że jest za zimno. Że wtedy myślałam, że Dawid śpi i powiedziałam za dużo. Że on ucieszył się z tego wyznania. Byłam po prostu zła na siebie.
-Patrycja!- usłyszałam wołanie Dawida.
Udając, że go nie słyszę, ruszyłam na spacer po plaży. Błagam człowieku nie idź za mną. Potrzebuję chwili na przemyślenie wszystkiego. Chwili bez ciebie.
-Czemu nagle zrobiłaś się taka trudna?- podbiegł.
-Może to ty przyzwyczaiłeś się, że byłam łatwa.
-Idę z Tobą.
-Wracaj do innych, ja muszę pomyśleć....
-Przestań być taka oschła, bo przez tą sytuację nie wiem co ze sobą zrobić.
-Dać mi spokój. Nie powinnam była wtedy tego mówić.
-Powinnaś i wiem, że to była prawda, bo mówiłaś to z taką czułością...
-Żałuję tego. Myślałam, że śpisz, dlatego to zrobiłam. Chciałam żebyś nie słyszał. To nie jest coś w stylu, że wybrałam Cię i będę Cię lubić. Bo nie będę.- westchnęłam.- Czy możesz sobie odpuścić?
-Ech ciężko będzie.
-Postaraj się, proszę.
-Nie martw się każdy związek jest trudny.
-Dawid, my nie mamy żadnego związku! Nic nas nie łączy.
-Zawsze coś będzie łączyło ludzi, którzy byli ze sobą szczęśliwi. To, że jesteś niemiła nie zniechęci mnie. Już ci chyba mówiłem, że Cię lubię, więc uspokój się- pociągnął mnie za rękę w kierunku morza.- Po prostu zamocz nogi i wrzuć na luz.
Brzmiało to normalnie, ale nie podobał mi się ten pomysł. Złapałam Dawida mocno za ramię. Zignorował to i prowadził mnie w kierunku morza. Od samego patrzenia na wodę bałam się i wstydziłam się powiedzieć o tym...
-Nie ma mowy- zatrzymałam się tuż przy brzegu.
-Patrycja- zaśmiał się- Co może być strasznego w zanurzeniu stóp w morzu?
-Nie zrobię tego. Przecież wiesz, że woda to mój problem.
Nie było to nic wielkiego, ale myśl o tym była przerażająca. Zerknęłam na chłopaka, który stał spokojnie i czekał. Co robić? Ta wojna w myślach...Przeraża mnie. Wdech, wydech, wdech, wydech. Chwyciłam klapki w ręce i zanurzyłam nogi nim zdążyłam zmienić zdanie. Woda była cieplejsza niż się spodziewałam.
-I jak?- spytał Dawid.- Powinnaś wejść głębiej.
-Odbija ci dzisiaj?!
-Patrycja przecież nie każę ci stać się kamikaze. Po prostu wejdź troszeczkę głębiej.
Wróciłam szybko na piasek przerażona tym pomysłem. Nie spodziewałam się tego po Dawidzie. Przecież wie jaki mam uraz do wody! Chciałabym to zrobić, ale nie mogę tego zrobić. Ta bezsilność...
-To coś co możesz zrobić.
-Nie mogę. A poza tym co ty możesz na ten temat wiedzieć?!
-Patrycja, już pływałaś w basenie. Morze, to twój następny krok. Nie cofaj się skoro jesteś już tak blisko. Dasz radę.
Chciałam być dziewczyną, którą myślał, że jestem. Taką która nie boi się tak śmiesznych rzeczy.
-A co jeśli coś się stanie? To niestrzeżona plaża, nie ma ratownika i...
-Masz ratownika i to osobistego- uśmiechnął się.
Jeśli to zrobię, to będę blisko odzyskania dawnej siebie. Będę mogła to odhaczyć i zostawić za sobą.
-Okej-ruszyłam do wody.
Dawid pokiwał zachęcająco głową i stał nieruchomo. Zrobiłam dwa kroki i stałam w wodzie po kolana. Serce biło mi jak szalone, ale mimo to starałam się. Chciałam być odważna dla Dawida. Szłam dalej i dalej. Kiedy byłam w połowie drogi fale zaczęły się zwiększać. Zdrętwiałam. Całe moje ciało się napięło. Stałam sztywno, niezdolna ruszyć się. Mój koszmar stawał się rzeczywistością. Zdążyłam tylko zamknąć oczy, kiedy przykryła mnie fala. Waliłam w wodę, walcząc z nią. Krzyczałam spanikowana. Boże ja nie chcę tak umrzeć! Po chwili silne ramię objęło moją talię. Dawid wyciągnął mnie, a ja zaczerpnęłam gwałtownie powietrza. Chłopak posadził mnie na piasku i przyglądał się dokładnie.
-Wszystko dobrze?
-Nie- odparłam próbując nabrać odpowiednią ilość powietrza by mówić- Nie jest dobrze. Jeszcze się pytasz?! To twoja wina! Wszystko przez ciebie!
-Przepraszam Patrycja. Tak mi przykro- patrzył na mnie przerażony.
-Mogłam tam zginąć!- łzy płynęły po mojej twarzy.- Wiesz co to wszystko jest tak kurewsko komiczne, że zaraz nie wytrzymam. Wiedziałeś co może się stać, wiedziałeś że się tego boję, a jeszcze mnie zachęcałeś!
-Chciałem pomóc...
-Nie możesz próbować mi pomagać na siłę. Traktujesz mnie jak jakiś projekt!-zacisnęłam zęby. Mam dość. Dość łez i tej słabości.-Daj mi w końcu święty spokój. Odpierdol się i znajdź sobie inną koleżankę, która nie będzie miała problemów i będzie łatwa!!!
-Dobrze nie będę już walczył o twoje towarzystwo. Pasuje Ci?
Kiwnęłam mechanicznie głową. Najtrudniejszy wybór. Zrezygnować czy próbować dalej? Łzy które pojawiały się aż zamazywały moje pole widzenia. Siedziałam i patrzyłam na oddalającego się chłopaka. Tak szybko się skończyło. Nawet nie wiem kiedy to się zaczęło. Może ta zamiana walizek? Uśmiechnęłam się pod nosem,wstałam i ruszyłam za chłopakiem. Nie zamierzałam go gonić. Musiałam wrócić do reszty. Zimny wiatr wiejący od morza sprawił tylko, że do łez doszło jeszcze szczękanie zębów. Co za okropny dzień...



Wiktoria

Dzisiejszy dzień zaliczam do dziwnych. Po powrocie z plaży, robiłam wszystko byle by uniknąć wejścia do pokoju. Pokoju w którym będzie Gabriel. Rano niewiele brakło, a sytuacja mogła potoczyć się w inny sposób. Siedziałam w kuchni wpatrzona w blat stołu. Boże co mam zrobić ze swoim życiem?
-Jak dalej będziesz wpatrywać się w ten stół to zrobisz w nim dziurę- zaśmiał się Eryk, który właśnie się pojawił.
-Gdzie byłeś cały dzień?- spytałam, ponieważ nie był z nami na plaży.
-Tu i tam- powiedział i usiadł na przeciwko mnie.
-Eryk...Mogę o coś spytać?
-Wszystko u mnie dobrze. I tak nie było mnie ponieważ staram się unikać Martyny.
-Czy...czy jest ci ciężko?- pytam.
-To nie nasze pierwsze zerwanie, więc jestem przyzwyczajony. Tym razem jednak zrezygnowałem z niej.
-Dlaczego mówisz to tak spokojnie?
-Wolałem to zrobić pierwszy, zanim ona by to zrobiła...
-Ona by tego nie zrobiła! Nigdy! Przecież wy jesteście dla siebie stworzeni.
-Byliśmy. Czas przeszły. Nie ma sensu tego roztrząsać. Każdy ma swoje powody. Jakoś sobie radzę.
-Twierdzisz, że to koniec waszej historii?
W odpowiedzi kiwa głową. Przyglądam mu się, próbując odgadnąć czy przypadkiem nie kłamał.
-A ty co tutaj robisz? Czy nie powinnaś teraz być z Gabrielem.
-Powinnam, ale chwilowo go unikam- wzruszyłam ramionami.
-Ponieważ?
-Boję się.
-Czy on cię bije?!
-Nie- zaśmiałam się.
-Więc chodzi pewnie o sex.
-Po części...Po prostu sex dla kobiety i mężczyzny ma różne znaczenie...
-No to pewnie. Dziewczyny nie są w stanie przespać się z kimś bez uczuć. Wy chcecie się kochać z emocjami, namiętnością i w ogóle...
-Bo dla nas ważna jest więź i zaufanie!
-Więc nie ufasz Gabrielowi?
-Nie wiem...
-Bo patrzysz przez pryzmat przeszłości. Gabriel Cię kocha i to widać. To prawda, że my sex traktujemy inaczej. Skoro ktoś chce uprawiać z tobą sex to znaczy, że jesteś dla niego atrakcyjna i cię podziwia. Sex to ukoronowanie naszych starań.
-No właśnie. Jak się z nim prześpię to będę zdobyta i nie będzie tak jak wcześniej!
-Wiktoria jak nie będziesz ciszej to całe osiedla dowie się o twoich problemach z Gabrielem- powiedziała wchodząca Patrycja.
-Osiedle?- zdziwiłam się.
-No co? Cały dom już o tym wie- zaśmiała się.- Pozwolicie, że dołączę.
-Śmiało- odpowiedzieliśmy równo z Erykiem.
-Ja także uważam, że sex to koniec polowania- dodała.
-Dla was wynikiem miłości jest sex, dla nas może on być początkiem miłości.
-Gabriel mówi, że mnie kocha....
-Bo Cię kocha!!!- powiedzieli równo.
-Więc chyba nie powinnam mieć wątpliwości...A Patrycja? Czemu nie rozmawiasz z Dawidem? Pokłóciliście się?
-I to bardzo. Powiedzieliśmy sobie za dużo...
-To dobry chłopak- powiedziałam.- Znam go od małego i nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Powinniście się pogodzić...
-Zobaczymy jak to będzie- westchnęła.
-O mój Boże!- krzyknął Łukasz.- Eryk! Jeżeli jesteś tu przetrzymywany wbrew własnej woli to mrugnij dwa razy!!!
Zaśmialiśmy się wszyscy. Robi się tłoczno. Chyba pora się ulotnić i zmierzyć z tym co nieuniknione. Wstałam i ruszyłam wolno w kierunku pokoju. Przypomniałam sobie, jak przez przypadek poznałam Gabriela. Kilka przypadków i skończyłam jako jego dziewczyna. On stał się dla mnie miłością życia i chcę być przy nim tak bardzo. Stanęłam przed drzwiami. Poprawiłam włosy, wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Czułam jak serce wybija mi rytm. Bolesny rytm. Czułam się jakbym miała zaraz eksplodować. To chyba ta adrenalina.
-I pojawiła się moja dziewczyna- uśmiechnął się do mnie z łóżka.
-Moja to najlepszy epitet jaki od ciebie usłyszałam- zamknęłam drzwi i podeszłam do łóżka.
Chłopak obserwował mnie bacznie. Kto by pomyślał, że moim ulubionym momentem będzie to jak na mnie patrzy...Przełknęłam ślinę i wzięłam się do roboty.
-Chcę Cię pocałować- powiedziałam cicho, ale Gabriel i tak usłyszał, bo oczy aż mu się zaświeciły.
-A ja chcę dużo więcej- odparł i wstał.
Chwycił mnie za rękę. Podszedł do drzwi i przekręcił łucznik. Uśmiechnęłam się lekko. Pewnie nie chciał żeby ktoś przerwał nam tak jak rano. Poczułam lekki uścisk dłoni. O dziwo dodało mi to otuchy. Ruszyliśmy w stronę łazienki. No cóż będzie ciekawie.



Sabina

-Co się tu dzieje?- pytam wchodząc do kuchni, w której odbywa się jakieś spotkanie.
-Ploteczki- odpowiada mi Łukasz.- Chcesz dołączyć?
-Przyszłam tylko po sok- mówię i otwieram lodówkę.
Szukam wzrokiem soku pomarańczowego, ale ręce które pojawiają się nagle na mojej tali rozpraszają mnie.
-Mogę dziś spać z Tobą?- szepcze Łukasz.
-Tylko spać?
-Będę grzeczny. Obiecuję.
-Nie wiem jak z Patrycją, bo chyba pokłóciła się Dawidem...
-Już załatwiłem. Eryk będzie spać u Dawida, a Patrycja kimnie się u Eryka.
Kiwam głową, biorę butelkę i ruszam w stronę pokoju. Chłopak podąża za mną. Jak mój cień.
-Ja śpię od ściany!- zamawia Łukasz.
-Niech ci będzie- mruczę i biorę łyka soku.- O co się pokłócili?
-Nie powiedziała. Dawid też milczy. Chyba poważna sprawa...
-Przejdzie im- wzruszyłam ramionami.- Dlaczego chciałeś ze mną spać?
-To proste, bo nie chciałem spać sam.
-To za proste. Gadaj co tam wymyśliłeś.
-Chciałbym się z Tobą kochać- powiedział i przekręcił się w moją stronę.
-A ja bym chciała, żebyś docenił że się staram.
-Doceniam to i to bardzo. Powiem ci też prostą rzecz- jesteś, taka jakbym chciał.
Słowa, które chciałam żeby zostały wypowiedziane...Właśnie je usłyszałam i powtarzałam je sobie w głowie. To najlepszy moment w moim życiu. Otworzył się nowy rozdział, który zapiszę z tym chłopakiem.
-Wiesz, lubię nową Sabinę. Mogę się do niej normalnie przytulić i nie boję się, że jej twarz zostanie odbita na mojej koszulce- przyciągnął mnie do siebie.
-Sabina tapeciara?
-No, całe twoje piękno dało się zlikwidować jedną chusteczką- zaśmiał się.
-Sugerujesz, że teraz nie jestem piękna?!
-Tamto to było "piękno'' w cudzysłowie- sprostował.- Teraz mi się bardziej podobasz- pocałował mnie w czoło. Co byś chciała jutro robić?
-A jutro jest jakiś specjalny dzień?- pytam.
-Ostatni dzień w Wielkiej Brytani. Trzeba już wracać do domu. Zostało nam jeszcze dwa tygodnie i szkoła...
-A weź mi nawet nie mów...To co z tym jutrem? Zarezerwowałeś czas tylko dla nas?
-Oczywiście. Masz jakieś życzenia?
-Takie konkretne? Jak mam to nie wiem czy mogę ci powiedzieć...
-Bo może się nie spełnić? Spokojnie, ja ci je spełnię! Jestem instytucją spełniającą życzenia!
-Łukasz, ale to tylko moja własna instytucja, tak?
-Tak, twoja prywatna.
-To chciałabym jutro spędzić miło czas.
-Zakupy?- pyta.
-Czemu od razu wpadłeś na zakupy?
-Bo dziewczyny lubią zakupy- wzruszył ramionami.
-Dobra, masz mnie. Chciałam zakupy...
-Ok, ale pamiętaj, że wolałbym zakupy takie dla dorosłych...Jakaś bielizna, czy coś...
-Weź zboczeńcu...Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?
-Ciebie pod prysznicem.



____________________________________________________________

Mamy kolejny.
Długo zeszło, ponieważ staram się żeby były dłuższe.
Jeszcze kilka rozdziałów, ale historia zmierza po malutku do końca.
Chcę zakończyć to opowiadanie, ponieważ mam nowy pomysł, a nie mogę go zrealizować puki to mnie trzyma.
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do końca!
Proszę o cierpliwość i komentarze.
N










czwartek, 22 września 2016

Rozdział 43.

Sabina

-Sabina!
-Co?- spytałam Łukasza, który wpadł jak burza do mojego pokoju.
-Słyszałem, że przeprowadzasz się do mojego pokoju...
-Niby czemu?
-Bo Dawida nie ma, więc mam wolne miejsce. Zapraszam- skłonił się od pasa w dół.
-Gdybyś był w połowie tak zabawny za jakiego się uważasz...
-No ale poważnie! Jego nie ma!
-Wiem, przecież mam oczy.
-To jak z tą przeprowadzką?
-Możesz sobie pomarzyć.
-No proszę!
-Cicho, cicho. Nie mogę już cię słuchać. Poważnie! Masz gdzieś wyłącznik?
-Mam...w takim jednym miejscu. Chcesz zobaczyć?- uśmiechnął się jak głupi.
-Fuuuuj, nie dzięki.
Chłopak wyszedł po tym jak przestałam odpowiadać na jego zaczepki. Czy się przejęłam? E nie. To jest Łukasz, zaraz tutaj wróci. 3, 2, 1, słyszę dźwięk otwieranych drzwi.
-Nie Łukasz, nie będę z Tobą spała!!! Dotrze to do Ciebie?!
-Ale to tylko ja- zaśmiała się Patrycja.
-Gdzieś Ty była?! Ja tu już kurwicy dostaję...Dzięki Ci Boże, że wróciła!
-A tu i tam...
-Tu i tam z Dawidem?- pytam ciekawa.
-Tak wyszło...
-Mówisz, że tak wyszło, że zostaliście w jakimś wypizdowie na noc?!
-To nie był wypizdów, tylko hotel...
-No jeszcze lepiej! Hotel!? Hotel mówisz? Moment, jak to hotel?!
-Zgubiliśmy kluczyki od auta, musieliśmy czekać aż je przywieziecie!
-Ja nic o tym nie wiem!
-Wydzwanialiśmy do was jak szaleni, ale nikt nie odbierał! Przez to musieliśmy zostać...
-Skoro nikt nie odbierał to jak tu wróciłaś?
-No Mateusz w końcu oddzwonił. W zasadzie nie wiem kiedy to było, ale rano już był. Ale powiedz mi co tutaj się działo? Co robiliście?
-Ajjjj pani czego my nie robiliśmy...
Streściłam jej historie naszej wycieczki do aqwaparku.
-Jak jest na kacu na zjeżdżalniach?- spytałam.
-Trzy słowa...
-Było mega spoko?
-Nie, chodziło mi o NIGDY KURWA WIĘCEJ- odpowiadam.
-Sabina!!!- nagle wpada Łukasz.
Wiedziałam, że on kurwa wróci! Wiedziałam!
-Wybij to sobie z głowy!- rzucam.
-Ale nawet nie wiesz co chciałem powiedzieć- mruczy.- Poza tym jesteś piękna jak się złościsz- puścił mi oczko.
-To może jak się wkurwię to zostanę Miss Polonia?
-Wracając...zbieraj się!
-To znaczy!
-Idziemy na randkę.
Słysząc te słowa już obmyślałam w myślach swój strój. Muszę się przebrać. Nie zwracając uwagi na Patrycję zaczęłam latać po całym pokoju żeby się ogarnąć.


*   *   *

-Mmm dlaczego tak długo jedziemy?- pytam.
-Bo nasza randka znajduje się daleko- odpowiada chłopak.
-Skoro znajduje się daleko to może darujemy sobie tego Mozarta?
-Nie możemy.
-A to niby dlaczego?
-Bo mnie to relaksuje- uśmiecha się wpatrzony w drogę.
Świetnie. Mojego chłopaka relaksuje słuchania muzyki Mozarta w aucie. Kto normalny jeżdżąc autem słucha Mozarta? Boże daj mi siłę.
-Sabina. No nie mów, że to Ci się nie podoba...
-Nudzi mnie to i tyle! W ogóle skąd Ty masz to auto?- pytam.
-Jest Gabriela, ale nie wiem jak ono się tu znalazło...Trzeba by go potem zapytać. 
-Gabriel też słucha Mozarta w aucie?- pytam zdziwiona.
-Nie to moja płyta.
Zamykam oczy i liczę do dziesięciu w myślach żeby nie krzyczeć. 
-Czyżbyś się wściekała? Jeśli ogarnia Cię wściekłość powinnaś wyprowadzić cios- mówi.
-Chcesz to sprawdzić? Hmm?
-Nie koniecznie w tym momencie, ale mówię ci na przyszłość.
-Kiedy ja wolę po prostu policzyć do dziesięciu...To mnie uspakaja.
-A mnie to wkurza, bo zamykasz wtedy oczy!
-Nie mogę zamykać oczu? Jestem twoim psem?
-Jak ktoś zamyka oczy to nie można go przejrzeć.
-Łukasz czy ty wierzysz w to, czekaj jak to było...coś w tym stylu, że z oczu wszystko wyczytasz?
-A Ty pewnie uważasz to za głupie. Zgadłem?
-Bingo! Nie jestem pewna czy w takim przypadku powinniśmy być razem...
-Bo tak się różnimy?-pyta śmiejąc się.- Nie martw się. Wystarczy, że ja wiem, że powinniśmy być razem.
-Skąd?
-Bo chodzę do wróżki i wiedziałem to już od dawna- odpowiada z powagą.
-Nie mów mi, że....
-Żartowałem. Myślę, że gdyby wróżka okazałaby się prawdą to wysiadłabyś na środku tej autostrady. Spokojnie, myślę, że wróżka to za dużo. Jestem prostym chłopakiem.
-Prostym chłopakiem słuchającym Mozarta- dodaję.
Jedno jednak musiałam przyznać...Łukasz jest ostatnio źródłem mojego szczęścia i jedyną osobą, z którą chcę się nim dzielić. On pokazał mi jak się cieszyć dniem. Jechaliśmy jeszcze chwilę, po czym wjechaliśmy do sławnego Londynu. Kiedy go zobaczyłam, po protu siedziałam przyklejona do szyby. Łukasz marudził coś, że ją ośliniłam i będzie musiał ją czyścić, bo Gabriel go zniszczy. 
-Nie mów mi, że idziemy na to wielkie koło...
-Zgadza się. Idziemy tam- wskazuje palcem na słynne London Eye.
-O rany! Jesteś super!- przytulam go z radości.
Chwila w kolejce po bilety i już wchodziliśmy do kapsuły. Była cała nasza! Wow! Minęło kilka minut i byliśmy w najwyższym punkcie. Było cudownie!
-Chciałem Ci coś powiedzieć...- zaczyna chłopak.
-Śmiało- odpowiadam podziwiając widok.
-Cóż lepiej piszę niż mówię...
-Możesz mnie kochać, możesz mi robić co chcesz. Tylko mnie nie rań. Myślę, że dotychczas już za wiele wycierpiałam- walę prosto z mostu.
-Skąd wiesz, że chciałem powiedzieć, że Cię kocham?- pyta zdziwiony.
-A co chciałeś coś innego? Tylko nie mów, że przyjechaliśmy tu żebyś zapytał się mnie czy będę spała z Tobą w pokoju...
-Chciałem Ci się oświadczyć.
-Coooo? Hola, hola kowboju! Ile jesteśmy razem? Prawie miesiąc, nie uważasz, że to trochę za wcześnie?!
-Żart. Chciałem Ci powiedzieć, że Cię kocham- śmieje się.
-Oj ty żartownisiu...
-A teraz zbierajmy się.
Przejęta tymi ''oświadczynami'' nie zauważyłam, że już z powrotem jesteśmy na dole. Kurcze szkoda.
-Może przejedziemy się jeszcze raz?
-Nie możemy.
-Czemu?
-Bo jestem umówiony i musimy wracać- odpowiada.
-Niby z kim?!
-Z chłopakami. Wy miałyście już swoją imprezę, teraz nasza kolej.




Martyna

Czemu Eryk nie walczył? Nic nie mówił? Był ale było tak jakby go nie było. Siedział z nami, ale był jak powietrze. Ciągle gdzieś znikał. Mało go widywałam. Był po prostu cichy i to mnie wkurzało. Gdyby coś robił, gdyby chociaż się odzywał, gdyby walczył...to znalazłabym usprawiedliwienie dla tego co zrobił. Widzę jednak, że postanowił sobie darować i skreślił nas. Definitywnie. Ma rację koniec to koniec.
-Martyna!
-Co tam? Siedzę nad basenem!- krzyczę.
Po chwili przede mną pojawia się zdyszany Dawid. Podnoszę lekko okulary przeciwsłoneczne i mu się przyglądam.
-Chciałem Ci zameldować, że wychodzimy z chłopakami i wrócimy jutro.
-Czemu jutro?- pytam zdziwiona.
-Bo musimy gdzieś pojechać.
-Gdzie?
-Nie interesuj się aż tak. Wy miałyście swój wieczór, teraz nasza kolej.
-Dziewczyny wiedzą?
-Wiedzą...nie są za szczęśliwe, no ale cóż- zaśmiał się.
Naszą rozmowę przerywa dzwoniący telefon. W zasadzie mój telefon. Podnoszę go z leżaka i ze zdziwieniem patrzę na napis MAMA. Każdy ma jakiś słaby punkt, moim jest moja mama. Po chwili wahania odbieram i odchodzę od Dawida.
-Halo- zaczynam nieśmiało.
-No na reszcie! Dlaczego wcześniej nie odbierałaś? Przecież doskonale wiem, że od dwóch tygodni jesteś u nas.
-U nas? A gdzie jest to twoje ''u nas''?- pytam rozbawiona.
-Czemu Cię jeszcze nie widziałam?! Tata też się o Ciebie martwi.
-Bo nie wiedziałam do którego domu mam przyjść...
Moja rodzina jest obrzydliwie bogata. I źle mi z tym. Coś za coś. Ja zamiast w dzieciństwie spędzać czas z rodzicami, spędzałam go z wszystkimi tylko nie z nimi. Byli tak zapracowani. Ważniejsze było dla nich kupowanie domów gdzie popadnie niż zainteresowanie się ich własnym dzieckiem!
-Nie przesadzaj! Z tego co wiem to jesteś w jednym z najlepszych- zaśmiała się.
-Zgadza się...z przyjaciółmi.
-Nie musisz mi tego tłumaczyć, mówiłam Ci że twoi znajomi są miło widziani, ale teraz mam prośbę.
-Prośbę czyli rozkaz?
-Skoro tak mówisz...Chciałabym Cię zobaczyć w firmie,
-Kiedy?
-Najlepiej jak najszybciej.
-To znaczy?-pytam znudzona.
-Szofer będzie za 20 minut, więc się ubierz. Do zobaczenia.
I tyle było z mojej rozmowy. Świetnie.


*   *   *

Popatrzyłam w stronę szklanego wieżowca do którego zmierzaliśmy. Czego ona ode mnie chce? Ja w firmie? Owszem, nie będę tam pierwszy raz, ale nadal nie rozgryzłam kolejnego genialnego pomysłu mojej mamy. Wysiadłam z auta i ruszyłam w stronę wejścia. W środku wszyscy mi się kłaniali. Podeszłam do recepcji i podałam pierwszemu lepszemu mężczyźnie kurtkę.
-Zaraz po nią wrócę- powiedziałam i ruszyłam w stronę windy.
Szybka przejażdżka, podczas której próbowałam rozgryźć o co chodziło tamtemu gościowi z recepcji. Twierdził, że go z kimś pomyliłam i nie może mi zagwarantować, że ta kurtka tu będzie. Po chwili stałam przez drzwiami na których wisiała tabliczka PREZES. Zapukałam i weszłam.
-Martyna, usiądź- usłyszałam chłodny głos matki.
Przez telefon była milsza. Usiadłam na wskazanym fotelu. Ułożyłam się wygodnie i czekałam aż podadzą mi herbatę.
-Dlaczego tu jestem?- pytam.
-Zobaczysz później, ale powiedz mi co tam słychać u Eryka?
-Rozstaliśmy się- odpowiedziałam.
-To świetnie! Przynajmniej to mamy z głowy- westchnęła ucieszona.
-Co to ma znaczyć?- pytam nerwowo kręcąc się w fotelu.
-Lubiłam go, ale nigdy wam nie kibicowałam. Mam dla Ciebie troszkę inny plan, a on mi w tym kolidował, ale dzięki rozstaniu mam go z głowy.
-Wiesz z tego co wiem to rodzic powinien wspierać swoje dziecko...
-Zaraz Ci kogoś przedstawię. 
-Słucham?
-Jest to prezes firmy na której bardzo nam zależy.
-Czy ty mówisz o czymś w stylu zaaranżowanej randki?!
-Nie podnoś głosu. Bardziej o zaaranżowanym małżeństwie...
-Chcecie mnie wydać za jakiegoś starucha?!
-O przepraszam bardzo, ale nie uważam siebie za starucha. Mam  23lata- zaśmiał się mężczyzna stojący w drzwiach.
-Martyna! Bardzo pana przepraszam za jej zachowanie. 
-Po co go przepraszasz?- zakpiłam.- Mi wcale nie jest przykro!
Mierzyłam wzrokiem gościa z szatni. Ze on niby jest prezesem firmy? Przypatrzyłam mu się uważniej. Dlaczego wcześniej wyglądał na szatniarza? Może dlatego, że nie przyjrzałam się jego strojowi. Miał na sobie granatową koszulę, która była włożona w spodnie od garnituru zwężone od dołu. Wow. Spodnie od garnituru rurki! Ma gość poczucie stylu. Szacun. A do tego czarne air maxy. Ale nieważne! Gdzie jest kurwa moja kurtka!? Złodziej jebany.
-Na pewno za niego nie wyjdę! Prędzej włożę skarpety i sandały!
Chłopak uśmiechnął się pod nosem i wszedł do środka. Zza pleców wyciągnął moją kurtkę i mi ją podał. Po czym rozsiadł się w fotelu jakby był u siebie.
-Uważaj na słowa. Pamiętaj, że będziesz robić to co ci powiem- mruknęła matka.
-Świetnie! Najpierw Sebastian, a teraz moja kolej?! Dzięki mamo, o ile powinnam Cię tak nazywać...Bo na to nie zasługujesz!
-Jak możesz tak mówić?!- zdziwiła się.
-Mam mało wspomnień z Tobą, ale gwarantuje Ci, że przez każde moje życie staje na głowie. Idę do taty!
-Tata o wszystkim wie i w niczym Ci nie pomoże...


*   *   *

-To nasza pierwsza randka, więc rozchmurz się- odezwał się mój ''narzeczony''.
Siedzieliśmy w jakiejś restauracji, ale nie wyglądała na drogą.
-Skoro jesteś prezesem to dlaczego jesteśmy w jakiejś taniej knajpie?- pytam.
-Bo lubię tutaj jeść- wzruszył ramionami.- Poza tym nie jestem jeszcze prezesem.
Unoszę brwi zdziwiona, na co mój towarzysz wybucha śmiechem.
-Mam dopiero 23 lata, jeszcze studiuję. Jak skończę to przejmuję firmę.
-Co studiujesz?
-Oczywiście jak na prezesa przystało- zarządzanie.
Moment. Rozmawiam już z nim chwilę i nie zorientowałam się, że mówimy po polsku, a jesteśmy w Anglii. 
-Jesteś polakiem?- pytam.
W odpowiedzi kiwa głową. Przyglądam mu się uważniej. Jest przystojny. Nawet bardzo.
-Wracam do mojego wcześniejszego pytania. Skoro jesteś bogaty dlaczego siedzimy w takiej knajpeczce? Skoro mamy wziąć ślub to nie powinieneś próbować zrobić na mnie jakiegoś dobrego wrażenia? Panie ''przejmę firmę po studiach''...
-Zapomniałem Ci się przedstawić. Nazywam się John Edwards.
-No więc słuchaj Janek- zaczynam.- Może i mamy wziąć ślub, ale to nie znaczy, że musimy spędzać ze sobą dużo czasu. Ślub to tylko papier, więc dam go wam i wszyscy będą szczęśliwi. Teraz jeśli pozwolisz pójdę pierwsza, smacznego.
-Janek? Słuchaj Martyna. Ja też nie palę się do małżeństwa i nie zamierzam Cię jakoś zmuszać do niego. Nie to nie, znajdę sobie inną- zaśmiał się.- Spodobałaś mi się, dlatego chciałem spędzić z Tobą trochę czasu. Jesteś pierwszą dziewczyną, która nie poleciała na moje pieniądze. Ale jeżeli myślisz, że nie znajdę sobie innej na zastępstwo to się mylisz.
-Czy Ty wiesz, że właśnie powiedziałeś swojej narzeczonej, że możesz zastąpić ją pierwszą lepsza?
-A czy Ty wiesz, że uważasz się już za moją narzeczoną.
-Robię to co każe mi mama- mruczę.- Ale między nami nie będzie miłości. Bo ja ślubu jeszcze nie planowałam. Mam 18lat!
-To, że czegoś nie planowałaś, nie znaczy, że to pomyłka. Ale nie powinnaś robić czegoś co budzi twój sprzeciw. Nie musisz wszystkich uszczęśliwiać, ale mogę Ci obiecać, że jestem dobrym wyborem.
-Nie składaj obietnic, skoro nie możesz ich dotrzymać. A teraz będę się zbierać, do zobaczenia.
-Odwiozę Cię- wstał, złapał mnie za rękę i wyprowadził z knajpy.
A jedzenie? Nieważne? Jasne, kto bogatemu zabroni...Jan dosłownie wsadził mnie do czarnego Mercedesa. 
-Kierujesz?- spytałam.
-Jeśli mam ochotę, ale nie lubię odbierać pracy Ronaldowi- zaśmiał się i poklepał kierowcę po ramieniu.
-To co Maryna teraz będziemy chodzić na randki- oznajmił mi.
-Skoro tego chcesz. Nie będę przywiązywać do tego dużej wagi. Jesteś mi obojętny.
-Ty mi też.
-Co za szczerość- mruknęłam.- Kurwa, nie będzie z Tobą łatwo.
Zdziwił się, że przeklinam. Oj kochaniutki to dopiero początek. Obiecuję Ci to. 
-Ludzie przychodzą i odchodzą. Nie Ty to będzie inna.
-Widzę, że lubisz dziewczyny.
-To one lubią mnie.
-I twoje pieniądze- dodaję.
-To prawda. Dlatego ty będziesz idealna.
-Bo?
-Bo masz ich tak dużo jak ja, więc spodobam Ci się ja, nie pieniądze.
-Skąd ta pewność siebie?
-Szukałem Cię całe moje cholerne życie, więc nie dam Ci odejść- odpowiedział.
-Bez komentarza.
-Udzielasz wywiadu? Jeszcze nie jesteś sławna, ale po naszym ślubie to się zmieni. 
-Słucham?
-Będziesz panią prezes największej firmy w Europie.
-Nie mogę Cię już słuchać...
-Wracając...szukałem cię całe życie, bo masz hajsu jak lodu i jesteś w dodatku ładna. Podoba mi się to.
Zamilkłam i odliczałam minuty do powrotu. Gość mnie wnerwia. Dzięki Bogu byliśmy już blisko. Biedny nie wie w jakim kierunku zmierza, skoro chce wziąć ze mną ślub. Ja nasz związek wyobrażam sobie tak: początek, środek i koniec. Szybki rozwód i nara. Tyle mnie widziałeś prezesie. Dojeżdżaliśmy już na miejsce. Skąd on wiedział, że tu mieszkam? Mamo to ty?
-Dzięki za podwózkę. Do zobaczenia- wysiadłam z auta.
-Ronald przywieź mi moje rzeczy- usłyszałam przerażające słowa, który padły z ust Jana.
-Co to ma znaczyć?
-Zostanę z Tobą kilka dni.
-Słucham!?
-Wyganiasz mnie?- pyta.
-Oczywiście, że tak! Co Ty sobie myślisz?! To nie jest hotel dla bezdomnych!
-Twoi przyjaciele tu są.
-Ty nie jesteś moim przyjacielem!
-Racja, jestem o wiele poziomów wyżej. Który pokój będzie mój?



Gabriel

-Gabriel! Wstań.
Nie podnoszę się i udaję, że nie słyszę. Może odpuści i sobie pójdzie.
-Wstawaj! Do cholery wstawaj!
Potrzebuję snu! Dużo, dużo snu. Nie ma mowy nie ruszę się.
-Stoję nago.
Niemożliwe...odwracam się i otwieram oko żeby się upewnić.
-Gdzie byłeś?- pyta Wiktoria.
-Ważniejszym pytaniem jest dlaczego Ty mnie okłamujesz- mruczę niezadowolony.
-Nie denerwuj mnie...Jak niby Cię okłamuję?!
-Mówiłaś, że stoisz nago...
-Faceci...wredne skurwiele. Chcą tylko jednego od życia- seksu. Po co my ze sobą jesteśmy?
-No już przestań i nie nakręcaj się tak- ciągnę ją za rękę i sadzam przed sobą na łóżku.
Przyglądam się uważnie swojej dziewczynie i uśmiecham pod nosem. Wiem, że żaden Facebook czy snapczat nie zastąpi mi jej obecności. Łapię jej dłoń i zaczynam bawić się jej palcami.
-Gdzie byliście? Nie było was prawie dwa dni!
-Jak to dwa dni?
-No wczoraj, przez całą noc i wróciliście dzisiaj. W dodatku wieczorem! Nie widziałam Cię przez dwa dni, a Ty wróciłeś i położyłeś się spać!
Przemilczę naszą podróż nad może. Wszyscy ściśnięci w moim aucie. Do tego Łukasz który puszcza Mozarta. To był intensywny wyjazd. Nie wiedziałem, że tak długo nas nie było. Pamiętam, że jechaliśmy cały dzień. Potem mieliśmy popijawę nad morzem. Potem lodowatą kąpiel. Sen na plaży, jakieś dziewczyny, które przyprowadził Eryk? Właśnie Eryk...To była dopiero niewiadoma. Nikt nie miał pojęcia co się z nim dzieje, ale wszyscy wiedzieli kilka rzeczy.
1.Nie był już z Martyną.
2.Rzadko się odzywa.
3.Nie jest sobą.
4.Popierdoliło mu się coś we łbie.
Wracając do dziewczyn. Były ładne, ale to nie było to. W każdym razie fajnie było wspólnie posiedzieć. Rano trzeba było wrócić, ale zgubiliśmy drogę. Potem Mateusz miał potrzebę i musieliśmy szukać stacji. Potem znowu się zgubiliśmy i znaleźliśmy panie na telefon. Tak chyba trzeba wszystko to przemilczeć.
-Tęskniłem za Tobą- odpowiadam.
Z Wiktorią jesteśmy różni, ale to jest to. Wiem, że jesteśmy dla siebie zawsze pierwszą opcją. Może jesteśmy trochę różni, bo nasze poglądy są inne, ale tego trzeba żeby się kochać.
-To co robiliście?- zapytała i położyła się na łóżku.
-W sumie to nic. A wy?
-Też nic. Gabriel...
-Hmm?- pytam patrząc w sufit.
-Myślisz, że pewnego dnia będziemy zasypiać i budzić się w jednym łóżku?
-Już to robimy- przekręcam się w jej stronę.
-Chodziło mi, że będziemy mieli wspólny dom. No wiesz jeść posiłki w jednej kuchni i tak dalej...
-Wiktoria piszesz romans?- pytam rozśmieszony.- Czy sprawdzasz czy myślę o Tobie na poważnie?
-Zastanawiam się czy dajesz z siebie 100%. Bo jeżeli dajesz 89% to mi to powiedz, żebym się dopasowała...
Popatrzyłem na nią. Każda chwila spędzona razem sprawiała, że stawała się bliższa mojemu sercu, a ona boi się, że ją zostawię...Jak mam jej wytłumaczyć, że nie wyobrażam sobie życia bez niej? Że żałuję, że wysłałem to podanie? Mimo, że to moje marzenie to modlę się by się nie spełniło.
-Wiktoria ja zawsze jestem na 100%. Nawet jak ty będziesz na 70% to ja będę na 100%.
Moja odpowiedz ją usatysfakcjonowała. Wiedziałem to po uśmiechu, który tak bardzo lubiłem. Leżeliśmy w ciszy. Każdy błądził w swoich myślach. Byliśmy osobno, ale i razem. Po chwili spojrzałem obok i zobaczyłem, że Wiki usnęła. Przysunąłem więc się do niej i przykryłem nas kołdrą. Wtedy pomyślałem sobie, że rzeczy ostateczne, zawsze będą ostatecznymi. Decyzja o moim przeniesieniu jeszcze nie zapadła. Więc zmartwienia odkładam na koniec. Nie co przejmować się niewiadomymi. Liczy się przecież tylko tu i teraz.


*   *   *

Budzę się troszkę zgnieciony. Wiktoria jeszcze śpi. Wyciągam rękę i staram się znaleźć telefon, który powinien leżeć na szafce obok. Niestety kończy się to zbiciem lampy, która powoduje niezły huk. Zamykam szybko oczy i udaję, że śpię.
-Co jest? Meteoryt?- budzi się Wiktoria.- Która godzina?
-Szukałem telefonu żeby sprawdzić, ale zbiłem niechcący lampę...
-Niechcący?
-Nie chciałem Cię obudzić...
-Aleś Ty wielkoduszny. Zasuwaj do Martyny po miotłę, a ja idę spać.
Westchnąłem i podniosłem się z łóżka. Ostrożnie żeby nic sobie nie wbić w stopy. Wyszedłem z pokoju i ruszyłem do kuchni. Wezmę też coś do jedzenia. Ruszyłem w kierunku lodówki i zacząłem robić kanapki. 
-Jan! Możesz już sobie jechać?- usłyszałem głos Martyny.
Jaki Jan? Boże przywieźliśmy wczoraj ze sobą jakiegoś Jana? Obracam się i widzę gościa, który bawi się telefonem. Na pierwszy rzut oka wydaje się starszy od nas. Hmm?
-Smacznego!
-Dzięki- odpowiadam.- Gdzie jest miotła?
-Pod zlewem. A po co Ci ona?
-Mieliśmy wypadek, ale to nic wielkiego. Skąd jest Jan?
-Nie wypadało by zapytać kim jestem?- wtrąca się.- John Edwards narzeczony Martyny. Miło mi.
-A mi nie miło- odpowiadam.- Serio? Martyna jak przywieźliśmy jakiegoś bezdomnego wczoraj to mogłaś go od razu wywalić. To nie jest schronisko, panu już podziękujemy.
-Czy ja wyglądam jak bezdomny?- zapytał i wstał.
-Nie interesuje mnie jak wyglądasz. Jak dopijesz kawę to wynocha. Lepiej żeby go Eryk nie widział, bo pomyśli sobie, że masz jakiegoś gaha...
-Tylko, że to nie jest tak- zaczyna Martyna.
-Tak czy siak, niech pan wyniesie się w ciągu godziny- przerywam jej.- Dzięki za miotłę! Spadam.
Ciężko było iść z talerzem pełnym kanapek i miotłą w drugiej. Jakoś dałem radę. Po cichu wślizgnąłem się do pokoju. Położyłem kanapki na szafce i wziąłem się za zamiatanie. Perfekcyjny sprzątacz domu! I kelner w jednym! Łohohoh czy można być doskonalszym?
-Wiktoria, zrobiłem śniadanie- budzę dziewczynę.
-Do twarzy Ci z miotłą- zaśmiała się i podniosła z łóżka.- Jedz, a ja oddam miotłę i sprawdzę czy ten koleś się wyniósł.
-Jaki koleś?
-Taki co się przypałętał. Jeszcze mówił, że jest narzeczonym Martyny! Dobry kurwa z niego agent.
-Ale to prawda.
-Jasne, bez kitu Wiki.
-Poważnie Ci mówię.
-A ja myślę, że chyba za mało spałaś. Może połóż się z powrotem, bo świrujesz.
-Gabriel popatrz na mnie.
-Wiktoria nie mów do mnie tak poważnie. Przecież ten gość to jeden kosmiczny żart.
-Mówię poważne, bo chcę żebyś traktował mnie tak i słuchał tego co mówię.
-A jak nie to mam wypierdalać?- pytam rozśmieszony.
-Skoro tak chcesz...
-Nie chcę. Dobra słucham.
-Ten gość to narzeczony Martyny. I teraz słuchaj, nie przerywaj. Była wczoraj spotkać się z rodzicami, a potem wróciła z nim.
-Co to ma znaczyć? Jak to wróciła?
-Normalnie wszedł za nią. Troszkę się kłócili, ale w końcu przestali. Potem Martyna przyszła i wszystko wytłumaczyła, ale was nie było.
-Dalej.
-Co dalej?- pyta.
-Wtajemnicz mnie w ten babski świat.
-Muszą wziąć ślub. Rodzice jej kazali. Ten Jan, John czy jak mu tam jest przyszłym prezesem mega firmy, dlatego muszą to zrobić. Jemu jest to na rękę, bo ona mu się podoba.
-A mi za to on się nie podoba- mruknąłem.
-Przypominam Ci, że to ja jestem Twoją dziewczyną!
-Wiem, ale martwię się o Eryka. Plus ten gość to zwykły śmieć.
-Nawet go nie znasz!
-A Ty znasz?!
-Wczoraj rozmawialiśmy...
-Zabraniam Ci z nim rozmawiać!
-Czemu? W ogóle co Ty masz do zabraniania i pozwalania?!
-Nie podoba mi się ten typ, jest podejrzany...
-Skąd Ty to wiesz?
-Wiem, męska intuicja. A teraz jedz, a ja zaraz wrócę.
-Ostatni raz Ci mówię- przestań mi rozkazywać!!!
Nie wdawałem się w dalsze dyskusje tylko ruszyłem na poszukiwania Eryka. W jego pokoju go nie było. Dziwne. Po chwili spotkałem Łukasza, który podobno spotkał go przed domem. Po kilku minutach znalazłem go siedzącego na schodach za domem. Popijał sobie piwo.
-Stary! Czemu się tak chowasz?- mówię siadając obok.
-A co? Nie mogę?- mruczy w odpowiedzi.
-Wiesz już?- zaczynam.
-Wiem i nie mam zamiaru o tym z Tobą rozmawiać.
-No to przynajmniej daj łyka piwa.



Patrycja

Otwieram oczy. Sabiny już nie ma. Wstaję i wsuwam nogi w kapcie. Kierunek kuchnia. Powinnam być pełna życia, ale to chyba nie możliwe. Najchętniej wróciłabym do łóżka.
-Dzień dobry!
-Mm hej- odpowiadam Janowi.
Nie podoba mi się ten koleś i fakt, że co chwile dzwoni mu telefon. Jeszcze ma taki wkurwiający dzwonek, że mam ochotę podejść i zarąbać mu w łeb. Najdziwniejsze jeszcze, że on rozłącza wszystkie przychodzące połączenia. Co z niego za szef? Biorę kilka jogurtów i ulatniam się do pokoju. Nie zdążyłam usiąść, a moim oczom ukazuje się Dawid. Uśmiecham się widząc go.
-Co tam?
-Za ile minut możesz być gotowa?- pyta.
-Za 20?- potrząsam w ręce jogurtem.- A co?
-Jesteśmy umówieni. Aha i zabierz rzeczy na basen.
-Nie chcę.
-To był rozkaz.
-Nie chcę- wzruszam ramionami.
-Okaż chociaż troszeczkę entuzjazmu- prosi.
-Nie okażę, bo nie podoba mi się ten pomysł.
-No dawaj. Nauczę Cię pływać.
-Nadal nie chcę.
-I tak pójdziesz ze mną na ten basen, albo dobrowolnie albo siłą.
Kiwam głową, ponieważ ludzie lubią kiedy się udaje. Chłopak wychodzi, a ja staram się delektować moim jogurtem. Nie wychodzi mi to.


*   *   *

-Wejdź do wody- nakłania mnie Dawid.
-Nie chcę.
-Ty ciągle nie chcesz. Właź do tej wody albo Cię wrzucę!
-Nie.
-Patrycja. Rozumiem Cię. Teraz chcę Ci pomóc. Zobaczysz, będzie lepiej.
-Boję się?
-Czego? A racja, głupie pytanie. Nie bój się. Nic Ci się nie stanie.
-Nie obiecuj.
-Dlaczego?
-Nie lubię obietnic, bo każde potem idą się jebać.
-Ja moją obiecam, ponieważ mam wobec Ciebie duże plany.
-Duże plany? Czyżby kochać Cię wiecznie? A może na zawsze? Dawid czyżby nieśmiertelna miłość, która zwycięży wszystko?
-Patrycja to moje plany, nie twoje. Teraz właź do tej wody!
-Plany są wobec mnie, więc też się tutaj liczę!
-Do wody. No chodź, bo ratownicy zaraz posikają się ze śmiechu. Nie lubię być rozrywką dla innych ludzi. Wszystko wyjaśnimy sobie innym razem.
Uśmiecham się pod nosem chociaż sytuacja nie jest zabawna. Chociaż może trochę, bo w tych czepkach na głowie wyglądamy komicznie. On mnie rozumie? To chyba muszę mieć farta, że go znalazłam. Po kilku próbach w końcu mi się udało i stałam po pas w wodzie. Dzięki temu
zobaczyłam uśmiech, który sprawił że czułam się jakbym wygrała na loterii.
-A teraz połóż się- powiedział.
-Jak mam się położyć? Przecież pójdę pod wodę!
-Nie pójdziesz. Ciało człowieka ma to w sobie, że nie tonie na wodzie, jeśli się położysz.
-Nie zrobię tego.
-Ufasz mi?- pyta.
-Wydaje mi się, że za krótko się znamy żeby zadawać takie pytania...
-Serio? Kobieto, a ostatnio tak mi dziękowałaś za ratunek.
-O racja! Rzeczywiście. No więc ufam Ci.
Postanowiłam zrobić to o co prosił. Po chwili poczułam rękę pod plecami. Troszkę mnie rozpraszała, ale wiedziałam, że to po to by mi pomóc. Leżałam tak i patrzyłam w górę. Panowała cisza. 
-Teraz masz, to jest deska.
-Przecież nie jestem ślepa...
-Więc złap ją i połóż się na brzuchu. O tak teraz jest dobrze. Teraz zacznij kopać. Będę szedł koło Ciebie, więc nie bój się.
-Gdzie mam płynąć?
-Przed siebie.
-Ale to jest daleko!
-Ten basen ma 15m szerokości, nie przesadzaj.
-A jak coś się stanie?
-Powtarzam, jestem zaraz obok ciebie.
Skupiłam się na zadaniu. Dobrze, że mam przy sobie takiego dobrego człowieka. Chociaż mam przeczucie, że Dawid nie robi tego bezinteresownie. Wbrew pozorom pływanie to męcząca rzecz. Niby tylko leżysz i kopiesz, a porusza się tak wiele mięśni.
-Ile jeszcze tych basenów? To męczące- mówię kiedy dopływamy do brzegu.
-Przepłynęłaś dopiero jeden i to w dodatku nie cały...
-Więc na dzisiaj wystarczy!
-Nie, zdecydowanie nie.



*   *   *

-Ale jestem głodna! Wow!
-Woda wyciąga- potwierdza Dawid.- Wsiadaj, pojedziemy coś zjeść.
-Wiesz co to suszarka?- pytam nagle.
-Wiem.
-Nie wydaje mi się...
-Ponieważ?
-Ponieważ masz mokre włosy! Czemu ich nie wysuszyłeś?!
-A powinienem?
-Możesz dostać zapalenia opon mózgowych! 
Zdenerwowana wsiadam do samochodu. Nie rozpoczynam rozmowy. Wkurzył mnie. Martwi się o mnie a o siebie nie potrafi zadbać. Akurat ostatnio jest człowiekiem, który dzieli ze mną moją tajemnicę i jest mi potrzebny do życia. Jechaliśmy, ale w miarę mijania czasu coraz mniej było widać budynków, a więcej przyrody. Gdzie moje jedzenie? Halo? Halo?
-Zaraz będziemy.
-Gdzie moje jedzenie?- pytam.
-Zaraz będzie.
Dojechaliśmy nad brzeg morza. Najpierw basen. Teraz morze. Więcej tej wody, więcej. Co potem rzeka? Jezioro? Wanna? 
-Patrycja wiesz na czym polega Twój problem?
-Dawid, bawisz się w psychologa? Jak tak, to daruj to sobie...
-Doszukujesz się w moich gestach i czynach drugiego dna. Przywiozłem nas tutaj, bo chciałem zobaczyć morze.
-Nigdy nie widziałeś morza?
-Widziałem, byłem nawet tutaj wczoraj z chłopakami.
-Skoro byłeś to po co tu wróciłeś?! Ha! To jest nielogiczne! 
-Przestań dopisywać historie. Przyjechałem tu, bo mi się tu bardzo podoba. Chciałeś Ci też pokazać to miejsce. Nie będziemy wchodzić do wody.
-Tylko?
Wyszedł z auta. Zrobiłam to samo i ruszyłam za nim. Chłopak otworzył bagażnik, a potem torbę która się w nim znajdowała. Moim oczom ukazała się masa różnorodnego jedzenia. Supermarket w torbie. Odjazd! Chwyciłam bułkę i banana i zaczęłam jeść. Dawid wziął torbę, zamknął bagażnik i ruszyliśmy na plażę. Szliśmy żółtym piaskiem, który pod wieczór był już chłodny. Znaleźliśmy dobre miejsce i usiedliśmy zajadając się smakołykami z super przenośnego sklepu, który znajdował się w torbie. Przyjemny wiatr wiał od morza i poruszał roślinami plus moimi włosami. Musiałam wyglądać jak strach na wróble, ale miałam to gdzieś. Było tak przyjemnie! Siedzieliśmy ta godzinę tonąc w swoich myślach. Potem musieliśmy się zbierać. 
-Mogę prosić o kluczyki?- pytam miłym głosem.
-Czemu?
-Chcę nas odwieźć do domu.
-Ja to zrobię- odparł.
-Nie, ja to chcę zrobić! A ty usiądź wygodnie i się niczym nie przejmuj.
Kiedy wsiedliśmy do auta słońce zginęło za horyzontem. Zgadza się siedzieliśmy nad morzem aż do zachodu. Czyżby romantyk z tego Dawida? Teraz kolej na wieczór, który pojawił się szybko. Prowadziłam samochód. Chłopak nic się nie odzywał. Patrzył gdzieś daleko za szybą. Może interesowały go piękne gwiazdy? Albo pięknie świecący księżyc? Ważne, że jest cicho i spokojnie. Powinien teraz odpocząć, po tym męczącym dniu spędzonym ze mną. Kiedy wjechaliśmy do miasta zobaczyłam, że mój towarzysz zasnął. Uśmiechnęłam się pod nosem. Zasłużył na to. Sprytnie dojechałam do domu. Zastałam tylko latarnie, które oświetlały krajobraz. Wyłączyłam silnik i
wysiadłam z auta. Chłodne powietrze od razu orzeźwiło mnie. Obeszłam samochód, otworzyłam drzwi od pasażera.
-Dziękuję Ci za dzisiaj- szepnęłam.- I przepraszam za wszystko co musisz ze mną przechodzić. Jesteś dla mnie ważny i lubię Cię. Nie powiem, że kocham, bo to za duże zobowiązanie. Trzeba pamiętać, że to słowa, które mają moc. Ogromną. To zobowiązanie by dbać i poświęcać się dla kogoś. Dlatego dziękuję Ci za wszystko. 
-A gdybym powiedział, że Cie kocham?
Kiedy usłyszałam te słowa z wrażenia aż przewróciłam się na tyłek. Szybko poczułam ręce które mnie podnoszą. Patrzyłam ślepo w twarz Dawida. TO ON NIE SPAŁ?!



_______________________________________________________

Rozdziały niektóre krótkie, niektóre długie, ale wydaje mi się, że ważne że są :)
Dziękuję za miłe słowa komentujących. Wiele dla mnie znaczą.
Ale to opowiadanie kończę dla siebie. Bo leży i ciąży mi w umyśle, że jest niedokończone.
Chciałabym zacząć też coś nowego, bo mam pomysł, ale najpierw muszę skończyć to.
Zostało jeszcze kilkanaście rozdziałów, więc bądźcie ze mną! 
Czytajcie, komentujcie jak chcecie. Możecie również krytykować.
Liczy się tylko, że ktoś czyta.
N




John Edwars- przyszły narzeczony Martyny.











wtorek, 30 sierpnia 2016

Rozdział 42.

Wiktoria

Wchodziliśmy po kolei na pokład samolotu. Usiadłam na swoim miejscu. Z lewej strony siedziała Patrycja,a z drugiej mój wierny piesek Gabriel. Pomijając fakt, że było mało miejsca to fotele wydawały się całkiem wygodne.
-Jak tam?- zapytała Patrycja.
-Całkiem wygodnie- uśmiechnęłam się.
-Serio? Słyszałeś Gabriel? Jej jest tu wygodnie!
-Zmieni zdanie za kilka godzin, jak tyłek jej się wrośnie w fotel i nie będzie go już czuła-
odpowiedział.- Wtedy mogę Ci go wymasować.
-Mój tyłek, moja sprawa- mruknęłam.
-Nie do końca twoją, bo chciałbym żeby ten tyłek prezentował się dobrze. W końcu jesteś moją dziewczyną, nie możesz przynosić mi wstydu!
-Ty przynosisz mi wstyd jak tylko otwierasz swoją buzię!
-Tak ci się tylko wydaje.
Nie mogłam znaleźć żadnej sensownej odpowiedzi, więc postanowiłam siedzieć w ciszy. Po chwili usłyszeliśmy komunikat żeby zając swoje miejsce i zapiąć pasy. Zrobiłam zgodnie z poleceniem. Minęło kilka minut i już startowaliśmy. Samolot ruszył z ogromną prędkością i oderwał się od ziemi. Lecieliśmy.
-Ale szybko! Wow!- usłyszeliśmy zadowoloną Karolinę.
-Musi lecieć szybko żeby wzbić się w górę. To logiczne- odparłam.
-Wiem, ale inaczej sb to wyobrażałam- mruknęła.
-Używaj tego mózgu- zaśmiałam się.- Bo mózg to nie stanik, jego nie wypchasz.
-Ale jesteś zabawna, ha ha ha.
W dalszej podróży, nadal słyszeliśmy cudowne odkrycia Karoliny. Cofnij, to były tylko jej odkrycia bo wszyscy już to dawno wiedzieli! Nie mogłam już jej słuchać...
-Przypierdolić jej torbą, czy rozjebać łeb o fotel?
-Wiktora!
-Ups..To ja to powiedziałam głośno?- zapytałam oburzonej Patrycji.
-Co Ci się dzisiaj dzieje? Okres?
-Uuuuu to Gabriel nie porucha!!!- zaśmiał się Mateusz.
Popatrzyłam na mojego chłopaka, który spał. I chwała Bogu! Bo znając życie, gdyby to usłyszał to zniszczyłby Mateusza.


*   *   *

Dojechaliśmy na miejsce, a Gabriel od razu zaplanował nam czas na wieczór. Nie mogłam nawet odpocząć po podróży...Musiałam się przebrać i być gotowa raz, dwa, trzy. Wsiadłam do auta. Sportowego. Drogiego. Ładnego. Skąd on do cholery wytrzasnął tutaj auto? Rozsiadłam się wygodnie w białym mercedesie. Po chwili poczułam Gabriela na sobie. 
-Co ty robisz?!- przestraszyłam się wystraszona.
Czy on robi jakąś gre wstępną? Sex w aucie? Co to to nie! Za cholerę!
-Zapinam Ci pasy musisz być bezpieczna podczas podróży!- podarował mi swój specjalny uśmiech.
Nie skomentowałam tego. Ruszyliśmy. Naszym celem, jak się później okazało była bardzo elegancka restauracja. Znajdowała się na ostatnim piętrze jakiegoś wieżowca. Widok wieczorem, był niesamowity. Po chwili dostaliśmy nasze dania. Nawet nie potrafię powiedzieć, co zjedliśmy, bo to było takie w stylu master chefa...Po chwili poczułam nogę Gabriela, na swojej. Ten palant macał mnie nogą pod stołem.
-Nie wiem czy to dlatego, że mam takie długie nogi, czy to dlatego, że chcę być przyklejony do Ciebie...
-Zjedliśmy, więc chodźmy, Wracajmy- powiedziałam i wstałam od stołu.
Widzę, że akcja uwieść Wiktorię się rozpoczęła.
-Chcesz iść na lody?- spytał.
O i tu mnie masz,,,Lody mogłam jeść zawsze i wszędzie, Ogromne ilości! 
-Jeszcze pytasz!
Ale kiedy szliśmy i szliśmy to wątpiłam we wszystko. Przeszliśmy chyba całe miasto! No ludzie.
-Gdzie ta lodziarnia?- mruknęłam.
-Wierzę, że jedna jest tutaj.
-Wierzysz!? Gdzie?!~
Po chwili zatrzymaliśmy i Gabriel uśmiechał się jak głupi do budynku z napisem HOTEL. Serio?!
-Gabriel, ty...
-Tak? Co? Co ze mną?
-Muszą teraz sprzedawać lody w hotelach!-warknęłam.
-Och! To na prawdę hotel!- udawał zdziwionego.- Jak to się stało? Ale na prawdę dobrze wyszło. Nogi zaczynają mnie boleć, więc czy powinniśmy tam pójść i odpocząć chwilkę przed powrotem?
-Chwilkę?
-Chwilkę! Tylko godzinkę! Wiktoria!
-Przesadziłeś...
-Co? Rozumiem. Położymy się tylko i będę Cię trzymał za rękę. Wiki, bolą mnie nogi...
-Chodź pogadamy- pociągnęłam go za rękę.
-Tylko godzina! Pół godzinki?- opierał się.
Byłam silna. Włączył się we mnie mocarz. Ciągnęłam go za sobą aż wreszcie znalazłam jakiś park. 
-Siadaj tutaj!- wskazałam zła na ławkę.
Posłusznie spełnił mój rozkaz.
-Ach poważnie...-westchnęłam i odeszłam kilka kroków.- Dlaczego ze mną jesteś?
-O czym teraz mówisz?- zaśmiał się.
-Czy to mnie lubisz czy moje ciało?
-Coooo?
-Ach...dlaczego? Serio? Dlaczego ja prowadzę tą rozmowę?
-Co?- powtórzył.
-No co, co?- usiadłam koło niego.- Czy to nie normalne pytanie kobiety?
-Dlaczego szukasz dziury w całym? Kocham Cię i lubię twoje ciało. Po prostu odkąd jesteśmy razem to chcę to zrobić. Chcę to z Tobą zrobić i to wszystko- uśmiechnął się.- Czy to dziwne?
-Nie mówię teraz o tym!
-A o czym? Co jest? 
-Ja...-zaczęłam.- Ja w związkach męsko-damskich jestem konserwatystką. I uważam, że to jest właściwe. Jeśli mają się dziać takie rzeczy to powinien być jakiś postęp w emocjach. Mam na myśli...O Boże, no bo ile my ze sobą jesteśmy! Za wcześnie na takie rzeczy! Gdy spotykasz się i od razu idziesz na całość...To to jest właściwe? Jesteś za bezpośredni!
-Nie byłem bezpośredni! Po prostu Cię kocham!
-Jeśli mnie lubisz to wykorzystaj to co powiedziałam. Czy jestem czymś błyskawicznym?
-Nieważne, zapomnij. Postęp? Och więc potrzebujesz postępu? Co powinienem zrobić?- wstał z ławki i odszedł kilka kroków.- Powinienem stać w takiej odległości? Jest dobrze? Pasuje Ci? Tyle?
-To nie...
-Co?
-Jesteś złośliwy i nieuprzejmy.
-Nie, ja po prostu jestem posłuszny. Dlaczego? Czy to problem jeśli Cię słucham? Chciałaś przecież postępu..Co chcesz żebym zrobił? Iść czy stać tutaj? Czego chcesz? Jeśli potrzebujesz czasu masz minutę. Nie 10min.
Nie mogłam już tego słuchać i zatkałam sobie uszy.
-Nie zatykaj uszu! Powiedz mi co chcesz! Powinienem podejść jeden krok? Tutaj? Jeden krok na minutę? Przepraszam, czy ty zatkałaś uszy? Jestem zbyt głośny?



Martyna

Siedziałam nad basenem. Odliczałam czas, który został mi przed przyjazdem znajomych. Eryk przesadził. Ostatnio nie układa nam się i tyle. Muszę to przyznać. Ten związek stał się trudny. Jest ciężko nam się dogadać. Fakt, że ciągle się rozstawaliśmy i schodziliśmy nie pomagał. Tym razem tak nie będzie. Tego już za dużo. Potrzebujemy przerwy od siebie. Może kiedyś nam się uda, ale nie tym razem. Usłyszałam dzwonek domofonu. Wstałam z leżaka, zarzuciłam coś na siebie i ruszyłam do bramy.
-Martyna!- machała mi Patrycja.
-Cześć, wchodźcie- powiedziałam, otwierając im bramę.
-Ale chata- zachwycali się.
-Wybierzcie sobie pokoje, ja będę nad basenem.
Jak powiedziałam tak zrobili, a ja wróciłam nad basen. Ściągnęłam z siebie narzutkę i położyłam się na leżaku.
-Nie zasłaniaj mi słońca.
-Martyna, chcę porozmawiać- odparł Eryk.
-W porządku, rozmawiajmy. Co tam?
-Chcę przeprosić. Źle się wtedy zachowałem, po prostu byłem zdenerwowany.
-Wybaczam. Idź sobie znaleźć pokój, bo zostanie Ci salon.
-To nie mogę spać z Tobą? I czemu tak łatwo mi wybaczasz?
-Właśnie chciałam Ci powiedzieć, że powinniśmy zrobić sobie przerwę. Skoro przerwa to wychodzi na to, że nie jesteśmy razem. Jeżeli nie jestem z Tobą to dlaczego mamy dzielić razem łóżko?
-Jaka przerwa? Co Ty kurwa mówisz? Co to za durne pomysły?! Nie zgadzam się, nie ma kurwa opcji!
-Człowieku, ja nie biorę z Tobą rozwodu, więc nie potrzebna mi Twoja zgoda. Po prostu potrzebuję czasu. To wszystko co mam Ci do powiedzenia.
-Potrzebujesz czasu? Po tym co przeszliśmy?!
-Tak, właśnie tak.
-Jesteś zadowolona? Kurwa mać!
-Uważaj na słowa! To mój dom, więc oszczędź sobie! Ostatnio wystarczająco dużo wysłuchałam od Ciebie...
-Przepraszam, wybacz mi to. Jak możesz chcieć przerwy?!
-Po prostu...za dużo tego...Eryk daj spokój. Ciesz się wakacjami!
-Jak mam się cieszyć!? Nie mogę Ci dać odejść! Tylko Ty się dla mnie liczysz...
-Eryk, ja już odeszłam, więc z łaski swojej oszczędź mi wysłuchiwania ciągle tych samych tekstów. Mam już dość. Zawsze byłam dla Ciebie, ale Ty nie potrafiłeś tego docenić, więc daruj sobie.
-Mnie masz dość?- spytał.
-Jeszcze się dziwisz. Jestem zmęczona. Ciągłe kłótnie i pretensje...Może jestem dziwna, ale to za dużo dla mnie. Więc nie trać czasu na przeprosiny, które nic dla mnie nie znaczą i zajmij się sobą.
-Ale ja nie mogę tak odpuścić! Jak mam zapomnieć?
-Zawsze zostają Ci wspomnienia...Możesz nimi żyć, ale to nie skończy się dobrze. Poza tym Eryk nie przeżywaj. Zrobimy sobie przerwę. Zobaczymy jak to jest być znowu singlem.
-Jesteś twardsza niż Ci się wydaje...
-Że bezlitosna? Suka? Tak, tak ostatnio już mi wszystko wyjaśniłeś.
-Przeprosiłem.
-Można przeprosić za uderzenie, ale zostają siniaki.
-Nie baw się w poetkę!
-O, o, o już się bulwersujesz! Zaraz dojdą przekleństwa! Potem wyzwiska i krzyk, a później? Uderzysz mnie!?
Zaczął się śmiać. Dupek.
-Nie śmiej się, nie uśmiechaj się nawet. Twoja twarz mnie wkurwia. Idź sobie.
-I kto tutaj używa wyzwisk. Martyna pamiętaj, że miłość oznacza ból, a teraz już sobie idę. Pa kochanie.
-Nie rusza mnie to, a teraz spadaj bo mnie tylko zirytowałeś.
-Idę- pomachał mi i zniknął.
W końcu. Było ciężej niż mi się wydawało, ale jakoś poszło. Może jestem wredną, bezlitosną suką, ale mam już dość. Chcę odpocząć.


Sabina

-Nie Łukasz, nie będziemy mieli razem pokoju!
-Sabina, kiedy ja chce mieć z tobą pokój!!!
-Nie ma takiej opcji! Masz pokój z Dawidem i koniec.
-Ale ja chce mieć pokój z Tobą! Pokój z Dawidem może mieć Gabriel!
-Nie może, on ma z Wiktorią. Uspokój się!
-Dlaczego Mateusz może mieć pokój z Karoliną, Gabriel z Wiktorią, a my nie możemy!?
-Bo nie.
-To nie jest argument.
-To jest ulubiony argument kobiety- zaśmiałam się.
-Ale argument musi być logiczny! Więc ja chcę pokój z Tobą!! Przecież nic Ci nie zrobię...
-Przezorny zawsze ubezpieczony, a tak na serio to Eryk ma pokój sam. Zamknął się i z nikim nie gada. Więc musimy mieć osobno inaczej braknie nam pokoi.
-Co za szmaciarz!!! Eryk! Otwieraj te cholerne drzwi! Ty przyjebie głupi, już ja Cię nauczę jak traktować dziewczynę.
Ech, chwyciłam za rączkę walizki i wtargałam ją do pokoju, który robił wrażenie. Skąd rodzice Martyny mieli tyle kasy? Dom w Polsce, dom w Londynie, dom nad morzem? To musi być mafia!
-Śpię po lewej stronie!
-Spoko- odpowiedziałam Patrycji,
-Sabina, wiesz ja nie chcę przeszkadzać Tobie i Łukaszowi, ale jakbyś miała wyjść w nocy...
-Spokojnie, nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Będę spała tylko z Tobą, a Łukasz z Dawidem.
-Ja nie chcę wam psuć planów, przecież jesteście razem...
-Od kilku dni, a to nie oznacza TYCH planów. Daj spokój jestem jeszcze za młoda, a mamuśką nie mam zamiaru zostać.
Zaśmiałyśmy się obie.
-Bo wiesz, wtedy bym musiała dzielić pokój z Dawidem...
-Co jest nie tak z Dawidem? To zdrowy, przystojny chłopak.
-Zdrowy?- zaśmiała się.- Wiem, jest w porządku, ale nie jestem pewna czy to to. Poza tym jak jeszcze my się zejdziemy to nasza paczka będzie trochę żałosna...
-Już jest żałosna. No błagam Cię, same parki nic się tutaj nie dzieje! Porzygać się można tą miłością. Mam pomysł.
-Jaki?- spytała.
-Zróbmy sobie dzisiaj babski wieczór. Winko i te sprawy.


*   *   *

-Oczywiście, że możemy! Super pomysł!
-Brakuje tylko wina i Wiktorii- odparłam.
-Eee zaraz tu będzie, już wracają z Gabrielem- odpowiedziała Karolina.- Więc brakuje wina.
-Mamy całą winiarnie w piwnicy, więc niczego nie brakuje!!!- zaśmiała się Maryna.
-A czemu jesteś taka chętna Martyna?- zapytałam.
-Jak chyba wywnioskowałyście mamy przerwę z Erykiem?
-Coooooooooooo?- zdziwiła się Karolina, upuszczając prawie wino.- Jak to?!
-Ostatnio nie jestem z nim szczęśliwa i tyle.
Nie będę komentować. Jasne...Napije się winka i buźka jej się otworzy.
-To znaczy, że on Cię nie uszczęśliwiał?- zapytała ciekawa Karolina.
-Bingo! Znaleźć faceta, który uszczęśliwia dziewczynę to sztuka- odparła podając nam kieliszki.
Usiadłyśmy na tarasie. Na stole stały kieliszki i kilka butelek czerwonego wina. Będzie ostro i rano będą boleć głowy. Postanowiłyśmy nie czekać na Wiktorię i zaczęłyśmy zabawę bez niej.
-Martyna, a nie boisz się o wasze relacje? Teraz nie będziecie się lubić i będzie dziwnie.
-Wiem, ale nie przejmuję się tym czy on mnie lubi. Przyzwyczaję się do życia bez niego.
-A on zrozumie, że zjebał- dodała wchodząca Wiktoria.- Dajcie to wino.
Chwyciła butelkę i zaczęła pić z gwitna.
-Stało się coś?- zapytałyśmy wszystkie.
-Stało! Ten palant liczył na coś, czego nie jestem w stanie mu teraz dać! A teraz udaje wielkiego obrażonego. Boże daj mi siły!!!!
Ymmm to chyba nie spodoba jej się fakt, że mają razem pokój...Popatrzyłam na dziewczyny, ale żadna nie wyrywała się do tego żeby oznajmić ten fakt Wiktorii. Upsss.
-Martyna! Jak tam z Erykiem?- zapytała dopiero przybyła.
-Ja się starałam. On nie doceniał. Ja mam dość. Do widzenia.
-Tak mu powiedziałaś?
-Coś w tym stylu. W moim związku z Erykiem zgubiłam dużo rzeczy. Nawet niewinność.
A to mi nowość...Tego byłam pewna na sto procent, że to zrobili, ale przynajmniej nie straciła poczucia humoru...
-Ja też straciłam dziewictwo- wyznała Karolina.
-To, to wszyscy wiedzą- zaśmiała się Patrycja.
-Skąd???
-Widać po Tobie, ale spokojnie Karolina, wszystko pod kontrolą.
-Może wy macie wszystko pod kontrolą, ale ja przewracam się nawet jak ubieram skarpety!!!
-Ale Mateusz i tak cie kocha, więc nie przesadzaj- mruknęła Wiktoria i nalała każdemu wina.
-Wiecie co, czasami robi mi się smutno, że jestem singielką- zaczęła Patrycja.- Ale jak słyszę o waszych problemach to dziękuję Bogu za to, że jestem tą jebaną singielką!
-Kiedy życie daje ci szmaciarza, to trzeba spierdalać jak najdalej! Jak Ja!
-Martyna, ale Ty daleko od niego nie odeszłaś...Obecnie mieszkacie w jednym domu- podpowiedziałam jej.
-Racja! Napijmy się więcej wina. Wyjątkowych kwiatów nie można podlewać byle czym.
Boże. W myślach już waliłam głową w ścianę. Martyna plus wino, to złe połączenie. Zdecydowanie za słaba głowa. Zaczęła się już zabawa w pisanie wierszy.
-Jestem za gruba- mruknęła Wiktoria.
-Dlatego jesteś na diecie! Odłóż słodycze, tłucze, węglowodany. Proponuję dietę samo wino!
-Nie przejmuj się- powiedziała Karolina.- Grubych ciężej jest uprowadzić.
Oho kolejna do kolejki. Stop dla Karoliny. A propo to gdzie ta Wiktoria jest gruba? Porażka.
-Kiedy ja tak lubię słodycze, ale wiem, że nie wolno ich jeść...
-Jeżeli czegoś nie wolno, a bardzo się chce, to można!!!
-Dlaczego przestałyśmy pić?- pytam.
-Cały czas pijemy i rozwiązujemy problemy.



*   *   *

Moje głowa. O matko święta. Zaraz ją chyba sobie oderwę. Wstałam i poprawiłam włosy. Rozglądnęłam się dookoła. Gdzie Patrycja? Moment, wróć. To nie jest mój pokój. 
-Wstałaś?- usłyszałam głos Łukasz i po chwili się pojawił.
Wyszedł z łazienki z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Przełknęłam ślinę.
-Napij się wody, stoi na szafce przy łóżku.
-Mhm- przytaknęłam i sięgnęłam po nią.
Napiłam się i po chwili dotarło coś do mnie. Otóż dlaczego byłam w samej bieliźnie? Zerknęłam jeszcze pod kołdrę upewniając się, że moje majtki są na właściwym miejscu.
-Ale...Dlaczego? Co się wczoraj stało? Czemu ja? Dlaczego? Boże, dlaczego?!
-Nie pamiętasz!?- zaśmiał się.- Nie wytrzymam hahaha.
-Powiedz mi!
-Nie powiem.
-Powiedz!!!
-Lepiej żebyś nie wiedziała...Idę się ubrać. Zaraz wracam.
Siedziałam i próbowałam sobie przypomnieć co się stało. Kurcze, nie dam rady. Zobaczyłam swoje ubrania na ziemi i przebrałam się w nie. 
-Łukasz, wyłaź z łazienki! Czemu mi nie chcesz powiedzieć?
-Bo mnie śmieszysz.
-Niby czemu? Czemu no?!
-Bo nie wiem czy wiesz jak wyglądasz...
Ruszyłam pędem do łazienki. Spojrzałam i ujrzałam pandę. Dosłownie....Cały tusz miałam na policzkach, włosy każdy w inną stronę. Ciuchy wymięte jak wsiur jakiś...Porażka. Odkręciłam kran i zaczęłam się ogarniać. Ciężko było z tym tuszem, ale po kilku minutach wyglądałam prawie dobrze. Prawie...
-Mógłbyś znaleźć kogoś innego do torturowania?- zapytałam.
-Mógłbym, ale wybrałem Ciebie.
-Łukasz...No proszę no!!!! Czemu taki jesteś?
-Bo Ty się o to złościsz, a jak się złościsz to mnie kręcisz jeszcze bardziej.
-Daruj sobie te tanie teksty i opowiedz jak to było.
-No powiem Ci, że po pijaku jesteś seksi. Taka kokietka.
-Łukasz no proszę...
-No więc było tak...Gabriel i Wiktoria wrócili pospinali. Z chłopakami graliśmy na konsoli, ale nam się znudziło, wiec poszliśmy was poszukać. Znaleźliśmy was, ale miałyście jakąś imprezkę. Rozmawiałyście serio o bardzo poważnych rzeczach...
-Chcesz powiedzieć, że podsłuchiwaliście?
-Troszkę, ale Sabina wy to macie problemy...
Strzeliłam mu w łeb.
-Ała? A to za co?
-Jeszcze się pytasz?!
-Jak już się totalnie naprułyście to wkroczyliśmy.
-Naprułyśmy? Co to ma znaczyć?!
-No Patrycja wskoczyła do basenu twierdząc, że jest syreną. Dawid po nią skakał no bo pływanie po pijaku to niezbyt dobry pomysł. Ale ona kazała mu się nie zbliżać bo jest pełnia i go zniszczy.
-Zniszczy? A co było dalej.
-Karolina pytała się Mateusza czy jest wolny...I czy poznają się.
-Chyba się zezłościł...
-Troszkę. Wiktoria i Martyna totalnie padły.
-Co to znaczy? Mogę prosić po ludzku?
-Usnęły. Nie wiedziały co się dzieje. A Ty...Aż brak mi słów.
-Oj, nie przesadzaj, nie było aż tak źle...
-Było. Sabina...pytałaś się kota dlaczego zabił Mufasę...Potem kazałaś się zabrać do pokoju. No to Cię odprowadziłem, ale nie spodobał Ci się pomysł osobnych pokoi, więc się na mnie wydarłaś.
-Chciałbyś.
-Ja tylko mówię Ci jak było. Krzyczałaś w niebogłosy, serio. Położyłem Cię do łóżka, ale Ty stwierdziłaś, że Ci za gorąco i zaczęłaś się rozbierać.
-Nie mogłeś mnie powstrzymać?!
-Niby czemu? Mi ten widok się podobał.
-Gdzie spałeś?
-Na ziemi.
-Serio?
-Tak, bo bałem się, że jak wstaniesz to mnie zabijesz.
-Prawidłowo. Jestem z Ciebie dumna i dziękuję.
-Czekaj, co Ty powiedziałaś? Możesz powtórzyć? Bo niedosłyszałem...
-Dziękuję.


Patrycja

-Dlaczego mam na sobie Twoje ciuchy?- spytałam Dawida po przebudzeniu.
-Bo Twoje były mokre.
-Dlaczego?-spytałam zdziwiona.
-Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?
-Chcę, więc powiedz mi proszę.
-W skrócie: upiłyście się, a my was ratowaliśmy. Ty byłaś syreną.
-Pływałam w basenie? W ciuchach?
-O, dobrze myślisz.
-Czy Ty przebrałeś mnie?
-Nie, nie pozwoliłaś mi się nawet dotknąć. Dałem Ci ciuchy, a Ty sama się sobą zajęłaś.
-O Boże, ale mi wstyd...
-Spokojnie, nie przejmuj się porażkami. 
-Dlaczego ciągle mi pomagasz?- spytałam.
-Nie wiem, może to przeznaczenie?- zaśmiał się.
Błąd. Przeznaczenie jest dla frajerów. To tylko wymówka żeby pozwolić, aby sprawy same się toczyły, zamiast wziąć je w swoje ręce. 
-Dawid, dziękuję, że się mną zająłeś. 
-Nie ma za co, od czego są przyjaciele...
-Może wybierzemy się gdzieś razem- zaproponowałam.
-Teraz?- spytał.
-Tak, tylko się przebiorę.



*   *   *

Wysiedliśmy z auta.
-Gdzie jesteśmy?- spytał.
-Zawsze chciałam to zrobić- odparłam i podbiegłam do rowerków wodnych.
Ubraliśmy się w kapoki, wsiedliśmy i zaczęliśmy pedałować. Nie było lekko, ale po kilku minutach byliśmy już, na środku jeziora. Między nami panowała przyjemna cisza. 
-Miałaś kiedyś sen tak realny, że kiedy się obudziłaś leżałaś z zamkniętymi oczami, żeby nie przeminął?- spytał Dawid.
-Nie wiem, a czemu pytasz?
-Bo ta chwila wydaje się jak sen. Bynajmniej dla mnie...Nie bądź na mnie zła, wiem, że nie chcesz się na razie wiązać. Rozumiem.
Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć...Lubiłam go, ale im więcej mężczyzn widziałam tym bardziej chciałam mieć psa. Wiązało się to z moją przeszłością z której nie byłam dumna i starałam się o niej zapomnieć.
-Dlaczego przyjechałaś do Polski?
-Miałam taki jeden powód...Wolałabym o nim nie mówić. Po prostu nie jestem dobrą dziewczyną dla Ciebie. Ja oznaczam kłopoty. Kłopoty w paczuszce z kokardką.
-Podobają mi się te kłopoty...Normalność jest nudna.
-Dawid nie wiesz co mówisz...
-Nikt nie ma normalnego życia. Nie wyobrażaj sobie, że tylko nad Tobą są czarne chmury, a inni widzą słońce. Wielu ludzi czuje się podobnie. Po prostu musimy się nauczyć jak korzystać z tego co
przynosi życie.
-Kiedyś źle postąpiłam. Musiałam ponieść konsekwencje swoich czynów. Przyjąć odpowiedzialność swoich za swoje uczynki.
Dawid milczał. Nie wnikał w to o czym nie chciałam mówić. Po chwili spostrzegłam jak kobieta wypada z rowerka do jeziora. Zaczęła się topić. Wskoczyłam do wody po nią. Szybko płynęłam. Po chwili byłam przy niej. Kobieta w strachu o swoje życie, robiła wszystko żeby się ocalić. I wciągnęła mnie pod wodę. Kończyło mi się powietrze, czułam już wodę w nosie. Czy to koniec? Zabawne jak historia toczy koło... Po chwili złapała mnie jakaś ręka i wyciągnęła na powierzchnię. Dopłynęliśmy do brzegu. Co za ulga. Szybko łapałam powietrze. Przez całą sytuację, nie zorientowałam się nawet kto był moim wybawcą. Spojrzałam i to był Dawid. Znowu on. Czemu ciągle on. Przyglądnęłam się jak siedzi spokojnie obok mnie wpatrzony w jezioro.
-Chodźmy, czas wracać- wstał i podał mi rękę.
Ruszyliśmy do auta. Chłopak przeszukiwał kieszenie. 
-Co jest?- spytałam.
-Kluczyki...Zostały w jeziorze...
-O nie...I co teraz?- spytałam.- Jest już wieczór, a do domu mamy daleko...
-Telefon!
Szybko wyciągnęłam swój. I z żalem popatrzyłam na mojego zalanego iphona. Kurde...to nie są tanie rzeczy...Dawid wyciągnął swój i już dzwonił. No tak wodoodporny. 
-Nikt nie odbiera- westchnął.
-Dzwoniłeś do wszystkich?- spytałam.
-Tak- kiwnął.- Co oni robią?
-Co teraz?
-Nic musimy gdzieś przenocować. Chodźmy bo robi się ciemno.
-A jak zapłacisz? Przecież wszystko przemokło...
-Kartą- zaśmiał się.- Ona powinna żyć.
Ruszyliśmy w drogę. Było ciemno, ale nie bałam się, bo Dawid był ze mną. 
-Chciałaś popełnić samobójstwo? Jak tak, to jest wiele innych sposobów i są one bezbolesne...
-O co Ci chodzi?
-Czemu wskoczyłaś do wody?- zapytał.- Twoje umiejętności pływania nie są za dobre...
-Wiem, ale byłam to komuś winna...
-Rozumiem. Chciałaś jej pomóc, bo miałaś powód.
-Ratowanie życia to wystarczający powód!
-Wiem, ale jeżeli nie jesteś pewna swoich umiejętności to lepiej sobie darować.
-Do czego zmierzasz?- spytałam.
-Lepiej jedna ofiara niż kilka- powiedział stanowczo.
-Czemu mówisz jak specjalista?
-Bo nim jestem.
-Heeee?
-Ratownikiem wodnym.



Gabriel

Upita była łatwa. Trzeźwa była trudna. Zero oryginalności. Jak to jest z tymi dziewczynami? Wszystkie są takie same? Boże ile można spać? Jest już wieczór...
-Gabriel- usłyszałem.- Co się stało?
-Spełnienie marzeń było na wyciągnięcie ręki, ale z niego nie skorzystałem...
-O czym mówisz?
-O niczym. Mogę siedzieć z Tobą w tym pokoju? Czy to też Ci przeszkadza? Hmm?
-Uspokój się.
-Mam wyjść? Zostać? Cofnąć się czy co?
-Przestań zachowywać się jak palant.
-Ten palant wczoraj Cię tu przytaszczył- mruknąłem.
-Kochany palant?- uśmiechnęła się.
Może uciekać przede mną w nieskończoność, ale w końcu się podda, a ja ją dopadnę i będę ją miał. Nie jest tak, że muszę to zrobić. Po prostu chcę. Nie mam zamiaru jej wykorzystać. Kocham ją, a w związku to normalne. Normalne tak, że słucham tego co ona chce...Przez to spałem na leżaku nad basenem. Żeby potem się nie rzucała, że coś było nie tak...
-Co dzisiaj robimy?- spytała wesoło i rzuciła mi się na plecy.
Złe posunięcie. Moje plecy i leżak nie polubiły się. Uwolniłem się od dziewczyny i wyszedłem z pokoju starając się rozmasować ból.
-Jebany lerzak..Kto wymyślił takie gówno?! I po co to?
-Eee przydaje się dziewczynom do opalania- odpowiedziała.- Przestań się już dąsać...
Powiedz to moim plecom....
-Nie dąsam się, to Ty robisz problem.
-Bo mam z czego!
-Ty tak twierdzisz....
Weszliśmy do kuchni, gdzie byli wszyscy oprócz Dawida i Patrycji. Uśmiechnąłem się pod nosem. Dziewczyny nie wyglądały za dobrze. Czyży nie były w formie? Upss.
-Co robimy?- zapytał Mateusz.
-Jedziemy do aquaparku- powiedziałem.
-Cooo? To nie jest dobry pomysł- odezwała się Martyna.
-Doskonały pomysł! Jedziemy!
-Chłopaki...Wiemy, że przeholowałyśmy, ale miejcie litość- westchnęła Sabina.
-To jest litość. Woda wam pomoże na kaca- zaśmiałem się.
-Egoiści. Chorobliwi egoiści. A gdzie się podziała troska?! Myślicie, że macie jakieś super moce?
-Owszem, no już do pakowania!
Rozeszliśmy się do pokoi.
-Gabriel...Musimy to robić? Nie możemy sobie darować?
-Nie możemy. Będzie ubaw!
-Kłamiesz...a to przestępstwo- mruknęła.
-Jeśli byłoby przestępstwem to wszyscy byli by w więzieniu- zaśmiałem się.- Nie zapomnij stroju. Najlepiej weź bikini.
-Czemu jesteś takim dupkiem?
-Wszyscy muszą być w czymś dobrzy.
-Nieźle ci to wychodzi...
Zaśmiałem się pod nosem z jej docinek. Była zabawna. Spakowaliśmy się, wsiedliśmy w auta i ruszyliśmy. Znalezienie miejsca na parkingu zajęło nam dłuższą chwilę...Wbrew pozorom to nie takie łatwe. Kupiliśmy bilety i ruszyliśmy do szatni.
-Gabriel, co zrobisz z tym podaniem?- zapytał szeptem Mateusz.
-Wysłałem je, nie ma już odwrotu.
Zgadza się wysłałem podanie do szkoły koszykarskiej. Znajdowała się ona na drugim końcu kraju. Co poradzić? Biegnę jak szalony za marzeniami. A może biegłem? Ostatnio miewam wątpliwości czy dobrze zrobiłem. Teraz mam Wiktorię i ciężko będzie mi wszystko zostawić i odejść...Tylko Mateusz o tym wiedział i dobrze dochował tajemnicy.
-Pojedziesz jak cię przyjmą?
-Nic jeszcze nie jest pewne, pismo przyjdzie we wrześniu- uśmiechnąłem się.
Czy był to szczery uśmiech? Błąd. Czułem się jakbym miał nóż przy gardle. Przebraliśmy się i wyszliśmy. Dziewczyny czekały na nas przy leżakach. Zostawiliśmy ręczniki i ruszyliśmy na podbój tego dużego obiektu. Poprawka ogromnego. Wszędzie było pełno ludzi.
-Zjeżdżalnie?- zapytał Mateusz.
-Zjeżdżalnie!- potwierdziłem.- A wy dziewczyny?
-My jakieś bicze wodne, sauna czy coś- odpowiedziała Wiktoria.
-Czyżbyście nie były w formie? Za dużo alkoholu?
-Za dużo was, mamy dość. Radźcie sobie sami!
-Wy też, żebyśmy potem nie musieli się za was wstydzić...
-Jesteś psychopatą.
-Wolę określenie "człowiek z wyobraźnią''- westchnąłem.- Myślałyście, że damy wam spokój po tym co odstawiłyście?
-Tak dokładnie. Liczyłyśmy na trochę wsparcia!- warknęła Sabina.- Ale po naszej stronie nie ma nikogo...



Dawid

Siedzieliśmy w pokoju wpatrzeni w siebie. W hotelu. Byliśmy cali przemoczeni i zmarznięci, a przede wszystkim zmęczeni.
-Mmm musimy zdjąć ubrania- powiedziałem.
Patrycja mi przytaknęła, ale nie odpowiedziała. Od dłuższej chwili była bardzo milcząca. Może musiała coś przemyśleć? Poszedłem do łazienki, zabrałem hotelowe szlafroki i podałem jej jeden.
Przebraliśmy się i usiedliśmy na łóżku w milczeniu.
-Dawid, dziękuję, że zawsze mi pomagasz.
-Chyba zacznę liczyć i pobierać opłaty za tą pomoc- zaśmiałem się.
-Stałbyś się milionerem.
Uśmiechnąłem się. Lubiłem ją pomimo tego, że tak mało o sobie wiedzieliśmy. Mam nadzieję, że kiedyś się przede mną otworzy...Zerknąłem na moją towarzyszkę. Położyła się na łóżku i patrzyła w sufit. Westchnąłem i zrobiłem to samo.
-Jestem złym człowiekiem- oznajmiła Karolina.- Chyba się taka już urodziłam...
-Ludzie nie rodzą się dobrzy albo źli. Rodzą się ze skłonnościami, ale liczy się w jaki sposób żyją.
-I z jakimi ludźmi żyją...A ostatnio spędzam czas z ludźmi przy których wreszcie jestem szczęśliwa.
-Wcześniej nie byłaś?
-Nie miałam takich przyjaciół.
-Fakt, przyjaciele to ważna rzecz. Dzięki nim mamy siłę by pokonać trudności i mieć siłę.
-Opowiem Ci czemu tutaj jestem.
-Że w Polsce?
-Tak. Miałam brata. Starszego o 2lata. Pewnego razu wybraliśmy się z rodzicami nad morze. Ja wypłynęłam na materacu za daleko. Chciałam wrócić do brzegu, ale nagle fale stały się coraz większe. Wpadłam do wody. Zaczęłam się topić. Nikt tego nie widział. Nikt nie zauważył, oprócz mojego brata. Od razu ruszył mi na pomoc. Dopłynął do mnie, ale byłam w taki szale, że robiłam wszystko by przetrwać. Wciągnęłam go pod wodę. Kiedy ratownicy do nas dopłynęli mój brat był nieprzytomny. Karetka zabrała go do szpitala, ale było za późno. Płuca były całe zalane, nic nie dało się zrobić. Od tego czasu boję się wody...I zbiorników wodnych.
-To dlaczego zabrałaś mnie na rowerki wodne?- spytałem zdziwiony.
-Przy tobie czuję się bezpieczna. Wiem, że to dziwne, ale tak jest.
-Skoczyłaś po tą kobietę, bo jesteś winna to bratu? Teraz rozumiem.
-Nigdy nie zapomnę tego co Alan dla mnie zrobił. Od tego czasu nie mogłam normalnie funkcjonować. Rodzice przysłali mnie tutaj, żebym zaczęła od nowa.
-To zawsze zostanie w twojej pamięci. Przynajmniej będziesz wiedzieć, że żyjesz. Mam nadzieję, że nie będziesz się za to obwiniać do końca życia. To był wypadek.
-Wiem, ale nie umiem sobie tego wybaczyć...
Nie będę mówić jej, że wszystko będzie dobrze, bo to najgorszy tekst. Patrząc na jej minę od razu wiać, że wymyśliła już dla siebie smutne zakończenie.
-Czuję się rozbita i nie wiem czy będę kiedyś w stanie się pozbierać. Mówię Ci to żebyś wiedział, że to nie przez ciebie. Po prostu zrozum mnie.
-Rozumiem Patrycja, rozumiem. Pomogę Ci się pozbierać. Zobaczysz.
-Nie wiem czy dam radę...
-Dasz, jesteś silniejsza niż Ci się wydaje.
Zapadła cisza. Było przyjemnie. Czy to już miłość? Jak ktoś zajmuje tak dużo miejsca w twoich myślach? A serce ciągle bije? Pogrążony w myślach nie zauważyłem kiedy dziewczyna zasnęła. Przykryłem ją kołdrą. Dobrze, że zasnęła. Opowiedzenie mi tej historii sprawiło jej wiele bólu, a podczas snu o nim zapomni. Wstałem i wyciągnąłem telefon z kurtki. Wykręciłem numer do Mateusza.
-Czemu nie odbieraliście?- zapytałem.
-Mieliśmy kilka spraw do załatwienia. Potem pojechaliśmy na basen. Co z wami? Gdzie jesteście?
-Powiedzmy, że zgubiliśmy klucze do auta- westchnąłem.
-Debilu? Jak to zgubiliście?!
-Tak wyszło. Teraz nocujemy w hotelu.
-Ok, już po was jadę.
-Przyjedź jutro. Patrycja dopiero zasnęła. Weź zapasowe kluczyki, bo nie możemy zostawić tu auta.
-Wezmę, ale ty trzymaj łapy z daleka od mojej kuzynki. Jak dowiem się, że coś kombinowałeś to znikniesz.
-Gościu, czy Ty mi właśnie grozisz?
-Tak, mogłeś to sobie nagrać. Pamiętaj o moim ostrzeżeniu i miłej nocy życzę!



__________________________________________________________

Podsyłam kolejny rozdział.
Przepraszam za błędy.
Informuję też, że kolejne rozdziały bd pojawiać się nieregularnie, więc zajrzyjcie tu czasami :)!
Proszę o komentarze, mogą być nawet negatywne.
N