niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 40.

Sabina

Wstałam. Rozglądnęłam się dookoła i okazało się, że nie jestem u siebie w domu. Brawo. To pewnie pokój Łukasza. Wstałam z łóżka, ale przed zejściem na dół postanowiłam zahaczyć o łazienkę. Przeszłam więc przez cały pokój. Zaspana, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Nie zwróciłam uwagi, na ciepło, które ogarnęło mnie po wejściu do łazienki. Dopiero ktoś stojący przed lustrem wydał mi się dziwny. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły. Przed lustrem stał Łukasz i był całkowicie nagi. Był zamyślony i jeszcze mnie nie zauważył, dlatego szybko zaczęłam szukać klamki. Niechcący narobiłam hałasu, a twarz chłopaka zwróciła się w moją stronę. Zamarłam.
Patrzył na mnie bez wyrazu. Po chwili zwrócił się w moją stronę.
Sabina patrz na twarz! Tylko na twarz!
To było silniejsze ode mnie, a mój wzrok sam kierował się niżej...
Pierwsze co przykuło moje spojrzenie, to jego doskonała klatka piersiowa. Pod koszulką nigdy nie było widać, że jest tak dobrze wyrzeźbiona.
To gdzie później skierował się mój wzrok nie było zamierzone! Za to chyba będę smażyć się w piekle! Szybko wróciłam wzrokiem do jego rozbawionej twarzy.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że tu jesteś. Chciałam tylko skorzystać z łazienki. Ja pójdę już...- mówiłam szybko.
Odwróciłam się żeby znaleźć klamkę, jednak on w jednej sekundzie znalazł się przy mnie. I o Matko Boska, nadal był nagi!
-Powiedz mi, jak to się dzieje, że zawsze znajdujesz się tam gdzie nie powinnaś?
Pochylił się, a jego usta zaczęły wyznaczać szlak na mojej szyi. Moje serce miało zamiar eksplodować.
-Czuję twój puls. Wiem że tego chcesz- mruknął.
Miał racje. Wiedziałam do czego to prowadzi. Do cierpienia i to mojego, bo po tym jak mnie przeleci to znajdzie sobie inną.
-Nie- powiedziałam.
-Co?- brzmiał na zaskoczonego.
-Nie chcę cię Łukasz.
-Przecież widzę!- uderzył ręką w ścianę.
-Twoja pewność siebie, cię okłamuje. Daj mi spokój- otworzyłam drzwi i uciekałam.





Wiktoria

Rodzice Gabriela mieli jakiś wyjazd służbowy. Chata wolna, dlatego siedzieliśmy dzisiaj u niego. Znaleźliśmy zestaw do Pokera i graliśmy w niego cały czas.
-Sprawdzam- powiedziałam.
-Sprawdzam- potwierdził Gabriel.
-Przykro mi ale przegrałeś- zaśmiałam się i schowałam się za kartami.
-Blefujesz- odkrył przede mną pięć swoich kart.- Strit.
-Tak mi przykro- odkryłam przed nim swoje karty.- Kareta, mój drogi.
Zmrużył oczy na mnie i skrzyżował ręce.
-Oszukiwałaś!
-Pokonałam cię cieniasie!
-Żądam powtórki! Założę się, że chowasz jakieś karty w spodniach!
-O nie! To ty je chowasz w spodniach!
-Dobra, sprawdźmy to!
-Dobra!- odkrzyknęłam.
Gabriel wstał i wyciągnął przednie kieszenie na zewnątrz. Były puste.
-Chcesz sprawdzić tylnie?- poruszył sugestywnie brwiami.
-Z przyjemnością- wstałam i podeszłam do niego.
Wsadziłam mu ręce w te durne tylnie kieszenie. Były puste.
-Teraz ty!- pokazał na mnie.
-Przykro mi, w tych spodniach nie mam kieszeni...
-Przejdźmy teraz do rzeczy.
Pociągnął za pasek swoich spodni i go odpiął. Przybrałam kamienną minę.
-Co ty robisz?- pytam widząc jak chłopak ściąga spodnie.
-Gram uczciwie.
-Nie będę ci sprawdzać majtek!- bąkam.
-Aha! Wiedziałem, że byś chciała! Ale nie jestem psychiczny. Nie wkładam sobie tam kart!- zapewnił.
Potem pozbył się jeszcze koszulki i stał przede mną w samych boxerkach. Uniósł ręce na wysokość klatki piersiowej i obrócił się trzysta sześćdziesiąt stopni. Był czysty.
-Teraz ty- wskazał na mnie.
-Czemu po prostu nie pogodzisz się z tym, że przegrałeś- mruczę.
-Bo ja nie przegrywam!!! Rozbieraj się.
Zaśmiałam się z tego władczego tonu i uniosłam bluzkę na wysokość pępka.
-Widzisz? Żadnych kart.
-Ściągnij bluzkę, bo możesz trzymać karty w staniku!
-Niby jak miałabym je z stamtąd wyciągać?
-To ty nosisz stanik w tym związku, ty wiesz jak to działa. Ściągaj.
-Zbyt długo chyba nie oglądałeś pornosa...
-Przegrałem z tobą. Nigdy sobie tego nie wybaczę. A tego o tym pornosie to będziesz jeszcze żałowała...
-Żartowałam przecież- przewracam oczami.
Pociągnęłam za bluzkę i ściągnęłam ją przez głowę. Gabriel patrzył na mnie, a po chwili wybuchnął śmiechem.
-Nie wierzę, że to zrobiłaś!
-Co cię tak śmieszy Gabriel?
-Wiesz, że oszukiwałem.
-Ale nie masz przy sobie kart....
-Wrzuciłem je wcześniej do talii.
-Przegrałem mimo tego, że oszukiwałem, coś z tego przecież musiałem mieć...
No tak. Gabriel jest przecież facetem. Już miałam mu odpowiedzieć jakąś ripostą, ale usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Popatrzyłam spanikowana na Gabriela, a on odwzajemnił moją minę. Jeśli rodzice Gabriela zobaczą nas stojących razem prawie nago, to wolę nie myśleć co by się stało! Że też zachciało mu się rozbierać!
-Halo- usłyszałam głos mojej przyjaciółki Karoliny.
Rzuciliśmy się błyskawicznie na ubrania, ale nie zdążyłam podnieść mojej bluzki, bo do salonu weszli Mateusz z Karoliną. Na nasz widok stanęli wryci. Byłam tak spanikowana, że dopiero po chwili zakryłam swoje piersi bluzką.
-Co to ma być?- zaśmiał się Mateusz.- Czyżbyśmy wam coś przerwali?
-Mateusz czemu my się tak nie bawimy?- zaśmiała się Karolina.
Ubrałam bluzkę przez głowę i ruszyłam do kuchni. Usiadłam przy stole. Byłam lekko zawstydzona, ponieważ dręczyła mnie sytuacja w której zastali nas przyjaciele. Karolina zauważyła moje napięcie i przysiadła się do mnie.
-Dobrze się czujesz?
Zmarszczyłam czoło.
-Wiesz nie codziennie przyjaciele widują mnie w tak żałosnych sytuacjach...
-Śmieszna jesteś. Ja widziałam cię w dużo gorszych sytuacjach i nadal się z tobą przyjaźnię.
-Racja- powiedziałam, z nadzieją że to koniec tematu.
-Ale teraz jesteśmy tutaj, więc bawmy się. Skoro już zaczęliście z Gabrielem grę w karty, to dokończmy ją. Carpe diem!- powiedziała i ruszyła do chłopaków.
Wstałam zastanawiając się skąd ona zna takie trudne słowa. Ciekawe czy wie w ogóle co to znaczy. Carpe diem mruknęłam i ruszyłam za przyjaciółką.
-Chłopcy czas na partyjkę pokera- usłyszałam głos Karoliny.
-Słucham?
-Zagramy w pokera.
-Na co gramy?- zapytał Gabriel.- Może rozbierany?- poruszył do mnie brwiami.
Żartowniś.
-Rozbierany poker odpada- powiedziałam stanowczo.
-Może na przysługi?- zaproponował Mateusz.
-To znaczy?
-Zwycięzca partii ma prawo domagać się jednej przysługi w dowolnym czasie.
Wszyscy ożywiliśmy się wyraźnie ciekawi.
-Żadnych ograniczeń? Można żądać wszystkiego według swojego widzimisię?
-Owszem.
Wyzwanie obudziło w nas żyłkę hazardzistów.

*   *   *

Po skończonej grze, w której dziwnym trafem wygrał raz Gabriel, a raz Mateusz, postanowiliśmy coś zjeść. Kiedy zjedliśmy, Karolina i ja szybko uprzątnęłyśmy brudne talerze, a chłopcy poszli włączyć jakiś film. Przygotowałyśmy popcorn i poszłyśmy do reszty. Karolina wtuliła się w Mateusza i siedzieli na kanapie. My z Gabrielem obstawialiśmy ziemię. Film mnie nie interesował, za bardzo bo co pięć minut któryś z bohaterów strzelał do innego. Poza tym w ogóle nie było wątku romantycznego. Nic dziwnego, że po chwili moje oczy zaczęły się zamykać.
Po chwili dreszcz przeszył całe moje ciało. Szeroko otworzyłam oczy. Źródłem mojego zawału była osoba, po mojej lewej stronie. Gabriel był wpatrzony w telewizor, ale jego ręka znajdowała się na moim kolanie.
Podobał mi się ten dotyk, ale to nie jest odpowiednia sytuacja na takie rzeczy. Przesunęłam się lekko w prawą stronę, ale ręka Gabriela nadal spoczywała na moim kolanie. Zaczęłam więc przesuwać nogę i kiedy myślałam, że się od niego uwolnię, on ścisnął mocniej moje udo. Nie dawał mi szansy na najmniejsze drgnięcie. Nie mogłam ryzykować gwałtownych ruchów, bo zwróciłabym na nas uwagę reszty. Postanowiłam więc olać Gabriela.
Przymknęłam powieki i czekałam aż przyjdzie do mnie sen. Wtedy jego ręka się poruszyła. Zaczęła sunąć po moim udzie, w górę...Moje oczy momentalnie się otworzyły i popatrzyłam na niego. Nadal był skupiony na filmie. Patrzył w telewizor z obojętnym wyrazem twarzy. Siedział taki spokojny, a ja walczyłam ze swoim sercem.
Jego ręka poruszała się powoli i wiedziałam gdzie zmierza. Kiedy ręka wjechała w strefę złączenia moich nóg szybko podciągnęłam prawą nogę i założyłam na lewą. Dzięki temu przytrzymałam jego rękę, która nie była już zdolna do poruszania się.
Poruszył się i przystawił pięść wolnej ręki do ust. Zakrywał swój stłumiony śmiech. Sama się uśmiechnęłam, zadowolona, że go zatrzymałam.



Martyna

-Upichcę nam coś na kolację- powiedział Eryk i otworzył mi drzwi do mieszkania.
Jego mama dzisiaj miała trzecią zmianę. Właśnie wróciliśmy z kina i wszystko zapowiadało się super.
-Umiesz gotować?- zapytałam z ironią.
-Gotowałem dla ciebie z milion razy, ale nie Martyna, nie umiem.
-Racja, jesteś dobry w te klocki.
Prychnął wyraźnie urażony.
-Najlepszy.
Zarozumialec. Olać to! Eryk był moim chłopakiem, więc jeżeli chce gotować niech gotuje. Pośpiesznie zwlekłam z siebie kurtkę i weszłam do kuchni. Usiadłam przy stole i starałam się jak mogłam żeby nie patrzeć na kształtne pośladki chłopaka. Gość ma na serio świetny tyłek...
-Chcesz mi pomóc?
-Oczywiście. Co jemy?
-Makaron podsmażany z krewetkami.
Mimo woli jęknęłam boleśnie.
-O Boże! Ty łobuzie!
-Nie lubisz?
-Wiesz przecież, że to kocham! Uwielbiam do przesady!
-Wiem. Otworzysz wino? Jest w lodówce.
O mamy nawet winko. Szykuje się fajna noc. Odkorkowałam wino, a potem obserwowałam chłopaka ukradkiem. Napełniłam swój kieliszek i upiłam łyk. Wino spłynęło mi do przełyku i ujawniło bogactwo smaków. Oblizałam usta i przymknęłam oczy.
-Pijesz to wino, jakbyś grała w pornolu.
-Przestań się na mnie wyżywać popaprańcu.
Po chwili siedzieliśmy i pałaszowaliśmy dzieło Eryka.
-Co zrobimy z tak miło rozpoczętym wieczorem?- zapytałam.
-Bo ja wiem? Może obejrzymy jakiś film?
Pokręciłam głową. Obeszłam stolik i przyskoczyłam do chłopaka. Winko dodało mi odwagi, a w tej chwili żądza stopniowo zaćmiewała mi umysł. Wkrótce byłam zdolna do myślenia o wilgotnych ustach i apetycznym ciałku swojego chłopaka. Byliśmy teraz w łóżku. Poczułam, że Eryk pręży muskuły. O Boże! Pożądanie wybuchło między nami z siłą tornada.
Oddawałam wszystkie pocałunki, pojękując między nimi. Pragnęłam Eryka i nie widziałam powodu żeby odmawiać sobie tej przyjemności.
Zabrzmiał dzwonek do drzwi.
Dźwięk odbił się od ścian. Eryk drgnął i odskoczył ode mnie. Idąc do drzwi klął półgłosem. Zza drzwi pokoju dobiegały stłumione głosy. Poprawiłam ubranie i wyszłam.
Wysoki, starszy mężczyzna siedział w salonie. Z jego swobodnego zachowania wywnioskowałam, że czuł się jak u siebie.
-Coś wam przerwałem?- zapytał z ironicznym uśmiechem.
-Przepraszam cię. Nie sądziłem, że on się tutaj pojawi. To mój ojciec. Zostawił mnie i mamę jak byłem mały, a teraz wrócił.
Zimny dreszcz przebiegł mi po plecach.
-Wszystko dobrze?- zapytałam podchodząc do Eryka.
-Nieważne- zbył mnie jednym słowem.- Mamy dzisiaj nie będzie, ma trzecią zmianę, więc wynoś się stąd.
-Ah tak, rozumiem. W takim razie idę sobie- odparł mężczyzna.- Wróciłem do Polski i mam zamiar nadrobić z wami czas stracony.
Eryk odprowadził mężczyznę do drzwi, a kiedy wrócił nie zachowywał się tak jak wcześniej.
Postanowiłam więc zakończyć ten wieczór po swojemu.
-Robi się późno, będę wracać do domu- powiedziałam zdejmując kurtkę z wieszaka.
-Jasne. Dobranoc.
-Dobranoc.




Patycja

Rozejrzałam się wokół. Noc poetów przyciągała do mojej ulubionej księgarni tłumy miłośników wierszy. Z głośników płynęła nastrojowa muzyka. Zaprosiłam tutaj dzisiaj Dawida, chcąc pokazać mu cząstkę siebie. Chłopak nie pasował tutaj, bo emanował pewnością siebie, więc obstawiałam, że nie przyjdzie. Okazało się jednak inaczej. Dawid stał przede mną. Wtedy uświadomiłam sobie, że on potrafi się odnaleźć wszędzie.
-Cześć.
-Cześć.
-Co u ciebie?
-Wszystko dobrze. Myślałam, że nie przyjdziesz...
-Chciałem zobaczyć jak wygląda ta twoja noc poetów.
-Dzięki Dawid- powiedziałam dotykając jego ramienia.
-Spoko, wiem że lubisz słuchać wierszy- wzruszył ramionami.
-Skąd to wiesz?- zapytałam zdziwiona.
-Zapamiętałem.
-Ale ja wspomniałam o tym może z raz....
-Twoje słowa zapamiętuję wybitnie.
-Serio? A czytasz mi w myślach?
-No to ba- zaśmiał się.
-To o czym teraz myślę? Hah?
-Marzysz o kąpieli...Ze mną...I kaczuszką.
-Przykro mi są tylko dwa miejsca, albo ty, albo kaczuszka!
-Patrycja, weź no czy ty proponujesz mi erotik związek? Tak przy ludziach?
-Dawid ty to jednak serio głupi jesteś. Martwię się o ciebie, bo podobno z wiekiem jest coraz gorzej....
-Będziesz dzisiaj mówiła wierszyk?
-Tak- kiwnęłam głową.
-Na tej mini scence?
-Tak.
-Magiczne solo Patrycji Wieczorek?
Klepnęłam go w ramię i ruszyłam na scenę. Teraz moja kolej.



*   *   *
-Zajebiście mi się podobał twój wiersz!
-To nie był mój wiersz- zaśmiałam się.
-Znaczy się to jak go recytowałaś!
-Słuchaj niedaleko jest świetna pizzeria, robią tam świetną pizzę. Masz ochotę na kawałek? Jest też taki punkt ze świeżym pieczywem. Takie pyszne, że można oszaleć. Ja bym w sumie też sałatkę zjadła. Lubisz sałatki? Albo jeszcze w takiej jednej kawiarni mają genialne koktajle
-Przecież do kawiarni jest daleko....
-Coś ty, to rzut beretem. To co idziemy?
-Ale dokąd? Wymieniłaś z osiem miejsc w przeciągu kilku sekund!...
-Ok, więc chodźmy na koktajl. Lepiej zróbmy tak, że kto dobiegnie pierwszy, ten za siebie nie płaci!- powiedziałam i ruszyłam przed siebie.
Obróciłam się i zobaczyłam, że Dawid dalej stoi w miejscu, po chwili otrząsnął się i ruszył za mną. To jest wyścig. Gnałam przed siebie, w pewnym momencie skręciłam w prawo. Zobaczyłam, że Dawid ledwo żyje, ale już prawie mnie dogonił. Biegliśmy wzdłuż kamienic, a ludzie dziwnie na nas patrzyli.
-Nie sądziłam, że masz taką kondycję- odwracam się i mówię,
Niewiele brakuje. Dawid ma mnie już na wyciągnięcie dłoni.
-Już prawie cię mam!
Na te słowa przyspieszam. Chcę wydłużyć krok. Dawid jest tuż-tuż. Zaledwie kilka kroków. Po chwili niespodziewanie zwalnia i się zatrzymuje. Odwracam się i widzę, że został w tyle. Ogarnia mnie strach. Może coś mu się stało? Zatrzymuję się by ogarnąć sytuację. Ruszam w jego stronę i widzę, że rozmawia przez telefon.
-Będę wieczorem, potem zadzwoń- rozłącza się.
-Co się dzieje?
-Nic ważnego.
-Wiesz co ci powiem? Przegrany płaci!- wyprzedza mnie.
-Ej to się nie liczy! TO SIĘ NIE LICZY!- ruszam za nim.- Zawróciłam żeby zobaczyć co z tobą.
-A ktoś cię o to prosił?!- Dawid śmieje się.
Dawid przyspiesza i wiem, że to przegram. Muszę coś wymyślić. Wyciągam telefon i wybieram numer chłopaka. Brunet przystaje odpierając telefon. Odwraca się w moją stronę, a ja sprytnie go mijam.
-Hej! To ty do mnie zadzwoniłaś!
-Jak wojna to wojna. Każdy chwyt jest dozwolony! Ty mnie pierwszy oszukałeś!
Biegniemy dalej. Znaczy ja mam lekką przewagę dwóch kroków.
-Nic nie mów. Muszę oszczędzać każdy oddech- powstrzymuję go.-Na miejscu zobaczymy kto zapłaci!
I biegniemy. Jedno za drugim w kierunku lokalu. Jeszcze chwilka i kurka rurka Dawid mnie mija.
-Pierwszy!- chłopak opiera się o witrynę kawiarni.
-Oszust z ciebie!
-Nie umiesz przegrywać!
Stoimy w drzwiach, zgięci w pół, usiłując złapać oddech. Mamy niezłą zadyszkę
-W ogóle to był świetny bieg, co?
-Tak i pomyśleć, że należę do drużyny. Biegam prawie zawodowo. Myślałam, że cię minę! Że łatwo wygram...
Dawid podnosi się wciąż zziajany.
-Przykro mi, ale ja gram w drużynie koszykarskiej. Oznacza to, że prawie cały czas biegam.
-Dobre sobie. Założę się, że jeżeli byśmy to powtórzyli to byś przegrał!
Dawid się uśmiecha i otwiera mi drzwi. Czeka aż wejdę i zamyka je za nami.
-Zwycięscy świętują, przegrani się tłumaczą- szepcze mi do ucha, jak stoimy w kolejce do kasy.
-Tak dobra, rozumiem. Mam zapłacić. Niech ci będzie...
-Dla mnie super extra koktajl z owoców leśnych- składa swoje zamówienie.
-Do tego jeszcze dla mnie z kiwi i truskawek.


_______________________________________________________________

W końcu mamy wymękolony przeze mnie rozdział. Przepraszam za błędy i za te długie oczekiwania. 
Pozdrawiam,
Natalia ;)







niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 39.

CZYTAMY NOTKĘ NA KOŃCU!!!


Sabina

Siedzę i nerwowo stukam ołówkiem o ławkę. Mamy teraz 3lekcje- matematykę, a jedyne słowo, które wymienił dzisiaj ze mną Łukasz to "hej". Głupie hej. Po tym wszystkim?! Tylko na tyle go stać?!
Czuję się smutno. Nie mam humoru. Nie potrafię się skupić. Nawet nie mam sił by zrobić zadanie, które właśnie rozwiązujemy.
Kiedy po 15 minutach dzwoni dzwonek, szybko się pakuję i wybiegam z klasy. Ta szkoła zniszczyła osobę, którą miałam być. Gdyby nie ta głupia wycieczka, nic by się nie stało. Dalej byłabym tępą dziewczyną. Zaczynam pomału żałować tej przemiany...Bo gdybym dalej była pusta, to raczej bym tak nie cierpiała.
Zaraz.
Nie powinnam się tak przejmować, bo przecież ja nawet nie lubię tego idioty!
-A tobie co?- pyta mnie Martyna, która nagle pojawia się koło mnie.
-Nic- wzruszam ramionami.
-Jak to nic?! Nawet nie cieszysz się z prezentu, którego ci dałam!- oburzyła się.
-Może dlatego, że nigdy mi nic nie dałaś?- zapytałam ironicznie.
-Ostatnio zrobiłaś się bardzo drobnostkowa.....
-Wiem to.
Wchodzimy na stołówkę i zajmujemy stolik. Jeszcze jesteśmy same.
-No opowiadaj co z tobą i Łukaszem? Słyszałam, że mieliście randkę!
Przewracam oczami i opowiadam dziewczynie historię z Łukaszem od wycieczki, po zderzenie autami, kawę i wczorajsze wydarzenie jak obronił mnie przed Marcinem.
-I właśnie dlatego czuję się teraz tak okropnie- kończę, kiedy reszta przychodzi do naszego stolika.
-Pogadaj z nim- puszcza mi oczko, a ja udaję, że tego nie widzę.
Do stolika dosiada się reszta moich przyjaciół? Bo chyba teraz mogę ich tak nazwać.
Po chwili przychodzi Gabriel, ale nie siada. Wszyscy patrzymy na niego. A nie poprawka wszyscy ludzie w stołówce skupiają swój wzrok na nim.
-Halo ludzie chciałbym coś ogłosić! Wiktoria Starska od wczoraj jest oficjalnie moją dziewczyną!
Wow. No w końcu!Cieszę się z ich szczęścia, ale jednocześnie zastanawiam się co ze mną jest nie tak? Czemu do mnie zawsze dowalają się jakieś nachalne typy?! A jak znajdzie się już ten fajny to potem zaczyna mnie ignorować.
Mówię wszystkim, że jest ok, ale nie jest! Moje życie to gówno! Dzisiaj pewnie też wyglądam jak gówno!
Przebieram widelcem w sałatce, szukając ogórków. Kiedy znajduję jednego, nabijam go i wkładam do buzi. Patrzę przed siebie i widzę, że Łukasz mnie obserwuje. Szybko zrywam z nim kontakt wzrokowy. Muszę w końcu się obudzić. Musi w końcu do mnie dotrzeć, że to nie jest chłopak dla mnie.



*   *   * 

W mojej głowie aktualnie panuje wojna. W końcu wychodzę z tej budy. Mija mnie Łukasz i mówi krótkie "hej".
Znowu.
-Co z tobą jest nie tak?!- krzyczę do niego.
-Co masz na myśli?- pyta zdziwiony.
-Zwykłe hej?! Po tym wszystkim!? Jak nie chcesz się ze mną spotykać to po prostu mi powiedz, a nie ignorujesz mnie cały dzień. Żałosne męskie zagranie.
-Zawsze mówiłem do ciebie "hej". I nie widzę w tym nic złego. Poza tym nie ignoruję cię, to ty siedzisz cicho od wydarzenia z Marcinem. I oczywiście wszystko jest za mnie. Zawsze wszystko jest winą faceta. Żałosne damskie zagranie.
Teraz to miałam ochotę po prostu się schować. Uśmiecham się do siebie pod nosem.
-Chodź, odwiozę cię do domu- mówi.
-Nie trzeba.
-Teraz jestem za ciebie odpowiedzialny- uśmiecha się i otwiera mi drzwi- Poza tym robiąc taką awanturę dowiedziałem się, że nie jestem ci taki obojętny.
-Chciałbyś- przewracam oczami.
-Masz coś dzisiaj w planach?- pyta.
-Nic konkretnego.
-To super. Zamawiam twoje popołudnie- mówi i odpala auto.
-A może po prostu zostalibyśmy w domu? Oglądniemy jakiś film czy coś.
-Czy ty Sabino właśnie poprosiłaś mnie żebym został z tobą przez całe popołudnie?- śmieje się.
-Hej! Sam zaproponowałeś randkę- mówię i nie wierzę, że powiedziałam to na głos!
Idiotka. Przezywam się w myślach.
-A więc to randka- kiwa głową z uśmiechem.
Czuję, że moje policzki robią się czerwone. Cholera.
-Nie musisz się tak przeze mnie rumienić- śmieje się.
-To nie przez ciebie!
-I tak wiem, że to moja wina- westchnął Łukasz, odwracając głowę w moją stronę.- Ludzie mają rację. Nie powinienem nosić obcisłych spodni, które tylko uwydatniają mój super tyłek.
-Lecz się idioto- skomentowałam.



Wiktoria

-Cholera- powiedziałam, po tym jak wylądowałam na ziemi po robieniu mojego piruetu.
Czemu już nie umiem go zrobić? Wstaję, by spróbować jeszcze raz.
Biorę głęboki wdech, próbując się zrelaksować. Ustawiam się w trzeciej pozycji baletowej.
Okej jedziemy z tym. Wchodzę na releve i spinam wszystkie mięśnie. Wybijam się i w moich myślach pojawia się scena ze stołówki. To powoduje, że znowu witam podłogę. Ten upadek jest boleśniejszy od ostatniego.
Patrzę na lustro. Przyszłam tu żeby się uspokoić, balet zawsze mi w tym pomagał. 
Podciągam nogi do klatki piersiowej i siedzę patrząc się w swoje odbicie. 
Po chwili wstaję i biorę wdech.
-Proszę, jeden piruet i pójdę sobie to domu, proszę- mówię sama do siebie.
Spinam się. Pozycja. Wyskok.
-To dlatego muszę na ciebie tyle czekać, hyh?- słyszę znajomy głos i ląduję na tyłku.
Ała. Po moim upadku patrzę w stronę drzwi i widzę pana-pochwale-się-wszystkim-moją-dziewczyną. Stoi tam, trzymając ręce w kieszeniach.
-Czego chcesz Gabriel?- pytam i wstaję z ziemi.
Podchodzi do mnie.
-Po pierwsze powinienem być zły, bo nie odbierasz moich telefonów, ale po zobaczeniu twojego upadku na tyłek wybaczam ci wszystko- mówi z cwaniackim uśmiechem.
-Co tutaj robisz?-pytam.
-Dlaczego pytasz?
-Jest już późno...
-Wiktoria nie jestem dzieckiem.
-Więc..-mówię nie wierząc, że Gabriel Kwiatkowski stoi przede mną.
-Ale jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, to przyszedłem po ciebie- odpowiedział mi.
-Tak już kończę, ale dam sobie radę sama.
-Dalej jesteś na mnie zła?
-Tak jestem!!!
-No ale nie masz o co!
-A właśnie, że mam. Nie musiałeś ogłaszać całej szkole, że jesteśmy razem.
-Chciałem żeby wiedzieli, więc zrób ten piruecik i zbieramy się.
-Piruecik?- podnoszę brwi do góry.
-No to co robiłaś, a potem wylądowałaś gustownie na tyłku- zaśmiał się.
-To simę nazywa piruet!
-Dobrze więc zrób go- poprosił.
-Nie będę go robić przy tobie!
-Przestań bawić się w główną bohaterkę dramatu i zrób go!!!
Odsunął się o krok i popatrzył na mnie.
-Dlaczego?- zapytałam.
-Nigdy nie widziałem jak ktoś tańczył balet- wzruszył ramionami.
Nastała cisza. Idealny moment. Pokażę mu ten piruet. Ustawiłam stopy.
-Dobra, ale nie oczekuj za wiele!
Głęboki wdech i udało mi się. Popatrzyłam na chłopaka. Stał i uśmiechał się do mnie, a potem wyszedł. Dał mi chyba czas na przebranie się...




Łukasz

-Do zobaczenia- puściłem rękę Sabiny i wyszedłem.
Chciałem ją pocałować, ale przestraszyłam się trochę. Ona dużo ostatnio przeszła. To jeszcze za wcześnie. Wsiadłem do auta i odjechałem.
Po chwili zobaczyłem, że jakieś światła się do mnie zbliżają i wszystko działo się tak wolno. Miałem złe przeczucie i wszystko stało się czarne.
Pomału otworzyłem oczy. Moje auto było wbite w coś. Dach się palił. Mogłem poczuć zapach mojej krwi.
Co to chuja się stało? Moja głowa tak mnie bolała...
Po chwili zdałem sobie sprawę, że jestem uczestnikiem wypadku samochodowego. Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na 112.
-Chciałbym zgłosić wypadek. Jestem jego uczestnikiem. Wyśledźcie mój telefon na GPS.
Następne odpłynąłem.


*   *   *

-Co to za hałas?- powiedziałem kiedy się obudziłem.
Pomału otworzyłem oczy i zobaczyłem ludzi w białych kitlach. Chciałem podnieść głowę, ale zaprzestałem kiedy poczułem ból.
-Auu- podniosłem ręce go głowy.
Co do chuja się ze mną dzieje?
-Proszę się położyć- pielęgniarka wydała mi rozkaz.
-Co się stało?
-Miałeś wypadek, ale wszystko w porządku. A teraz połóż się grzecznie, bo będzie cię bardziej bolało.
I wyszła. No super. Moje auto pewnie jest w rozsypce. 
-Obudził się?- usłyszałem za drzwiami znajomy głos.
To była Sabina.
-Cześć Łukasz.
-Hej.
-Znowu to hej....po tym wszystkim co dla ciebie zrobiłam...
-O czym ty mówisz?- zapytałem.
-Zamiast na 112, zadzwoniłeś do mnie. Zadzwoniłam na pogotowie i znaleźli cię.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Jak się czujesz?- zapytała.
-Dobrze- odparłem.
-Bardzo cię przepraszam Łukasz. Gdybyś ze mną nie został ten wypadek nie miał by miejsca...
-Daj spokój, nie zamierzasz chyba płakać?!- zażartowałem..
-Nie będę płakać!
-To nie twoja wina, nie obwiniaj się. Takie rzeczy się dzieją i tyle- powiedziałem.
-Z jakiego filmu wziąłeś ten tekst?- zaśmiała się.
-To jest mój oryginalny tekst właściwie...Co powiedziałaś mamie, że pozwoliła ci tu przyjechać?
-Prawdę. Będziesz tutaj cały czas? Muszę do łazienki.
Wstałem z łóżka i zabrałem moje rzeczy.
-Co? Łukasz? Co ty robisz?! 
-Zaraz wypiszę się na własną odpowiedzialność. Poczekam na ciebie na polu i zamówię taksówkę.
Po chwilowej kłótni z lekarzem w końcu stałem na polu. Czekałem na taksówkę.
-Dobrze się czujesz?- zapytała Sabina podchodząc do mnie.
-Wszystko dobrze.- usiedliśmy na ławce.- Po prostu nie będę leżał w tym szpitalu. Nic mi nie jest! 
-Okej, ale jadę z tobą.
-Nie. Zrobiłaś już wystarczająco. Zabiorę cię do domu.
-Nie! Dopóki nie dowiem się, że wszystko z tobą w porządku... Whoaaa- zawołała kiedy podniosłem ją i posadziłem sobie na kolanach.- Przestań Łukasz. Puść mnie!
-Widzisz, jestem sprawny- uśmiechnąłem się.- A teraz przestań bo oboje zlecimy z tej ławki. Siedz grzecznie, nic ci nie zrobię.
-Rozumiem, ale puść mnie...
-O taksówka już jest- wstałem trzymając ją na rękach. 
Wsiadłem do taksówki, ignorując pytające spojrzenie kierowcy. Podałem mu ulicę domu, a on skupił się na drodze.
Popatrzyłam na Sabinę. Była coś za spokojna, prawie się nie wierciłam. Spojrzałem i zobaczyłem, że usnęła na moich kolanach. 
Chciała dowiedzieć się czy ze mną wszystko w porządku hyh?
Przytuliłem ją do siebie. 
Chciała się mną opiekować? Podczas snu? 
Samochód zatrzymał się. Zapłaciłem i wysiadłem ostrożnie, aby nie obudzić dziewczyny. Po prostu zaniosę ją do swojego pokoju.
Popatrzyłem na nią. Wyglądała tak jakby nic się nie stało. 
Niosłem ją przez całą drogę aż w końcu dotarłem do swojego pokoju. Położyłem ją na łóżku i
zdjąłem jej buty.
-Sabina- dotknąłem jej policzków- Dobrze, że mną się tak cudownie zajmujesz. Nie martw się. Ja tobą też się zajmę.
Uśmiechnąłem się. Wyglądała tak spokojnie. Pocałowałem jej czoło i szepnąłem:
-Dziękuję.



Gabriel

Zaparkowałem pod restauracją. Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca. Podeszła do mnie kelnerka, która przyjmowała to zamówienie zbyt nachalnie. Narzucała mi się. Przedtem nie przeszkadzałoby mi to, że ze mną flirtuje, ale teraz...Widziałem na sobie wzrok Wiktorii, więc nie zwracałem uwagi na kelnerkę. Złożyłem zamówienie i odłożyłem menu.
-Co cię tak śmieszy?- pytam.
-Po prostu ta kelnerka tak się starała żebyś ją zauważył. Każdy ruch jej rzęs, każde jej słowo. A ty nic!
-Jesteś zła?
-Coś ty, czekałam na to aż ją zauważysz...
-Po co Natalia robi tak za każdym razem kiedy tu przychodzę- wzruszyłem ramionami.
-Więc kelnerka ma imię...
-Jesteś zła?
-Nie. A powinnam?
-Gabriel? To ty?- usłyszałem czyjś głos.- Tak to ty! Jak zwykle przystojny!
-Sandra? Co ty tu robisz?- pytam widząc swoją ex dziewczynę.
-Jem kolację. Sama. Chcesz do mnie dołączyć?- pyta.
-Przepraszam, może następnym razem. Jestem tu ze swoją dziewczyną. A właśnie to ona- uśmiechnąłem się do Wiktorii.- Wiktoria Starska.
-Masz nową dziewczynę????
-Cześć- przywitała się moja d-z-i-e-w-c-z-y-n-a.
-Po prostu obiecaj, że spotkasz się ze mną wkrótce. Pa- powiedziała blisko mojego ucha, pocałowała mnie w policzek i poszła.
Popatrzyłem na Wiktorię. Teraz już się nie śmiała. To nie jest dobry znak.
Uratowało mnie przyniesienie naszego zamówienia. Dobrze, bo umieram z głodu.
-Przepraszam! Zaszła jakaś pomyłka- odezwała się Wiktoria.- Nie to, że nie lubię sałatek. Wygląda pysznie, ale wolała bym dostać spaghettii. Dziękuję.
Patrzyłam jak dziewczyna oddaje zamówienie. Patrzyłam na nią ogromnymi oczami.
-Dziewczyny z którymi się umawiałem zamawiały sałatkę...Nie boich się, że przytyjesz?- pytam ze śmiechem.
-Co jest złego w dziewczynie jedzącej sphagetii?! Mogę nawet zjeść schaboszczaka jak bd mieć ochotę!!! Jestem okropnie głodna! Aha i ja nie jestem gruba.
Przyjemnie było słychać tego jej wywodu. Zacząłem śmieć się głośno, co zwróciło uwagę innych.
-Gabriel, przestań się śmiać tak głośno! Wszyscy się patrzą- szepnęła do mnie.
Wytarłem łzy, które leciały mi ze śmiechu.
-Jesteś interesująca...
-Nie, ja jestem normalna. W przeciwieństwie do reszty dziewczyn z którymi się umawiałeś...
-Lubię tą normalną ciebie. I cieszę się, że poszliśmy na tą randkę.
W końcu skończyliśmy jeść. Zapłaciłem ze posiłek. Otworzyłem Wiktorii drzwi do auta, tak umiem być dżentelmenem.
Szczęściem było to, że mieszkaliśmy koło siebie, więc zaparkowałem auto pod domem.
-Jestem pełna- westchnęła Wiktoria.- Dzięki za kolację, było fajnie.
-Też dobrze się bawiłem. Dzięki za dzisiaj.
Dziewczyna przybliżyła się do mnie i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnęła się i wysiadła z auta.
Nie oczekiwałem od niej nic, po tym jak dwie laski dzisiejszego wieczoru próbowały mnie poderwać.
Interesujące. Dotknąłem policzka, gdzie zostałem pocałowany. Wciąż czułem ciepło jej ust. To śmieszne jak jeden gest może wywołać taką reakcję.



Martyna

Siedziałam w pokoju Eryka. Biedny nadal był chory. Podniósł się nagle i zaczął kaszleć.
-Co tu robisz?- zmarszczył brwi.
-Przechodziłam obok i wiesz...Postanowiłam dotrzymać ci towarzystwa. Będę się tobą opiekować. Jak się czujesz?
-Nie widać? Jestem jednym wielkim gównem- kichnął.
-Widać- zaśmiałam się.- Na co masz ochotę?
-Spać- odpowiedział.
-W porządku- uśmiechnęłam się.- Przyniosłam ci rosół od mojej mamy. Jeszcze nie wylecieli i mama bawi się w kucharza...
-Dziękuję.
-Powiedzieć twojej mamie żeby odgrzała?- zapytałam.
-Moja mama jest w domu? I wie, że tu jesteś?
-No tak, przecież weszłam przez drzwi. Mówiła, że wzięła sobie wolne. To jak? Odgrzać?
Pokiwał głową i ponownie położył się na łóżku. Wstałam i ruszyłam do kuchni. Po 5 minutach wróciłam.
-Tęskniłeś?
-Za zupą- uśmiechnął się.
-Proszę- podałam mu miskę i usiadłam obok niego.
-Co słychać w szkole?- wychrypiał.
-W porządku. Żadnych sprawdzianów. Gabriel w końcu jest z Wiktorią. Uwierzysz w to?
-Nie rób sobie ze mnie żartów- zaśmiał się.
-No poważnie ci mówię! A Łukasz i Sabina kręcą ze sobą!
-Za chwile to w ogóle krowy zaczną latać...- zaśmiał się, ale po chwili przestał.- Nie mogę się śmiać...
-Oglądniemy jakiś film?- zapytałam.
-Pornola jakiegoś!
-Słyszałam! Oglądniemy "I że cię nie opuszczę"- zadecydowałam.
-Nie Martyna, proszę cię. Żadnych romansów...
-To kara za tego pornola!
-Ale to pedalskie jest. Oglądnijmy coś innego!
-Eryk.
-No dobra, ale zgadzam się tylko dlatego, że jestem chory!!!
Uśmiechnęłam się i puściłam film. W połowie filmu zorientowałam się, że Eryk się nie porusza. Podniosłam ostrożnie głowę i wstałam z łóżka. Usnął. Uśmiechnęłam się i po cichutku wyszłam.
-Muszę już iść. Dobranoc- powiedziałam do mamy Eryka.- Jutro wpadnę.
-Czy ty czasem nie powinnaś chodzić do szkoły?- zaśmiała się.
-Parę dni wolnego nikomu nie zaszkodziło. Dobranoc.
Zamknęłam za sobą drzwi i wyszłam.




____________________________________________________________________

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!!!

Czytamy notkę dlatego, że chciałabym abyście komentowali. Piszcie co myślicie, co wam się podoba, a co nie. Na prawdę mnie to interesuje, ponieważ zdecydowałam się dokończyć sama to opowiadanie i pisze się je trudno. Proszę więc o komentarze i opinie! 
Jest sporo wyświetleń na blogu i jestem szczęśliwa z tego powodu, ale za mało komentarzy. Bo jeżeli w jeden dzień jest 200 wyświetleń, a dodane 2komentarze to coś jest nie halo...
Nie sprawdzałam rozdziału, więc na sto pro są błędy i wiem o tym ;)
Pozdrawiam,
Natalia :)








wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 38.

Eryk

Wrażenie kwadratowej głowy nie ustępowało. Bałem otworzyć się oczy. Leżałem na łóżku, zawinięty w kołdrę. Byłem spocony jak świnia i czułem, że przyjęte popołudniu leki przestają działać. Znów czułem dreszcze, które w nocy uniemożliwiały mi sen. Rzadko chorowałem. Zawsze byłem zdrowy i akurat teraz musiałem złapać jakieś gówno. Z panującej za oknem kolacji, wnioskowałem, że u Martyny trwała powitalna kolacja dla rodziców. Przyjechali na Wielkanoc.
Musiałem wstać i coś zjeść, napić się i wziąć leki. Usiadłem na łóżku, głowa bolała mnie coraz bardziej, jednak wstałem i wyszedłem z pokoju. W kuchni zobaczyłem coś w co nie mogłem uwierzyć. Moja mama była w dechę! Na stole stał wypełniony talerz, moimi ulubionymi kanapkami. Poczułem ten pyszny zapach i aż zakręciło mi się w głowie. Chyba z głodu. Chwyciłem pierwszą kanapkę z brzegu i wgryzłem się w nią. Zauważyłem liścik. Widziałem na nim pismo mamy, która napisała:

Synku zjedz kanapeczki.
Pamiętaj o lekarstwach!
W białym pojemniku zostawiłam ci jeszcze spaghetti,
Jak się obudzisz to zadzwoń.

Kanapki były pycha! Nawet nie zauważyłem kiedy zjadłem połowę.
Nastawiłem wodę na herbatę, bo zapchałem się kanapkami. W między czasie szukałem telefonu. Znalazłem go w spodniach, wiszących na krześle. Wróciłem do kuchni. Zobaczyłem, że mam sporo nieprzeczytanych wiadomości. Wszystkie były od Martyny. Oparłem się o zlew i zacząłem czytać.

<Muszę przygotować wszystko na powitanie rodziców. Dlatego jestem tu, a nie u ciebie...>
<Zrobiłabym ci pyszną herbatkę z cytryną, gdybym była u ciebie>
<W sobotę rano postaram się odwiedzić ciebie. Około południa>
<Nie poznałbyś teraz mojego domu. Wreszcie są rodzice i Sebastian. Brakuje to tylko ciebie. <Wszyscy byli zawiedzeni, kiedy powiedziałam, że cie nie będzie.>
<Tęsknię za tobą, więc przypominam sobie dzień kiedy się poznaliśmy. Tego momentu nie zapomnę nigdy!
<Kocham cię, zdrowiej!>

Skończyłem czytać ostatnią wiadomość. Nie mogłem uwierzyć, że Martyna napisała do mnie tyle razy. Chciałem mieć ją blisko przy sobie. Herbata była gotowa, ale za gorąca. Potrzebowałem jeszcze cytryny. Myśląc o Martynie szukałem cytryny i wiedziałem, że za chwilę odpowiem jej na wszystkie sms'y. Zacząłem pisać, najpierw do mamy.

<Mamo, jesteś kochana! Kanapki są odjazdowe! Czuję się już lepiej>

Uśmiechnąłem się i wysłałem wiadomość. Wziąłem jeszcze leki i razem z herbatą ruszyłem na górę. Położyłem się na łóżku i zacząłem odpisywać Martynie.

<Bardzo cieszę się, że pisałaś do mnie przez cały dzień. Szkoda, że nie jestem razem z tobą, ale mam nadzieję, że dajesz sobie radę :)>

Może być. Opcje>wyślij.

<Już nie mogę doczekać się soboty. Zrobię wszystko żebyś się nie zaraziła>
<Mam to samo. Mi też brakuje ciebie, ale nie martw się.>
<Ja też lubię myslec o tym momencie. Zakręciłaś mi nieźle w głowie wtedy mała>
<Kocham Cię. Dobranoc>



Martyna

-Kawy?- zapytałam tak jakby rodzice mieszkali nadal ze mną.
-To może ja zrobię?- mama zerwała się z krzesła.
-Krystyna- ciotka Anna obdarzyła moją mamę pobłażliwym spojrzeniem- Siedź, ja zrobię.
-Dajcie mi jakąś robotę!- oburzyła się moja mama.
-A ja tam lubię sobie posiedzieć- zaznaczyła swoją obecność Klaudia.
-To sobie posiedzisz w kościele- szepnęłam do niej.
Wszyscy się roześmiali.
-Sebastian! Na litość boską!- zagrzmiała nagle mama.- Wracaj natychmiast się ubrać! Przecież tu siedzą same damy!
Odwróciłam się popatrzeć i zobaczyłam, że mój brat nie robi sobie nic z marudzenia matki. Paradował ubrany jedynie w czarne bokserki i biały T-shirt.
-Daj mi spokój!
-Do daj spokój!? Co daj spokój!?- mama chyba nie udawała złości.
-Golasy wstępu nie mają- powiedziałam do niego.
-Golas byłby wtedy gdyby nie miał gatek- wtrąciła się Klaudia.
-Przybij piątkę!- podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Klaudia przybiła mu z całej siły w jego dłoń- Ah te polskie dziewczyny! Lubię to! Kawy bym się napił...
-Te londyńskie chłopaki to niekulturalne typy- przedrzeźniam go.- A gdzie proszę?
-Kawę proszę mi tu dać!
Korzystając z nieuwagi poszłam po telefon i przeczytałam wszystkie wczorajsze wiadomości od Eryka. Nie mogłam się naczytać. Kończyłam i zaczynałam od początku. Musiałam w końcu przestac żeby wrócić do gości. Usiadłam z powrotem w kuchni i zjadłam kanapkę. Usłyszałam dźwięk nowej wiadomości. Otworzyłam wiadomość od Eryka:

<Tęsknię...>

Szybko odpisałam, brudząc przy tym ekran telefonu.

<Ja bardziej...>

Po kanapkach zostało już tylko kilka okruszków.



Eryk

Od momentu gdy otworzyłem oczy, miałem ochotę położyć się na wycieraczce i czekać na Martynę. Wrachować jak pies. Jadnak na przekór musiałem posprzątać w domu, bo mama znowu w pracy. Gdy uporałem się z wszystkim, było już prawie południe. Czułem się całkiem dobrze, dlatego postanowiłem zadbać o swój wygląd. Musiałem się pospieszyć i zmyć z siebie chorobę.
Wyszedłem spod prysznica i nie zdążyłem sięgnąć po ręcznik, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Nerwowo wciągnąłem na siebie jeansy. Znów usłyszałem pukanie. Wystraszyłem się. Nie mam czasu na koszulkę. Podszedłem do drzwi niekompletnie ubrany i otworzyłem.
-Przepraszam, że tak długo, ale...
Uśmiechnęła się do mnie. Podeszła do mnie i pocałowała. Przyciągnąłem ją do siebie.
-Mamy pięć minut.
-To musimy się spieszyć- powiedziałem.
-Gdy się człowiek spieszy to...
-To się diabeł cieszy- przewróciłem oczami.
-Zostały nam tylko cztery minuty- rozpoczęła odliczanie.
-A gdybym zamknął drzwi? Nie mogłabyś wyjść.
-Kiedyś przyjdę, poproszę cię żebyś zamkną drzwi i mnie nie wypuszczał, ale to nie dziś. Muszę lecieć. Bo przede mną jeszcze wyprawa do kościoła. Wiesz koszyczek i te sprawy..Zostały trzy minuty.
-Ale z ciebie nudziara.
-Ale chyba trochę mnie lubisz...- przytuliła się do mnie.
-Trochę, ale bez przesady....Jak sobie radzisz z rodzicami?
-Bez problemu.
-Jestem strasznie głody- wymruczałem.
-A jadłeś śniadanie?- sprytnie uchylając się od pocałunków.
-Nie jadłem od dawna- przeniosłem usta na jej szyję.
-Czas się skończył!
Podniosłem ją i posadziłem na kuchennym blacie.
-Nigdzie nie pójdziesz...
-Przestań grzeszyć!- powiedziała nauczycielskim tonem.
-Przestań mnie zagadywać!- pogroziłem jej palcem.
-Serio byłam u spowiedzi! Słyszałeś o czymś takim jak czystość przed małżeńska?
-Nie wytrzymam! Prosisz mnie o rękę?- zaśmiałem się i przyciągnąłem ją do siebie.
-Wracaj na ziemie! Nie zamierzam grzeszyć! Jutro jest Niedziela Wielkanocna! Więc uspokój się i mnie wypuść...
-Ale ty Zielińska, jesteś nudna. Nie możemy się umówić, że tylko ja będę grzeszył?
-Słyszałeś kiedyś coś takiego jak SKAZANA ZA  W S P Ó Ł U D Z I A Ł?
Jednym ruchem pozbyłem się koszulki,a drugim podniosłem ją i przełożyłem przez ramię. Oniemiała. A ja korzystając z tego podążałem do swojego pokoju.
-A słyszałaś kiedyś, że ciało rzucona na łoże traci na oporze?- zapytałem.
Zaczęła się śmiać. Nie mogłem się na nią doczekać. Położyłem ją na łóżku i spojrzałem z góry.
-Co mi teraz powiesz?- zapytałem.
-Muszę już lecieć.
-Dobrze wypuszczę cię, ale pod warunkiem.
-Jakim?
-Jeszcze nie wiem. Kiedyś go sobie odbiję.



Patrycja

-Mam nadzieję, że ci smakowało- mama Dawida zbierała ze stołu naczynia.
Czułam się dziwnie. Chciałam pomóc, ale mi nie pozwolono.
-Wszystko było pyszne- odpowiedziałam.
Poczułam pod stołem, na swojej stopie zaczepkę ze strony Dawida. Zgromiłam go wzrokiem, bo zauważyłam, że jego mama często mi się przygląda. Jakby potrafiła dostrzec wszystko.
Długo przygotowywałam się psychicznie do tego spotkania. Niepotrzebnie. Wszystko było w porządku. Super atmosfera, a kiedy patrzyłam na mamę Dawida czułam emanujące od niej ciepło. Genialna kobieta.
Napotkałam spojrzenie Dawida, więc uśmiechnęłam się do niego.
-To teraz kawa czy herbata?- zapytała mama Dawida.
-A może bawarkę?- żartobliwie dodał tata Dawida.
Pan Kowalski, który nie mówił zbyt wiele, ale jak zabierał głos, to wszystkie teksty były niezłe.
-A może chcesz się przebiec dookoła domu żeby ci sadełko nie zostało?- mówiąc to, pani domu postawiła na stole ogromny talerz z babeczkami.
Wyglądały super pysznie. Były z malinami, borówkami, czekoladą, truskawkami, a najlepsze! Wszystkie pokryte lukrem!!! Kocham ta kobietę.
Oczywiście była najedzona, opchana, pełna, ale patrząc na te cuda poczułam, że zmieściłabym jeszcze kilka w brzuchu.
-Gdybyś nie wyjechała tak szybko z deserkiem, to może bym pobiegał!- tato Dawida nie czekając na talerzyk, chwycił lukrowane maleństwo.- Te są najpyszniejsze- mrugnął do mnie zapraszająco.
-Widzisz jaki to łasuch? Dawid jest taki sam!- westchnęła mama Dawida i położyła przede mną talerzyk.- Proszę częstuj się Wszystkie są pyszne, ale te z truskawkami najlepsze.
Nałożyłam sobie zatem dwie na talerz. Jedną, jak się okazało z czekoladą, a drugą z oczywiście z truskawkami.
-To teraz, mamo, siadasz- mówiąc to Dawid wstał i usadził mamę za stołem- A ja robię kawę i herbatę.
-Widzę Dawid, że chcesz zrobić dobre wrażenie- chrząknęła mama.- Na mnie oczywiście.
Roześmiałam się cicho.
-Coś ty- Dawid zaprotestował.- Chcę pokazać wam moją zgrabną sylwetkę. Jak siedzę za stołem, to mam wrażenie, że wszyscy coś tracicie....
Tym razem śmiechem parsknął tata Dawida. Ja za to nie umiałam zapanować nad swoim spojrzeniem, które powędrowało na szerokość ramion chłopaka i doskonale dopasowane jeansy. Natychmiast zostałam na tym przyłapana.
-Czyli ani się obejrzycie a zaczną się wam wakacje- zaczęła mama Dawida.
-No tak- uśmiechnęłam się.- Ale jeszcze dwa miesiące.
-A masz jakieś plany wakacyjne? Bo wiesz nasz Dawidek to by się tylko po kurortach rozbijał.
-Mamo!- oburzył się chłopak stawiający przede mną filiżankę herbaty.
Uśmiechnęłam się i włożyłam do ust kawałek babeczki. Babeczka rozpłynęła mi się w ustach i poczułam się nieziemsko.
-Kochanie, czy ty czasem nie przesadzasz z tym cukrem?- mama Dawida spoglądała podejrzliwie na męża.
-Chcę być słodki dla ciebie kochanie. Wszystko co robię, robię dla ciebie. Moje życie to poświęcenie.
Uśmiechnęłam się. Styl bycia taty Dawida przypominał mi mojego tatę. Nagle uśmiech zastygł mi na twarzy. Nie powinnam dokonywać porównań mężczyzn, których prawie nie znałam. Tatę Dawida widziałam pierwszy raz na oczy, a swojego, jak się okazało, też nie znałam tak dobrze, jak mi się wydawało.
-Mają państwo piękny ogród- spojrzałam przez ogród.
-Może się przejdziemy? Pokażę go pani. A oni...oni niech tu zostaną. Pójdziemy bez nich.
-Oczywiście- odpowiedziałam szybko.
Nie mogłam teraz myśleć o ojcu, który zdradził mamę. Musiałam trzymać fason, mimo że często nawiedzał mnie obraz tego chłopca. Powoli docierało do mnie, że chłopiec był moim bratem. Przyrodnim bratem. Dowodem niewierności ojca.
Ogród wokół domu Dawida był ładny. Wszystkiego było tu dużo, ale każda roślina była na swoim miejscu.
-Pięknie tu- powiedziałam.
-Usiądziemy?- mama Dawida wskazała dłonią na ławkę.
-Chętnie.
-O proszę zobacz, już się stęsknili.
-Nie stęsknili, tylko babeczki się skończyły- powiedział tato Dawida.
-Mów za siebie tato- powiedział Dawid mrugając do mnie.- Ja się stęskniłem.
-Chyba za mną- usłyszałam poważny głos mamy Dawida.
-Oczywiście- odpowiedział Dawid patrząc na mnie.




Sabina

Po skończonej historii ruszyłam w kierunku szafki. Muszę zabrać podręczniki na resztę lekcji. Po sprawdzeniu planu chwyciłam książki na resztę lekcji i miałam zamykać szafkę kiedy poczułam za sobą czyjąś obecność. Patrząc w bok zobaczyłam, że sporo ludzi patrzy na mnie. Niektórzy z litością, inni z zazdrością. Co jest? Wyciągnęłam słuchawki z uszu i odwróciłam się do osoby stojącej za mną. Patrząc przed siebie zauważyłam czarny t-shirt i czarne zwisające spodnie. Kiedy podniosłam twarz zobaczyłam czarne włosy i twarz wygiętą w grymasie niezadowolenia. Cholera. Marcin.
Stoję skamieniała. Czego on chce?
-Czemu do chuja pana umawiasz się z Łukaszem?- zapytał.
Jego oczy emanowały gniewem. Czemu jest taki zły? Najlepiej będzie jak sobie pójdę. Próbuję się odwrócić i iść na lekcje, ale kiedy to robię po obu stronach mojej głowy lądują jego ręce.
-Zadałem pytanie- mówi gniewnie.- Nie lubię jak ktoś mnie ignoruje.
Na szczęście nie zbliża się do mnie bliżej. Spoglądając dookoła stwierdzam, że nie ma aż tak dużo osób. Jakieś dziesięć. Może nic mi nie zrobi. Chociaż nie wygląda na takiego, co przejmuje się ludźmi. Mam przesrane.
-Bo mogę- odpowiadam i patrzę na niego gniewnie.
-Bo możesz?- zaśmiał się.- Dziwka.
Dziwka? Czemu tak mówi? Podniosłam szybko prawą rękę, złożyłam w pieść i zrobiłam zamach. Zorientował się co się dzieje, ale zbyt późno. Próbował zrobić unik twarzą, ale mu się nie udało. Poczułam ogromny ból w ręce w momencie, kiedy dotknęła ona jego twarzy. Nie oszukujmy się to uderzenie nie było jakoś szczególnie mocne, ale chłopak cofną się kilka kroków.
-Jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, to...
Nie zdążyłam dokończyć bo ten idiota w mgnieniu oka się odwrócił. Pchnął mnie na szafki i złapał moje ręce przyciskając swoim ciałem do szafek. Uniemożliwił mi jakikolwiek ruch. Próbowałam się mu wyrwać, bo przed moimi oczami pojawiła się scena z wycieczki...Chłopak ciągnie za moją brodę i patrzę mu w oczy. Jest zły, bardziej niż wcześniej.Odsuwam od siebie strach. Nie powinnam się bać. Patrzy na nas kilka osób, więc nic mi nie zrobi. Poza tym jesteśmy w szkole. Ogarnia mnie dziwne uczucie. To złość. Jestem zła, bo ośmieszył mnie przed innymi.
-Niezły ruch dziewczynko. Mam nadzieję, że Łukasz nie jest do ciebie zbytnio przywiązany.
Przełykam głośno szyję. Że co? Nie mam czasu się nad tym zastanowić, bo schyla twarz w moją stronę. Co on chce zrobić? Zaczynam się wyrywać, ale to na nic. Czemu nikt nie reaguje? Czemu nikt mi nie pomaga? I nim się orientuję co się dzieje, widzę Łukasza który rzuca Marcina na szafki obok.
-Spytałem co tutaj się kurwa dzieje?- krzyczy Łukasz.
Stoję nieruchomo, przyklejając się do szafek. Mój prześladowca osunął się na ziemię. Łukasz patrzy na niego zaciskając pięści. Kręci z niezadowoleniem głową i odwraca się w moją stronę. Jego gniew zastępuje troska. Podchodzi do mnie i bierze moją twarz w obie dłonie pocierając kciukami o policzki.
-Hej nic ci nie jest?- pyta.
-Nie, nic mi się nie stało.
Uśmiecham się blado, a Łukasz bierze głęboki wdech i odwraca się w kierunku podnoszącego się z ziemi Marcina.
-Co ci odwaliło?! Czemu przyciskałeś ją do szafki!?
-Ją?- prycha Marcin.- Łukasz nie wiem skąd ją wytrzasnąłeś tą dziwkę. Wiesz pieprzysz ją i zostawiasz. Jedna noc, jedna przygoda więc teraz nie jest już twoja, więc nie rozumiem o co ci chodzi.
-Co ty kurwa powiedziałeś?!
Nigdy nie widziałam Łukasza tak wściekłego. Wszystko dzieje się w spowolnionym tempie. Łukasz przyciska Marcina do szafek, a nie teraz go poddusza używając lewej ręki. Natomiast jego prawa ręka ląduje na brzuchu a potem zmierza wyżej, aż do szczęki. Marcin skupia się na odepchnięciu Łukasza niż na obronie przed ciosami. Udaje mu się, kiedy jego ręka trafia w brzuch Łukasza, tak mocno że aż łapie się za niego oburącz.
-Powiedziałem, że jest twoją d z i w k ą. Ogłuchłeś?
Wcześniej czułam złość. Teraz dochodzi do mnie, że Marcin już drugi raz nazwał mnie dziwką. Obraz zamazuje mi się przed oczami przez wzbierające łzy. Zasłaniam ręką twarz próbując uporać się ze smutkiem. Z moich myśli wyrywa mnie odgłos zderzających się ze sobą ciał. Pięści uderzające o skórę, Przecieram oczy ręką i widzę, że Marcin siedzi na Łukaszu i okłada go pięściami. Jak to się stało? Nie! Nie ma mowy! Odpycham się od szafki i ruszam w ich kierunku. Zmierzam z pomocą Łukaszowi. Nie robię nawet kroku, a role się zmieniają. Teraz to Łukasz okłada go pięściami.
-Jeszcze raz- mówi pomiędzy ciosami.- Obiecuję ci to Marcin. Jeszcze raz nazwiesz ją dziwką, a cię kurwa zabiję!
Marcin chyba przez szok czy nie wiem co obrywa w nos.




Wiktoria

-Wiktoria? Idziesz?- pyta Karolina.
-Uhhh...tak- zatrzasnęłam drzwi szafki i ruszyłam w stronę wyjścia.
Zajęcia na dzisiaj dobiegły końca. Wychodzę i rozglądam się dookoła. Wreszcie weekend.
-Jesteś spóźniona- ktoś mówi mi do ucha.- Niedobra dziewczynka.
-Puść mnie- zaczynam się szarpać z Gabrielem.
-Nie rób przedstawienia Wiktoria.
-Wiktoria?- Karolina zdała sobie sprawę z mojej nieobecności i odwraca się.
-Cześć- uśmiecha się do niej chłopak.
-To wy już na poważnie jesteście razem?- pyta marszcząc brwi.
-Tak jestem jej chłopakiem.
-Wcale nie!- protestuję.
-Nie przeszkadzaj skarbie- Gabriel szczypie mnie lekko w tali.- Zaopiekuję się Wiktorią, a potem odwiozę do domu.
Miałam ochotę wykrzyczeć, że to nie prawda a Gabriel to zwykły psychopata. Nawet nie zauważyłam kiedy Karolina się ulotniła. Super.
-Wspaniale- odezwał się chłopak.- Wreszcie sami.
Przewracam oczami i wsiadam do jego auta.
-Pojedziemy na zakupy, a potem obejrzymy u mnie jakiś film, bo rodzice gdzieś pojechali.
-Nie możemy pojechać po prostu do kawiarni?- westchnęłam.
Nic nie odpowiedział tylko zatrzymał samochód przed sklepem spożywczym. Wysiadłam i ruszyłam za chłopakiem.
-Na co masz ochotę?- zapytał.
Wzruszyłam ramionami.
-Okej- zaśmiał się i skręcił w kierunku alejki ze słodyczami.
-Popcorn? Pianki? Oreo? Chipsy? Wystarczy?
-Jeszcze żelki i bita śmietana- odpowiadam.
-Wiedziałem, że czegoś zapomniałem!
Ruszyliśmy w kierunku lodówek. Chłopak wyciągnął bitą śmietanę i wsadził do koszyka.
-Wszystko?
-Chyba tak.
-No to do kasy- powiedział.
Kiedy zakupy były już wyłożone, chłopak dołożył do nich jeszcze paczkę prezerwatyw. No na pewno! Przewróciłam oczami i odłożyłam je z powrotem.
-Nie będą ci potrzebne- uśmiechnęłam się.
-Tak na wszelki wypadek...- zaśmiał się i puścił do mnie oko, ale ja się nie zaśmiałam.- Żartowałem. Rozchmurz się.



*   *   *

Chłopak zaparkował samochód przed domem. Złapałam reklamówkę z zakupami i wysiadłam. Gabriel otworzył drzwi kluczem i przepuścił mnie pierwszą.
-Zabawne. Miałeś jakieś lekcje z kultury?-zaśmiałam się.
-Wolisz żebym był dupkiem?- uśmiechnął się zwycięsko.
-Nie, wolę kulturalną wersję Gabriela.
-Szkoda, bo podobało mi się bycie dupkiem....
Zdjęłam buty i ruszyłam do kuchni.
-Co chcesz obejrzeć?- zapytał.
-Horror?
-Nie będziesz się bała?- zaśmiał się i wsadził popcorn do mikrofalówki.
-A może to ty będziesz miał 5kg w gaciach?
-W porządku, ale ja wybiorę horror- powiedział z cwanym uśmiechem.
-Spoko. Pomóc ci w czymś?
-Wyciągnij popcorn i zanieś do pokoju- odparł.
-Okej- mruknęłam i ruszyłam na górę. 
Postawiłam jedzenie na biurku i wskoczyłam do łóżka. Kiedy ułożyłam się wygodnie, do pokoju wszedł Gabriel.
-Oglądniemy Ring.
Był tak bardzo zadowolony z siebie, że postanowiłam mu nie mówić, że oglądałam już ten film. Chłopak włączył film i położył się obok mnie. Przykryłam się kołdrą, ponieważ było mi zimno.
-Jak ci jest zimno, to możesz się przytulic. 
-Tak mi jest wygodnie- mruknęłam.
-Wiktoria mówię poważnie. Nic ci nie zrobię.
Spojrzałam na niego niepewnie, po czym wtuliłam się w niego. Ramiona Kwiatkowskiego natychmiast mnie objęły. Zagryzłam wargę czując rumieńce na policzkach. Dlaczego się rumienię?!
-Chcesz oreo?
-Mhm- mruczę w jego tors.
Zjadłam 3 ciastka. Popiłam piciem i miałam już dość. Głowę położyłam na piersi szatyna, a rękę trzymałam na jego brzuchu. Moje powieki stawały się coraz cięższe. W końcu się poddałam.



*   *   * 

Następnego dnia wyszłam z domu Gabriela. Naprawdę podobał mi się wczorajszy dzień. Nie żałuję ani minuty. Podoba mi się kulturalny Gabriel. Gdyby był taki codziennie. Przystanęłam przy drzwiach mojego domu. Gabriel stał za mną.
-Mógłbyś być taki codziennie- uśmiechnęłam się.
-Ty również- zaśmiał się.
-Co to ma znaczyć? 
-Nic, po prostu podobasz mi się i liczę na coś więcej niż przyjaźń...
-Jeśli liczysz na coś więcej niż przyjaźń, to musisz być taki codziennie- powiedziałam.- Nie lubię cię kiedy jesteś dupkiem.
-Chcesz powiedzieć "Tak Gabriel kocham cię całym sercem. Jesteś najlepszy"?!
-No i o tym mówię!- warknęłam i zacisnęłam szczękę.
-Dobra przepraszam- mruknął.- Więc możemy spróbować?  
-Jeśli nie będziesz dupkiem.
-Dla ciebie będę kim zechcesz maleńka- uśmiechnął się.


_______________________________________________________________________

Chcecie kolejne rozdziały to komentujemy.
Przepraszam za błędy.
Chciałam was też zaprosić na mój nowy blog ----> "Feel the magic"
Pozdrawiam,
Natalia ;)








środa, 4 lutego 2015

Rozdział 37.

Wiktoria

Na pierwszej godzinie mieliśmy lekcję z wychowawczynią. Właściwie za 10min dobiegnie ona końca. Miejsce obok mnie było puste. Gabriela nie było i o dziwo brakowało mi go. Ciekawe co mu...Może chory? A z resztą po naszej kolacji to mało ważne. Zrobił ze mnie idiotkę. Gabriel jak nikt inny potrafił wlewać we mnie gniew. Hektolitrami.
-Pamiętajcie o tym, że rok szkolny po mału dobiega końca! Poprawiajcie oceny jeśli jest taka możliwość kochani!
No tak wakacje zbliżają się i zbliżają, a ja dalej nie mam planów! Zadzwonił dzwonek i wszyscy zebrali się do wyjścia. Ruszyliśmy na stołówkę i zajęliśmy nasz stolik. Od początku roku sporo osób przybyło do niego. W tym momencie nawet siedzi przy nim Sabina! Po chwili poczułam lekki dotyk na swoim policzku. Obróciłam się w prawo i zobaczyłam Gabriela.
-Kochanie gdzie zabierasz mnie dzisiaj na randkę?- zapytał.
Nie ogarnęłam jeszcze za bardzo co się dzieje. Podniosłam rękę do policzka i zastanawiałam się czy on właśnie dał mi buziaka?
-To wy jesteście razem?- zapytała Patrycja.
-Owszem- chłopak chwycił mnie za rękę.
Szkoda tylko, że mi nic o tym nie wiadomo...No ale...
-Tak wiedziałem! Eryk, Mateusz i Dawid wisicie mi stówkę!- cieszył się Łukasz.
-Słucham?- zapytałam zdezorientowana i wyrwałam rękę z uścisku Gawrysia.
-Założyliśmy się już dawno temu kiedy wy dwoje- wskazał na nas Łukasz,- Będziecie w końcu razem. Po tej jeździe na wycieczce myślałem już, że przegram!
-Kurwa, ale z was zjeby- warknęłam.
-Księżniczce nie pasuje taki język- zagroził mi palcem Gabriel.
-Gówno mnie obchodzi co jej pasuje a co nie!
-Uważaj bo dostaniesz karę- powiedział a w jego oczach pojawiły się dziwne iskierki.
-Przepraszam, ale dlaczego to Wiktoria ma cię zabierać na randkę?- zapytała Sabina.
-Ponieważ ja zabrałem ją wczoraj. Teraz jej kolej- odpowiedział.
-Nic nie muszę! Poza tym my nie jesteśmy razem. Wbij sobie to do tego łba!
-No wiesz co...Nasz wczorajszy pocałunek nie był taki jakbyśmy nie byli razem...
I w tym momencie spaliłam buraka. No i co z tego, że się całowaliśmy? Rany...
-Co nie zmienia faktu, że ona nie musi cię zapraszać na randkę- podsumowała Sabina.
-Masz rację- zaśmiał się.- Nic na siłę, dlatego pójdziemy na kawę.
Zmarszczyłam brwi. Nie lubię kawy.
-Herbatę!- poprawił się.- Nigdy nie widziałem cię żebyś ją piła...
-Bo jej nie lubi- rzuciły chórem dziewczyny, wywołując tym samym uśmiech na mojej twarzy.




Gabriel

Czekając na Wiktorię stałem oparty o drzwi swojego samochodu. Po chwili pojawiła się Wiktoria i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do mnie z uśmiechem.
-Zdążyłam?-zapytała.
Nie musiała podchodzić blisko żebym poczuł jej zapach. Pachniała b o s k o. Gapiłem się na nią bez słowa, chyba dlatego znów się odezwała.
-Dobry wieczór panie Kwiatkowski. Pytam czy zdążyłam.
-Tak, tak- wydukałem.- Tak ładnie pachniesz, że mnie zatkało.
Szybko otworzyłem jej drzwi. Wsiadła do środka i zamknęłam drzwi. Potrzebowałem głębokiego wdechu żeby dojść do siebie. Wsiadłem do samochodu.
-Dokąd teraz?- zapytałem.
-Wyciągasz mnie z domu. Nie pozostawiasz wyboru i nie masz opracowanego scenariusza na wieczór?- zerknęła na mnie.
-Posłuchaj ładna i grzeczna dziewczynko. Jesteś w błędzie. To ty zaprosiłaś mnie dzisiaj na rankę.
-A niech ci będzie- przewróciłam oczami.
-Poza tym mam kilka scenariuszy na dzisiaj- uśmiechnęłam się do siebie.- Nie wiem tylko który ci się spodoba....
-Nie mam szczególnie wygórowanych wymagań- odparła.
-W takim razie lot balonem odpada, kolacja w pałacu prezydenckim też. Zostaje nam spacer po rynku. Może być?
-Z przyjemnością- uśmiechnęła się.
Ruszyłem i od razu włączyłem radio. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zaparkowałem, a Wiktoria wysiadła nie czekając żebym otworzył jej drzwi.
-Zimno ci?- zapytałem.
Skinęła głową.
-To chodź przejdziemy się kawałek mało romantycznym szybkim krokiem. A potem coś rozgrzewającego- puściłem jej oko.
Szliśmy bardzo szybko i blisko siebie.
-Możemy iść trochę wolniej?- spytała.
Chyba rzeczywiście szliśmy za szybko, bo Wiktoria dostałe lekkiej zadyszki.
-Szkoda, że jest zimno bo nie możemy odsapnąc- westchnęła.
-Tylko mi nie mów, że zmęczył cię taki wolny spacer.
-To jest spacer?-zapytała.- To jest sprint, a nie spacer.
-To co? Dla wytchnienia herbatka z cytryną?- zaproponowałem.- Ty za rogiem jest fajna kawiarenka.
Skręciliśmy i po chwili znaleźliśmy się w maleńkiej kawiarence.
-Gdzie siadamy?- zapytałem.
-Tam jest kaloryfer- szepnęła i ruszyła w jego kierunku.
-Szkoda tylko, że nie poczułaś wcześniej gorącej atmosfery tego wieczoru- mruknąłem.
Rozebraliśmy się, a ja patrzyłem na nią jak wół na malowane wrota. Wyglądała ładnie.
-Coś nie tak?- zapytała nie wiedząc co działo się w mojej głowie.
-Pięknie wyglądasz- wydusiłem z siebie tylko dwa słowa.
Nie mogłem się na nią napatrzec. Wyglądała inaczej niż zwykle, może to dlatego, że już nie kłóciła się ze mną o byle pierdołę.
-Dobry wieczór, czego się państwo napiją?
Zerknąłem na Wiktorię, która już zamawiała nam dwie herbaty z cytryną. Po chwili na stole pojawiły się dwa, parujące kubki. Dziewczyna od razu wzięła swój do rąk.
-Cały wieczór mało mówisz- powiedziała do mnie.- Co jest dziwne...mam nadzieję, że nie przez to, że jestem nudna....
Zamyśliła się, a ja nie przerywałem jej odpowiadając na jej pytanie.
-Myślisz, że nie stać mnie na coś szalonego?
Uśmiechnąłem się prowokująco.
-To masz!- powiedziała i zanim zdążyłem zareagować, jakiś kwiatek znalazł się za moją koszulą.
Kwiatek w błyskawicznym tempie zatrzymał się nad paskiem moich spodni, a Wiktoria zrobiła niewinną minę. Nachyliłem się nad stolikiem i zbliżyłem do niej.
-Myślę, że szalone przeżycie jest wciąż przed tobą.
-Nie wiem o czym mówisz...
-Zastanawiam się, jak ty wyciągniesz mi tego kwiatka zza koszuli. Nie będzie to łatwe, bo wpadł bardzo głęboko- uśmiechnąłem się zadowolony.
-Niczego nie będę ci wyciągała- powoli cedziła słowa.
-Ale to by było szalone, wiesz?
-Wiesz...- zaczęła.- Masz rację, chyba jestem nudna.
-A może dam ci jeszcze jedną szansę?- zapytałem.- Zamknij oczy.
-A nie wylejesz na mnie tej wody?- zapytała patrząc na pucharek z wodą.
-Obiecuję!
-To zamykam.
Siedziała przede mną z zamkniętymi oczami. Zbliżyłem się i z bliska obserwowałem jej zamknięte powieki.
-Tylko nie otwieraj, dopóki ci nie pozwolę.
Westchnęła. Musiała czuć, że jestem blisko. Pocałowałem ją. Nie otworzyła oczu, więc pocałowałem ją jeszcze raz.
-Mogę otworzyć już oczy?
-Jeśli musisz...
Otworzyła. Patrzyła na mnie z bliska, a ja straciłem ochotę na rozmowę.




Sabina

Otworzyłam oczy. Nowy dzień to nowe siły przypomniałam sobie słowa, które mówił tata jak jeszcze mieszkał z nami. Pogoda na dworze robiła wszystko żeby utrudnić mi pójście do szkoły. Czarne chmury przetaczały się po niebie. Przeniosłam wzrok z krajobrazu na zegarek stojący na szafce i szybko zerwałam się z łóżka. Spałam o wiele za długo. Już po chwili zbiegałam gotowa na dół.
-Dzien dobry mamo!- zawołałam.
-Co byś chciała na śniadanie? Jakieś życzenia?
-Kawa i tost- zaproponowałam.
-Ja ci dam zaraz tost!- oburzyła się mama.- Dostaniesz bułkę żebyś głodna nie była!
Usiadłam potulnie przy stole i uśmiechnęłam się. Z moją mamą nie było szans na kłótnię. Na desce do krojenia pojawiła się bułka. Pięknie pachniała. Kuchenną ciszę przerwał dzwonek do drzwi.
-Otworzę- powiedziałam i ruszyłam do drzwi w których zastałam Łukasza.
-Cześć- jęknęłam zaskoczona.- Co tutaj robisz?
-Przyjechałem po ciebie, podwiozę cię do szkoły.
-Ale...ty nie musisz. Dam sobie radę...
-Daj spokój popatrz jaka pogoda. Zaraz będzie padać. Poza tym to ja zniszczyłem twój samochód, więc jestem ci to winny- uśmiechnął się.
-Sabina kto to?- zawołała mama.
-Kolega!
-Zaproś go, bo i tak zrobiłam za dużo tych bułek! Zjecie razem.
Otworzyłam szerzej drzwi i wpuściłam chłopaka do środka.
-Dzień dobry- powiedział wchodząc do środka.
-Dzień dobry, Sabina nie wspominałaś, że masz takich przystojnych kolegów- powiedziała mama.
Przewróciłam oczami, na co Łukasz wybuch śmiechem. Był to przyjemny dźwięk. Po chwili dostaliśmy artystycznie podane śniadanie.
-Sabina od przyglądania nikt jeszcze się nigdy nie najadł! Łap za bułkę i bierz przykład z kolegi.
Posłuchałam i zrobiłam jak mama kazała. Śniadanie smakowało nieziemsko!
-Dzieci no jedzcie! Może jeszcze wam dorobię?
-Nie dziękuję. Ja już czuję, że za chwilę nie będę mógł się ruszać- stwierdził Łukasz klepiąc się po brzuchu.- Poza tym musimy się zbierać, bo i tak jesteśmy spóźnieni.
Faktycznie! Już po chwili staliśmy ubrani na korytarzu.
-Dziękuję pani za śniadanie, było pyszne. Do widzenia- powiedział chłopak.
Wsiedliśmy do auta, kierunek szkoła. Przez szybę wpadł promyk słońca. Szkoda, że trwało to tak krótko, bo po chwili już go nie było. Został zasłonięty przez czarne chmury. Droga mijała nam w przyjemnej ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. Wjechaliśmy na parking wraz z pierwszym grzmotem.
-Chyba za chwilę się rozpada- stwierdził Łukasz wyłączając auto.
-Lubię jak pada deszcz- wzruszyłam ramionami.
-Tylko teraz nie mów mi, że dlatego, że tylko wtedy nie widać twoich łez- zaśmiał się a ja wraz z nim.
-Nie, po prostu dźwięk uderzających kropel jest przyjemny...
-Nie wiem, nigdy mu się nie przysłuchiwałem.
-Ale jak to?- spytałam.
-No mam inne zajęcia niż słuchanie deszczu.
Ściągnęłam brwi. Czy to miało mnie obrazić? Z resztą nieważne. Otworzyłam i wysiadłam z samochodu. Wraz z pierwszymi kroplami szłam do drzwi szkoły.
-Hej! Zaczekaj! To nie miało cię obrazić- powiedział chłopak biegnący za mną. \
-Nie obraziło.
-To dobrze, bo chciałbym zaprosić cię na kawę....
-Co wy macie z tymi kawami? Najpierw Gabriel, teraz ty- mruknęłam.
-To znaczy nie?
-To znaczy tak, ale ty stawiasz- zaśmiałam się.



*   *   *

-Wiktoria- złapałam dziewczynę.- Bo mam taki problem...
-Jaki?- uśmiechnęła się przyjaźnie.
-Łukasz zaprosił mnie na kawę iii
-Chcesz powiedzieć, że masz jutro randkę?
-Domyślna dziewczynka!- spojrzałam na nią z wyższością.- Mam randkę i stracha. Wiesz, żeby złapać temat, że by był fajny...
-To Łukasz- zaśmiała się.- Będzie fajnie! Zobaczysz! Zrób się na bóstwo i idź.
-Ale w co ja mam się ubrać?- zapytałam.- No co głupio się patrzysz! Mów!
-Ty masz problem z ubiorem? Wydaje mi się, że coś kolorowego i zwykłego. W końcu do tej pory oglądał cię w wersji plastik. Musisz go zaskoczyć zmianą wizerunku.




Dawid

-Dobre?- pytała już któryś raz z kolei mama.
Zajęty jedzeniem nie odpowiadałem.
-Może byś coś z siebie w końcu wydusił? Mów szybko! Jak tam ta twoja dziewczyna?
-Mamo- oparłem sztućce na brzegu talerza.
-Mów!
-Co?- zapytałem, a mama wstała od stołu i ruszyła do drzwi.- Mamo? Dokąd idziesz?
-Płakać z tęsknoty za córką!- rzuciła.
-Przecież ty nie masz córki....
-No właśnie! Gdybym ją miała, to miałabym z kim porozmawiać. A tak to co? Jeden pary z ust nie chce puścić. Drugi stary, a wciąż w trudnym wieku! Oszaleć można! A gońcie się wszyscy! Nie chcesz nic powiedzieć, to nie! Trudno! Błagać nie będę!
-Nie obrażaj się! Najpierw dajesz mi pyszny obiad, a potem denerwujesz się, że jem, zamiast rozmawiać z tobą.
-No pięknie. Jeszcze w dodatku dobry jesteś w odwracania kota ogonem. Co byś kobieto nie zrobiła, zawsze twoja wina...
-Mamo...
Wstałem od stołu i przytuliłam ją.
-Jest cudowna, mądra, błyskotliwa i bardzo chciałbym żeby była moja.
-To jeszcze nie jest?- mama nie kryła zaskoczenia.
Chyba mnie przeceniła.
-Ciężko powiedzieć- uciekłem przed jej spojrzeniem.
-A powiedziałeś jej co do niej czujesz?- zaczęła się konferencja.
-Chyba tak.
-I co?
-Tego właśnie nie wiem.
-Wiesz co Dawidku. Przyprowadź ją do nas na obiad. Ja na ni popatrzę i od razu bd wiedziała co i jak.
-Przecież już ją widziałaś- postanowiłem się bronic.
-Ale nie widziałam was razem i jak na ciebie patrzy. Kobiety widzą więcej niż mężczyźni. Mówię ci, przyprowadź ją do nas. Spotkamy się, zjemy, pogadamy a ja sobie poobserwuję.
-Dobrze- powiedziałem choć ten pomysł nie przypadł mi do gustu.




Patrycja

Czułam się dzisiaj okropnie. Przespałam cały dzień i nie poszłam do szkoły. Sen mnie nie uleczył, bo czułam się nadal jak przed zaśnięciem. Postanowiłam zejśc do kuchni, z której dochodziły straszne dźwięki. Włożyłam kapcie i zeszłam po cichutku do kuchni, w której Karolina zacierała ślady zbrodni.
-A ty co tu robisz?- szepnęłam skrzeczącym głosem, którego wystraszyła się Karolina.
-Chcesz żebym dostała zawału?!
-To chyba niemożliwe- odparłam.
-Jak to niemożliwe- ucięła blondynka.- Ja tu gotuję dla ciebie...
-Chyba wodę na herbatę- przerwałam i zaczęłam kaszlec.
-Nie wodę, tylko rosół.
-Rosół? Skąd niby go wzięłaś?
-Z torebki- odpowiedziała.
-Z jakiej torebki?
-Z takiej co jest wszystko. Kurczak, makaron, przyprawy- Karolina wyliczała składniki na palcach.
-Nie pomyliłam się. Gotujesz wodę na herbatę.
-Pomyliłaś się! Gotuję wodę na rosół!
-A co rozbiłaś?
-Kubek- wzruszyła ramionami.
-I dobrze, że go zbiłaś kochanie- powiedział Mateusz wchodząc do kuchni.- W końcu raczyła wstać na kolację.
-Gorącą kolację- podkreśliła Karolina.- Siadaj! Dostaniesz pysznego, gorącego rosołu. A później weźmiesz leki. Siadaj mówię!
-Jak każesz- grzecznie usiadłam przy stole.
Karolina zalała wrzątkiem składniki znajdujące się w misce. Pomieszała i podała mi jako rosół. Powąchałam dziwna ciecz i spojrzałam na Karoliną przytulającą się do Mateusza.
-Uwielbiam domowy rosół- powiedziałam.
-Pewnie, że domowy! Przyrządzony i spożyty w domu, więc domowy. A jak się czuje twój romantyczny kochanek?- zapytała.
-Masz na myśli Dawida?- zaśmiał się Mateusz.
-Nie, mam na myśli jego ojca- zakpiła Karolina.
-Dawid ma się dobrze, a o zdrowie jego ojca nie pytałam- odpowiedziałam.
-Zaprosił cię na kolację?
Kiwnęłam głową.
-Kiedy i na którą?
-Za tydzień o 19.
-No i super! Mogę nawet pomóc ci ugotować coś- zamyśliła się- No bo chyba z pustymi rękami tam nie pójdziesz!
-Rozumiem, że możesz ugotować rosół?- zapytałam z uśmiechem.
-W sumie to nie musi być rosół. Może być ogórkowa, pomidorowa, krem z kury, grzybowa- wymieniała Karolina.



_______________________________________________________________

Kochani, kto czyta komentuje! Przepraszam za błędy i dziękuję za miłe słowa pod ostatnim postem! Mam nadzieję, że się podobało. Pozostawcie po sobie ślad choćby jednym, głupim słowem ;)
N



niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 36.

Sabina

Jechałam do galerii. Odkąd mój image został zmieniony, przydało by mi się kilka normalnych ciuchów. Zatrzymałam się przed znakiem stopu na pustym skrzyżowaniu. Z tyłu rozległ się pisk opon. Mocne uderzenie sprawiło, że krzyknęłam. Samochód ruszył do przodu, a ja gwałtownie wcisnęłam hamulec. Poduszka powietrzna wystrzeliła, a jej tkanina podrapała mi nos i policzki. Ałaa. Głową uderzyłam o zagłówek. Jęknęłam, zaparło mi dech w piersi, a wszystkie mięśnie się napięły. Dźwięk zgniatającego się metalu, zagłuszył radio, które leciało z odtwarzacza. Zorientowałam się, że ktoś we mnie wjechał! Zaczęłam szarpać klamkę, ale przypomniałam sobie, że wciąż mam zapięty pas bezpieczeństwa. Szarpałam rękami pod kurczącą się poduszką powietrzną. Pragnęłam się uwolnić. Na moje ciało padł cień, oznaczało to, że ktoś jest obok samochodu. Podniosłam wzrok.
-Ty...- warknęłam, gdy zobaczyłam Łukasza.- Może byś mi pomógł!
Mój okrzyk sprawił, że aż podskoczył i otworzył drzwi w tej chwili kiedy moje palce odnalazły klamrę pasa. Wypadłam z samochodu, lądując przed nim na czworaka. Przykucnął by mi pomóc.
-Nie trzeba- wstałam i otrzepałam ubranie. 
Poruszyłam szyją, bolała, ale to nic. Spojrzałam na czarne bmw, które we mnie uderzyło, a następnie na chłopaka.
-Co z tobą?!- krzyknęłam.- Nie widziałeś znaku STOP?!
-Przepraszam- jego głos był łagodny, co sprawiło, że nie bardzo wiedziałam czy rzeczywiście tego żałował.
-W ogóle hamowałeś?
-Nie widziałem...
-Nie widziałeś różowego samochodu z przodu?
Obróciłam się, żeby zobaczyć w jakim stanie jest samochód od ojca. Kiedy zobaczyłam uszkodzenia, zaklęłam tak głośno, że słyszało mnie chyba całe miasto. Tył auta przypominał akordeon, a tylne koła były wykręcona na boki. Odetchnęłam głęboko, przypominając sobie, że samochód był prezentem od taty, który miał wynagrodzić mi brak zainteresowania z jego strony. Kopnęłam oponę jego bmw.
-Niewiarygodne- spiorunowałam go wzrokiem.- Twoje auto wygląda jak nowe, w ogóle nie jest uszkodzone.
-A czego się spodziewałaś?
-Czego się spodziewałam?- podeszłam bliżej.-Spodziewałam się, że mogę wsiąść do samochodu, bez zagrożenia życia. Spodziewałam się, że ludzie poruszający się po drogach mają chociaż podstawową znajomość kodeksu drogowego. Spodziewałam się, że debil który we mnie wjechał nie będzie aż tak zadowolony z siebie.
Zorientowałam się, że dałam się ponieść i stoję za blisko. Dzieliły nas od siebie centymetry. Był dobre 15cm ode mnie wyższy, a ja miałam 170.
-Ale pewnie spodziewałam się zbyt wiele....
Wciąż staliśmy bardzo blisko siebie. Bez powodu. Liczyłam, że Łukasz się cofnie. Nie zrobił tego. Czułam jego oddech na czole. Fuj? Przechylił głowę w bok, studiując moją twarz. Zamrugałam kilka razy, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Pragnęłam odpowiedzieć mu uśmiechem, ale to nie miało sensu.
-Co cię tak śmieszy?- zapytałam.- Zapomnij nic nie mów. Ojciec mnie zabije.
-To nie była twoja wina- promieniał jakby właśnie zdobył Nagrodę Nobla dla wiejskich głupków.- Nie prosiłaś się o to. Zatrzymałaś się przed znakiem stopu, ja w ciebie uderzyłem,
Zignorowałam go i wróciłam do samochodu po torebkę. Zamierzałam najpierw zadzwonić do mamy.Wybrałam numer mamy, ale telefon dzwonił i dzwonił, a ona nie odbierała.
-Obiecuję ci- mówił w tle Łukasz.- Wszystko będzie dobrze. Wynagrodzę ci to...
-Cicho- odwróciłam się od niego.- Przestałam się słuchać, po pytaniu 'czego się spodziewałaś'.
-Przepraszam- ruszył za mną.- Pozwól, że wyjaśnię...
Przejrzałam liste kontaktów i wybrałam numer taty. Telefon zadzwonił i zabrzmiała poczta głosowa.
-Ten jeden raz, kiedy chcę żeby odebrał!
Znów zadzwoniłam do mamy i jeszcze raz. Po czym wcisnęłam telefon w kieszeń.
-Sabina, mogę cię podrzucić.- zaproponował Łukasz.- Już zadzwoniłem i za 20 minut przyjadą odchować auto.
-Cóż jechałam do galerii...
-O nie tylko nie zakupy- mruknął.
-O tak, zakupy!



*   *   *

Samochód Łukasza wydawał się goły. Na desce rozdzielczej nie było żadnych walających się rzeczy, a wóz wręcz lśnił w środku. Usadowiłam się wygodniej. Moja torebka zdawała się naruszać porządek jaki tu panował.
-Nigdy nie widziałam człowieka, który miał by taki porządek w aucie- zażartowałam.
-Lubię porządek- wzruszył ramionami i podkręcił głośność muzyki.
Moje ciało szarpnęło się do przodu, gdy Łukasz gwałtownie zahamował. Jego ręka wystrzeliła, by zatrzymać mnie przed zarąbaniem głową w deskę rozdzielczą. Łukasz dał po hamulcach, żeby nie przejechać psa. Najwyraźniej zorientował się, że wciąż przyciska mnie do siedzenia, odetchnął i zabrał rękę.
-No, no jednak twoje hamulce działają- nie mogłam się powstrzymać.
Łukasz dodał gazu i znów jechaliśmy. Posyłał mi spojrzenia i nawet się przy tym nie ukrywał. Pacan.
-Sabina...przykro mi.
-Skręć w lewo- powiedziałam.
On już skręcał w lewo.
-Nie, naprawdę chciałbym...
-To tylko samochód- przerwałam mu.- Naprawią go. Poza tym nie jest on dla mnie ważny. To prezent od taty, chciał odkupić tym swoje winy- chłopak słuchał mnie uważnie, a ja zrozumiałam, że brzmię jak rozpieszczony bachor.- Cieszyłam się, że mam własny samochód, ale to tylko samochód.
-Nie.
Przyciszył muzykę, kiedy wjechaliśmy na parking, przed galerią. Widziałam kilku ludzi, których kojarzyłam ze szkoły.
-Sabina. Chodzi mi o to, że przykro mi z powodu wszystkiego.
Wszystkiego? Zatrzymaliśmy się, ponieważ zaparkował.
-Muszę lecieć- powiedziałam.- Spóźnię się na...
-Zakupy. Wiem, że są dla ciebie ważne.
-Skąd to wiesz? - spytałam.
-Dużo o tobie wiem.
-Aha.
-A poza tym- Łukasz wyłączył silnik.- Ja też planuję zakupy, więc potem odwiozę cię do domu.
Obszedł bmw od przodu i otworzył mi drzwi. Wysiadłam oszołomiona.
-Dzięki.
Łukasz uśmiechnął się i ruszył w stronę wejścia do galerii. Obejrzał się przez ramię z błyskiem w oku.
-Idziesz?- zawołał.




Wiktoria

Coś uderzyło mnie w tył głowy. Obróciłam się po woli i zobaczyłam cofającą się rękę Gabriela. Głowa mnie bolała, ale bardziej ucierpiała moja duma.
-Jeśli chciałeś mi coś powiedzieć, Gabriel, to lepiej prosto w twarz.
-Miałaś komara na głowie. Wiesz, że roznoszą choroby.
Prychnęłam. ruszyłam w kierunku trybun. Siedzieli na nich Martyna z Mateuszem. Dosiedliśmy się do nich. Czekaliśmy aż zacznie się wyścig.
-Stawiam pięć dych że wygra Dawid- powiedział Gawryś.
-Nie, wygra Patrycja- uśmiechnęłam się.
-Jak wygra Dawid to pójdziesz ze mną na randkę. Stoi?- zapytał.
Nic nie odpowiedziałam. Nie miałam zamiaru się na to zgodzić.
-A dlaczego wy nie biegniecie?- zapytała Martyna.- Myślałam, że trener wam kazał...
-On zawsze nam każe- wzruszył ramionami Mateusz.
-Ale nie wszyscy go słuchają- zaśmiał się Gabriel.- Eryk i Dawid po prostu lubią biegać i robią to dla siebie, a nie bo on im kazał.




Patrycja

-Chcesz się załapać do drużyny?-zapytała Karolina.
-Powiedziałam trenerce, że dziś pobiegnę. Może mi się uda i mnie przyjmie- odparłam.
-Pewnie- Karolina pokiwała głową.- I tak mamy inne sprawy do omówienia.
Szatnie była pusta. Na każdej dostępnej powierzchni leżały wszystkie elementy ubioru. Upuściłam torbę i zrzuciłam buty.
-Lepiej żebyś miała co powiedzieć trenerce...
-Już jej mówiłam, że mam wizytę u lekarza i mogę się trochę spóźnić...
-Bardzo spóźnić- Karolina wyciągnęła na ławce długie nogi.- Nieważne. O co chodzi z Dawidem?
-To głupek- skłamałam.
Dawid nie był głupkiem. Założyłam koszulkę przez głowę i zaczęłam sznurować buty.
-Za kilka minut będziecie się ścigać- powiedziała Karolina.
-Jak to?- zapytałam.- On też chce się dostać do drużyny?
-Nie, ale zawsze ścigamy się z chłopakami z drużyny koszykarskiej. Im trener każe, ale i tak nie wszyscy go słuchają.
-To fajnie....
-Och, ale to będzie romantyczne- Karolina zaczęła machać rękami.- Widzę jak adrenalina wyzwolona podczas biegu zamienia się w płonącą namiętność na mecie. Widzę pot. Widzę parę. Miłość na odległość...
-Karolina- przerwałam jej.- Dość. Dlaczego wy mnie ciągle próbujecie z nim umówić?
Karolina ruszyła za mną w stronę drzwi. Jak na blondynkę była niepoprawną romantyczką. Chodziła z moim kuzynem i chyba się kochali. Przez cały czas próbowała swatać mnie i Dawida.
-Zaraz...- Karolina zatrzymała się i przechyliła głowę- Kto jeszcze próbował cię swatać? To moja specjalność.
Przycisnęłam metalowy uchwyt by otworzyć drzwi. Wyszłyśmy na parne powietrze. Niebo zasłaniały szare chmury. Powietrze pachniało nadchodzącą burzą.
-Nieważne- odpowiedziałam.
Gwizdek trenerki ściągnął całą drużynę. Pobiegłyśmy w tamtą stronę. Słyszałam jak trenerka mówi o szybkości, wyborze właściwej pozycji startowej. Zauważyłam Dawida, który wychodził z szatni. Wpatrywał się we mnie. Spuściłam wzroki na ziemię.
-Oho- powiedziała Karolina.
-Wieczorek.
Moje nazwisko rozeszło się przez całe boisko. Trenerka sprawdzała obecność.
-Cieszę się, że tu jesteś Wieczorek!- powiedziała trenerka.
Wszyscy unieśli głowę do nieba, gdy rozległ się huk grzmotu. Zaczęło lać.
-Po prostu cudownie!- krzyknęła trenerka w niebo.
Drużyna rozproszyła się jak mrówki. Niektórzy śmiali się w deszczu, inni krzyczeli. W ciągu kilku chwil zmokłam. Ledwie widziałam koniec boiska.
-Wszyscy do środka!- ryknęła trenerka, a drużna już biegła w stronę szatni.
Rozchlapywałam błoto biegnąc w stronę szkoły. Karolina gdzieś zniknęła. W połowie drogi coś zauważyłam kącikiem oka. Obróciłam się i zobaczyłam samotnego chłopaka, który wpatrywał się w burzę. To był Dawid. Podbiegłam do niego.
-Czemu nie biegniesz do środka?- zapytałam.
-A racja....pada- wzruszył ramionami.
-Ale ty masz refleks....nie wytrzymam.
-Racja, chodźmy do środka, bo zmokniemy- ruszył w stronę wejścia.
Ruszyłam za nim.
-Już jesteśmy mokrzy...Kto pierwszy!




Gabriel

Wiktorii nie było dzisiaj w szkole, a szkoda bo dzisiaj miała odbyć się nasza pierwsza randka. Postanowiłem więc, że nie zrezygnuję z randki, bo ona jest chora. Stałem przed drzwiami jej domu. Zapukałem. Chwilę poczekałem, a tu nic. No to jeszcze raz. A co tam najwyżej rozwalę jej drzwi.
-Idę, idę- powiedziała z irytacją.
Przekręciła zamek i otworzyła drzwi, po czym stanęła jak wryta. Zdziwiony odskoczyłem do tyłu. Nim dotarło do niej, co się dzieje, zdążyłem dobrze jej się przyjrzeć. Nie wiedziałem gdzie podziać oczy, bo jej strój mnie rozpraszał. Poczułem gorąco na policzkach, ale to nic w porównaniu z Wiktorią. Ona była czerwona jak burak. Zaciskała mocno dłoń na brzegu drzwi. Aż zbielały jej kostki!
-Co tutaj robisz?-zapytała domagając się odpowiedzi.
Świadomość, że nie miała na sobie stanika, a  na tyłku miała kuse majtki była rozpraszająca. Ściągnęła niżej szeroką koszulkę, ale niewiele to pomogło. Poza tym ostatnio już miałem okazję zapoznać się z jej piersiami, więc moja wyobraźnia nie musiała zbytnio działać.
-Przyniosłem ci zadanie domowe.
-Jasnee...
-Nie no tak na serio to wisisz mi randkę- wzruszyłem ramionami.
-Nic ci nie wiszę debilu.
-Mogę wejść?- spytałem.
-Nie.
Wzruszyłem ramionami.
-No dobrze. W takim razie postoję tutaj i poczekam.
-No dobrze- westchnęła, otwierając drzwi.- Tylko się...- i już pędziła po schodach.
-Hej, jak dla mnie możesz zostać w tym stroju!- zawołałem z uśmiechem.
Zająłem miejsce przy blacie w kuchni i czekałem na dziewczynę. Po chwili zeszła i wyciągnęła sok pomarańczowy z lodówki.
-Chcesz trochę?-zapytała.
-Poproszę mleko.
Nalała sobie i wypiła, po czym usiadła na przeciwko mnie.
-Czego chcesz?- zapytała patrząc na mnie.
-E może na początek tego mleka?
Wygięła brwi w łuk.
-Ja proponowałam ci sok a nie mleko.
Aha. Wstałem więc, wyciągnąłem karton z lodówki. Znalazłem potem szafkę pełną szklanek. Nalałem sobie i wypiłem. Wszystko trzeba robić samemu....
-Jak się czujesz?- zapytałem.
Odwróciła się gwałtownie w moją stronę.
-Co?!
-Nie byłaś w szkole, więc pewnie jesteś chora?
Zakryła się włosami.
-Bolała mnie głowa, ale już mi przeszło.
-Świetnie, więc ubieraj buty i idziemy na randkę.
-Nie.
-Nie? Rany dziewczyno, wiesz ile dziewczyn chciało by iść ze mną na randkę? A ty mówisz nie?
-Tak, mówię nie- uśmiechnęła się.
-Mieliśmy zakład....
-Biegi się nie odbyły, poza tym nigdy się na niego nie zgodziłam.
Szybkim ruchem wyciągnąłem telefon. W końcu znalazłem numer do Dawida. Włączyłem tryb głośno mówiący i położyłem iphona na stole.
-Co ty robisz?!- zapytała.
-Ciii nie przeszkadzaj- warknąłem.- Dawid? Słuchaj bo mam tu taki mały problem i albo pomożesz mi go rozwiązać albo będziesz chujem.
Po kilku minutach chłopak wiedział już co ma zrobić, a brunetka ciskała we mnie gromami z oczu.
-No zbieraj się, musimy wyjść przed dom. Dawid wygra idziemy na randkę, Patrycja wygra idziemy na randkę.
-Ty cymbale, jak wygra Patrycja to zrobisz co ci każę- powiedziała.
-A niech ci będzie!




Patrycja

Zadzwonił mój telefon.
-Patrycja?
-Tak, a kto dzwoni.
-Twój przyszły chłopak- odparł męski głos po drugiej stronie słuchawki.
-Przepraszam?! No chyba nie...
-Tutaj Dawid, słuchaj widziałem ostatnio, że biegasz wieczorami. Mógłbym dzisiaj się dołączyć?- zapytał.
-Śledzisz mnie?!
-E nie, no to jak z tym bieganiem?
-W sumie to czemu nie- odparłam.- Właśnie wychodzę z domu.
-Super! Bo ja właśnie jestem przed twoim domem.
Rozłączyłam się i zobaczyłam chłopaka czekającego przy furtce. Podbiegłam do niego.
-Czemu nie wszedłeś do środka?-zapytałam.
-Ostatnio dostałem wykład od Matiego na twój temat.
-Co takiego?- zadziwiłam się.
-Cytując "Ty piiiiip to moja kuzynka piiiip masz się trzymać od niej z daleka"
-Aha, ale tu jesteś- zauważyłam.
Zaśmiał się.
-Może tego nie wiesz, ale nikt nie boi się Mateusza odkąd chodzi z Karoliną. Babka zrobiła z niego pantofla.
Uśmiechnęłam się.
-To co biegniemy? Może moją trasą?- zaproponował.
-Dobrze prowadź.
Biegliśmy ulicami miasta. Mijaliśmy osiedla. Zazwyczaj bieg pozwalał oczyścić mi myśli, ale dzisiaj zastanawiałam się tylko czy nie wyglądam jak spocona świnia? Czy nie jestem za bardzo czerwona? Czy nie śmierdzę? Jego towarzystwo było przyjemne, ale z drugiej strony mnie rozpraszał. Głupek.
-Gdzie właściwie biegniemy?-zapytałam.
-Pokażę ci gdzie mieszka Wiktoria i Gabriel.
-Lubię Wiktorię.- przyznałam.
-Ja też, bardzo.
Te słowa mnie zaciekawiły. Musiałam teraz zastanowić się jak z niego wyciągnąć więcej.
-To hee skąd się znacie?- zapytałam.
Brawo Patrycja! Ależ subtelnie!
-Od małego- wzruszył ramionami.- Jesteśmy przyjaciółmi.
-I tyle?- zdziwiłam się.
-Tak, tyle jest dla mnie jak siostra- wyznał.
-Ona kręci coś z Gabrielem?
-Chyba.
Po chwili na chodniku było widać zarys dwóch postaci. Dawid wystrzelił do nich jak z procy. Byłam szybka, ale przez to, że wystartował pierwszy nie miałam szans aby go dogonić. Dobiegłam do nich po chwili. Okazało się, że to Gabriel i Wiktoria.
-Ha! Był pierwszy! Szykuj się!
-Pierwszy?- spytałam zdziwiona.
-No tak założyliśmy się o to które z was będzie pierwsze. I wygrałem!- wyjaśnił Gabriel.
-Zakład powiadasz? O co?
-O randkę z nim- Wiktoria powiedziała to z obrzydzeniem w głosie.
Kłóciłabym się o to, że nic nie wiedziałam o zakładzie, ale zauważyłam błaganie w oczach Dawida. Okeeej. W sumie kibicowałam żeby Wiki udało się z Gabrielem, więc zostawiłam tę sytuację taką jaka była.





Wiktoria

Jechaliśmy gdzieś. Gabriel nie chciał powiedzieć mi gdzie. Byłam zła, na wszystko co do mnie mówił przewracałam oczami.
-Uspokój się- powiedział.- I nie przewracaj na mnie oczami.
-To się ode mnie odwal psycholu- wysmyknęło mi się.
Zatkałam buzię rękami. Nie chciałam tego powiedzieć, bo schlebiało mi to, że tak się stara i w ogóle.
-Ostatnio na imprezie byłaś bardziej chętna- uśmiechnął się.
-Nie musisz mi tego przypominać.
Boże chciałam zapomnieć o tym wydarzeniu. Chciałam wymazać to z pamięci. Było mi wstyd, że byłam na niego taka napalona i świeciłam przed nim swoimi cyckami. Spojrzałam na niego, a w jego oczach błyskały iskierki rozbawienia. Przewróciłam oczami.
-Nie. Przewracaj.Oczami- zaakcentował każde słowo.
-Będę robić, co będę chciała. Powiedz mi gdzie jedziemy.
-Nie.
-Co powiedziałeś?!
-Powiedziałem nie.
-Jesteś palantem.
-Gdybym za każdym razem dostawał dychę słysząc jak mnie tak nazywasz byłbym milionerem- prychnął.
Popatrzyłam na niego z nienawiścią. Puścił kierownicę w geście obronnym.
-Ty palancie! Trzymaj kierownicę- krzyknęłam łapiąc ją.
Po chwili usłyszałam przyjemny dźwięk. Był to jego śmiech. Chwila. On się śmiał?! Dla mnie nie było to śmieszne. Odwróciłam się zła.
-Jedziemy coś zjeść.
-Ja już jadłam.
-Ale ja nie- zaśmiał się.- Poza tym ty też nie jadłaś kłamczucho.
-Skąd wiesz?
-No nie wiem, może dlatego że cały czas byłem z tobą. Najpierw powitanie w piżamce, potem soczek i mleko w kuchni, potem wyścig Dawida i Patrycji- zaczął wyliczać.
Oparłam się wygodnie o fotel. Lubiłam jego auto i nie pierwszy raz w nim jechałam. Pamiętam podróż do babci na ślub. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się na parkingu przed jakąś restauracją. Weszliśmy do środka, a kelner zaprowadził nas do stolika.
-Co chcą państwo zamówić?
Podniosłam menu i zaczęłam przeglądać listę śmiesznych nazw.
-Kurczak po wietnamsku- odpowiedział Gabriel.
-Nic- powiedziałam tak jakbym zamawiała jakieś danie.
-Dwa razy to samo- odpowiedział szybko.
-Nie naprawdę nic, niech pan nie słucha tego debila- powiedziałam.
-Skarbie...Wiem, że jesteś zła, bo nie chciałem uprawiać z tobą sexu na parkingu, ale naprawdę jestem głodny i ty też powinnaś coś zjeść...
Schowałam twarz w dłoniach. O Bożeee co za wstyd.
-Skoro kurczak jej nie odpowiada, poprosimy najlepszą sałatkę jaką macie, a dla mnie kurczaka.
-Czy ty jesteś normalny?! Ty jesteś jakiś pojebany!
-Nie rób scen- uśmiechnął się.
Po chwili dostaliśmy zamówienia.
-Dobre?- spytał.
-Umm tak- odpowiedziałam niechętnie.



___________________________________________________________

No więc
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Kto czyta proszę o znak, że jest dla kogo to kończyć. Przepraszam, za błędy. mam nadzieję, że się podobało :))
Natalia