-Chcę to, to i to- wskazuję na kilka ciuchów.
-To może od razu kupię ci cały sklep?- pyta znudzony Łukasz.
-A mógłbyś?????
Wzdycha i wskazuje mi ręką przebieralnię, sam zaś opada na kanapę. O co mu chodzi? Sam chciał spędzić miło czas. Miły czas dla kobiety to zakupy. Zakładam ubrania na siebie i wychodzę z przymierzalni żeby mu się pokazać.
-I jak?- okręcam się wkoło.
-Nie podoba mi się- mruczy.
-We wszystkim co zmierzyłam Ci się nie podobałam! Niby czemu!?!?!?
-Przecież i tak Ci to wszystko kupiłem więc czemu się spinasz?- pyta rozśmieszony.
-Nie spinam!
-Dlaczego nadal łazimy po tej galerii? Kupiliśmy już ubrania na cały rok. Dosłownie.
-Bo chcę znaleźć coś w czym Ci się spodobam!
Zaśmiał się na głos i przywołał ekspedientkę ruchem ręki. Wstał i wskazał jej kilka rzeczy.
-Podobałaś mi się we wszystkich dzisiejszych ciuchach, ale nie podoba mi się fakt że inni faceci też będą mogli cię w nich zobaczyć.
-Przecież o to chodzi!
-Żebym był zazdrosny? Czy żeby na ciebie patrzyli?
-Żebym każdemu się podobała.
-Nie chcę.
-Co to znaczy, że nie chcesz?- wybucham śmiechem.
-Jesteś moja.
-Od kiedy?
-Od kiedy jesteśmy razem. Jesteś tylko moja- uśmiechnął się.
-Pfffff, nie jestem rzeczą którą możesz mieć.
-Ale cię mam. Mam też kilka toreb ciuchów które wybrałaś, więc jeżeli je chcesz to przebieraj się w swoje ciuchy i spadamy stąd.
-Nie!
-Już nie masz tu nic do gadania. To są moi zakładnicy- porusza rękami, w których trzyma moje zakupy.- Czekam na zewnątrz. Pośpiesz się.
Wracam do przebieralni i próbuję w miarę szybko przebrać się żeby odzyskać moje maleństwa. Oddaję ciuchy i wybiegam potykając się o własne nogi.
-Oddawaj je- mówię zdyszana.
-Przecież to ja Ci je kupiłem, więc po części są moje...
-Więc będziesz nosił małą czarną?
-Na pewno wyglądałbym bajecznie, ale aż tak szaleć nie zamierzam. Oddam Ci je jak będziesz grzeczna.
Kiwam głową zgadzając się na wszystko co mówi.
-Swoją drogą, zakupy były drogie. Nie martwisz się o pieniądze które wydałeś?- pytam zaciekawiona.
-Martwi to mnie inny fakt...
-Jaki?
-Jeżeli jesteś taka milutka i na wszystko się zgadzasz jeśli ktoś Ci coś kupi...
-Musiałabym mieć na czole napis galerianka- odpowiadam.- Widzisz go?
-Nie- odpowiada.- Ale czemu zgadzasz się na wszystko byle oddałbym ci zakupy?
-Ponieważ kocham zakupy! I te ciuchy!
-Chcę żebyś mnie pokochała tak jak zakupy i ciuchy. Będę wtedy mega szczęśliwy.
-Nie jesteś teraz?
-A kto normalny cieszyłby się z faktu że wydał prawie całe pieniądze na ciuchy?
-Ja się cieszę, a jeżeli ja się cieszę to ty też powinieneś...To przecież logiczne!
-Beznadziejna ta twoja logika...
-Nie cieszysz się że jestem szczęśliwa?
-Cieszę się szerze, z całego serca- odpowiada.
-To nie przeżywaj, bo sam za to płaciłeś...
-A mogłem nie płacić!?
-Mogłeś. Przecież nie prosiłam Cię żebyś mi je sponsorował.
-Wiem, wiem. Żartuję, tutaj nie chodzi o pieniądze, bo przecież mi ich nie brakuje.
-Racja. Tobie raczej niczego nie brakuje. Tyle hajsu co mają twoi rodzice...
-Brakuje mi rodziców, no ale co poradzę na to że praca zawsze była ważniejsza- zaśmiał się pod nosem.
-Nie cieszysz się, że jesteś bogaty?
-Bogaty jesteś gdy masz coś czego nie kupisz za pieniądze. Co mi z tych pieniędzy?
-Możesz dużo rzeczy kupić no i w ogóle pieniądze to fajna sprawa.
-Zamiast nich wolałbym chociaż chwile z rodzicami, ale nieważne. Wsiadaj do auta- powiedział, a sam ruszył w stronę bagażnika żeby schować zakupy.
-Gdzie jedziemy?- pytam.
-Zobaczysz.
* * *
-Wow, woow, wooooooooow!- mówiłam przyklejona do szyby.
-Podoba Ci się?- pyta Łukasz.
-Nigdy nie byłam w oceanarium, wow!!!
-Czyli Ci się podoba, to dobrze...
-A Tobie?
-Ty mi się podobasz- zaśmiał się.
-A ryby? I to wszystko? To jest super! Dzięki że tu przyszliśmy.
-To dobrze, że Ci się podoba.
-O ja Cie widziałeś tą płaszczkę?
-Uważaj, bo Cię zje- zaśmiał się.
-Przecież jest szyba...
-Tak się do niej przytulasz, że zaraz może się zbić. Chodźmy- złapał mnie za rękę i pociągnął.
-Gdzie?! Jeszcze nie skończyłam oglądać!!!!
-Zaraz będzie pokaz delfinów, potem tu wrócimy, jak będziesz chciała jeszcze popatrzeć.
Ruszyliśmy przed siebie i po chwili weszliśmy do wielkiego pomieszczenia, w którym znajdował się duży zbiornik z wodą, a naokoło trybuny. Szybko zajęliśmy sobie miejsca i czekaliśmy aż się zacznie.
-Łukasz co do Twoich rodziców...
-Hmmm?
-Myślałam, że macie dobre kontakty. No wiesz...wtedy co widzieliśmy się na tej kolacji...Pamiętasz?
-Co był Twój tata?
-Tak. Wtedy wydawaliście się bardzo zżyci- odparłam.
-Może nie zżyci, bo rzadko się widujemy. Po prostu się nie kłócimy- wzruszył ramionami.
-Co znaczy rzadko się widujemy? Wytłumacz.
-W ciągu miesiąca widuję moich rodziców może 2, 3 razy- odpowiada.- Oni ciągle pracują, a kiedy są w domu to mnie nie ma bo trening albo coś innego wypada...Ale tak jest od małego.
-To smutne- podsumowałam.
-Ja bym to nazwał gorzkim- zaśmiał się.- W nagrodę dostaję prezenty, które rekompensują mi ich nieobecność.
-A rekompensują?
W odpowiedzi dostałam wzruszenie ramionami. Czyli koniec tego tematu.
-Dobra, rozchmurz się- szturchnęłam go.- Na pocieszenie powiem Ci, że moje serce bije tylko dla Ciebie.-To dobrze, że Ci się podoba.
-O ja Cie widziałeś tą płaszczkę?
-Uważaj, bo Cię zje- zaśmiał się.
-Przecież jest szyba...
-Tak się do niej przytulasz, że zaraz może się zbić. Chodźmy- złapał mnie za rękę i pociągnął.
-Gdzie?! Jeszcze nie skończyłam oglądać!!!!
-Zaraz będzie pokaz delfinów, potem tu wrócimy, jak będziesz chciała jeszcze popatrzeć.
Ruszyliśmy przed siebie i po chwili weszliśmy do wielkiego pomieszczenia, w którym znajdował się duży zbiornik z wodą, a naokoło trybuny. Szybko zajęliśmy sobie miejsca i czekaliśmy aż się zacznie.
-Łukasz co do Twoich rodziców...
-Hmmm?
-Myślałam, że macie dobre kontakty. No wiesz...wtedy co widzieliśmy się na tej kolacji...Pamiętasz?
-Co był Twój tata?
-Tak. Wtedy wydawaliście się bardzo zżyci- odparłam.
-Może nie zżyci, bo rzadko się widujemy. Po prostu się nie kłócimy- wzruszył ramionami.
-Co znaczy rzadko się widujemy? Wytłumacz.
-W ciągu miesiąca widuję moich rodziców może 2, 3 razy- odpowiada.- Oni ciągle pracują, a kiedy są w domu to mnie nie ma bo trening albo coś innego wypada...Ale tak jest od małego.
-To smutne- podsumowałam.
-Ja bym to nazwał gorzkim- zaśmiał się.- W nagrodę dostaję prezenty, które rekompensują mi ich nieobecność.
-A rekompensują?
W odpowiedzi dostałam wzruszenie ramionami. Czyli koniec tego tematu.
-I dla każdego kto kupi Ci ciuchy...
-Serio nie słyszysz jak głośno bije?- pytam.
-No nie bardzo...
-To masz coś ze słuchem, bo ja słyszę wyraźnie! Słyszę takie BUM, BUM, BUM. Ono mówi kocham Cię- mówię.
-Nie Sabina, to dźwięk bębnów, bo zaczyna się pokaz delfinów- zaśmiał się.
-Wiem, chciałam Cię tylko pocieszyć.
-Czyli Twoje serce nie mówi, że mnie kocha?
-Już nie-wzruszam ramionami.- Możesz pomarzyć- wystawiam mu język.
Śmieje się głośno. Trochę za głośno, bo odwraca się kobieta. Zabija mnie wzrokiem. Ups chyba przeszkadzamy w oglądaniu delfinów.
-Wystarczy już tego!- mówię najpoważniejszym, na jaki mnie stać głosem- Uspokój się Łukaszu! Przeszkadzasz innym.
-Nie rozśmieszaj mnie dziewczynko- odpowiada mi.
-Dziewczynko!?
-Myślałem, że chcesz zobaczyć delfiny...
-Bo chcę!!!
-To oglądaj. A potem musimy szybko wracać, bo o 16 mamy samolot.
Kiwam mu głową i skupiam się na delfinach.
Wiktoria
Otwieram jedno oko. Potem drugie. I patrzę w sufit. O rany! No i stało się. Boże. Zakrywam twarz kołdrą.
-Wstałaś?- słyszę znajomy głos.
Nie.Nie.Nie.Nie. Unoszę lekko kołdrę i widzę Gabriela. Siedzi na krześle i wpatruje się we mnie. Ma tak mocne spojrzenie, że mam wrażenie, że zrobi zaraz we mnie dziurę.
-Dobrze się czujesz?- pyta.
-Przeszkadzasz mi.
-W czym?- zaśmiał się.
-W spaniu...
-Przecież Cię nie obudziłem. Sama wstałaś. Tak samo do niczego Cię wczoraj nie zmuszałem. Sama tego chciałaś. Mogłaś powiedzieć nie- uśmiecha się.
-Dupa!
-Moja? Aż tak po wczoraj ją polubiłaś?
-Idź sobie gdzieś i przestań mi się tak przyglądać!
-Rozumiem, że będziemy mieli teraz ciche dni? Hahahaha.
-Skończyłeś już? Jak tak to proszę wyjdź...
-Wiktoria sex to normalna sprawa w związku.
-Gabriel! Wyłaź bo chcę się przebrać! Boże człowieku, chcę się tylko przebrać.
-No to na co czekasz? Śmiało.
-Zrobiłabym to, gdybym miała coś na sobie...
-I tak wczoraj już wszystko widziałem, więc co to za różnica?
-Kurwa!
-Nie bądź niegrzeczna.
-Proszę. Chcę się wykąpać i przebrać. Aha no i jeszcze spakować!
-Może ci pomogę?- pyta.
-Nie!!!!!!
-Sądzę, że było by lepiej gdybym jednak Ci pomógł...
-Ile jeszcze czasu minie żeby dotarło do Ciebie, że chcę żebyś wyszedł?!
-Ale ja...
-Gabriel! Wynocha!
-Wiktoria! Zamknij się na chwilę!
-No i czemu drzesz na mnie mordę!?
-Ty zaczęłaś! A teraz kurwa słuchaj! Ani słowa! Serio, lepiej Ci pomogę, bo za dwie godziny mamy samolot.
-Co takiego!?!?!?!? Jak to możliwe!? Która godzina? Jak to się stało?!?!?
-Łatwiej by mi było gdybyś zadawała po jednym pytaniu...
-A mi by było łatwiej gdybyś wyszedł...Zaraz to która godzina.
-14, o 16 samolot.
Kładę się z powrotem na łóżku. I jak tu żyć z takim natrętem....Owijam kołdrę wokół siebie. I powolutku wstaję z łóżka. Stawiam ostrożnie kroki żeby się nie wywrócić i żeby nic nie było widać. Staram się nie myśleć o fakcie, że pod kołdrą nie mam na sobie nic. Aha no i że wyglądam jak totalna idiotka. Po chwili czuję czyjeś ręce i lecę. Piszczę zaskoczona.
-Puść mnie!- krzyczę na Gabriela który trzyma mnie na rękach.- Ty skończony idioto! Puszczaj! MNIE!
-Jak Ty właśnie mnie nazwałaś?- unosi brwi ze zdziwienia.
-Puszczaj bo Cię ugryzę.
-Słuchaj Ty robalu- mówi i zaczyna iść- To ja tu pokazuję Ci moje dobre serce i pomagam Ci, żebyś nie wywaliła się, a Ty Brutusie nazywasz mnie idiotą?
Otwiera drzwi do łazienki i stawia mnie na ziemi.
-Sorka, wymsknęło mi się- mówię chociaż wcale tego nie żałuję.
-Spakuję twoją walizkę, a ty się wykąp.
-Ile mam czasu?- pytam.
-15minut
-Boże czemu nie obudziłeś mnie wcześniej?
-A czemu Ty nie wstałaś wcześniej?
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie!
-Czyżbyś była zmęczona bo wczorajszej nocy? Aż tak Cię wymęczyłem?- porusza śmiesznie brwiami.
Nie wytrzymałam i zdzieliłam go w łeb. W zamian za to dostałam piękny uśmiech. O co mu chodzi, że się tak szczerzy? Podążyłam za jego wzrokiem i dotarł do mnie jeden fakt. Podnosząc ręce aby mu przywalić zapomniałam, że powinnam trzymać nimi kołdrę. I stało się.
-Aaaaaaaaaaaaaa!- piszczę i szybko rzucam się żeby zakryć mu oczy.- Nie patrz! Nie patrz!
Okręcam go i wypycham z łazienki trzaskając potem drzwiami.
CO ZA WSTYD.
* * *
-Wszystko ok?- pyta Gabriel, ale ignoruję go.
Odwracam się w stronę okna i patrzę na krajobraz, który widać z samolotu. Dlaczego to musiało się stać? Dlaczego ta kołdra mi zleciała? Dlaczego nie myślę? Głupia, głupia, głupia.
-Zastanawia mnie czy fakt że zobaczyłem Cię w całej Twoje okazałości jest tak wstydliwy, że teraz będziesz mnie ignorować?- pyta nie dając mi spokoju.
-Ciszej!- krzyczę.- Bo ktoś usłyszy!
-Jedyną osobą która zachowuje się głośno jesteś Ty- zaśmiał się.
Fakt...Zakrywam oczy ręką i przeklinam się w myślach.
-Więc to jest ten powód?- drąży dalej.
-Nie rozmawiam z Tobą.
-Dlaczego to tak przeżywasz?
-Powtarzam, nie rozmawiam z Tobą!
-Po prostu zaakceptuj fakt, że widziałem Cię nago i tyle.
Widziałem Cię nago.
Widziałem Cię nago.
Widziałem Cię nago.
Widziałem Cię nago.
Widziałem Cię nago.
W kółko powtarzało się w mojej głowie. Kurwa.
-Nie wytrzymam- mówię i podnoszę się z siedzenia.
-Gdzie idziesz?
-Muszę siku- cedzę przez zęby i ruszam w kierunku toalety o ile tą małą klitkę można nazwać toaletą.
Dlaczego to mnie spotkało? Dlaczego? Boże dlaczego? Czemu mnie?
Szybko załatwiam potrzebę i wychodzę. Podchodzę do miejsca gdzie siedzi Karolina z Mateuszem.
-Zamień się ze mną miejscem. Błagam.- szturcham Mateusza.
-Co będę z tego miał?- pyta wyraźnie rozśmieszony moją prośbą.
-Moją dozgonną wdzięczność- uśmiecham się.
-Zgoda! Ale wiedz, że będzie Ci to zapamiętane.
-Zapiszesz sobie to na ręce markerem żeby pamiętać?
-Nie, w pamiętniku- wstaje, a ja zajmuję jego miejsce.
-Mam nadzieję, że tylko żartował z tym pamiętnikiem....- wzdycha Karolina.- Co Cię tu sprowadza?
-Nie mogę siedzieć obok Gabriela...
-Znowu się pokłóciliście?!
-Gorzej...
-Czyli?
-Przeraża mnie moje myślenie- wyznaję.
-To przecież dobrze, że myślisz.
-Właśnie nie, bo myślę za dużo i niepotrzebnie...
-Tak się z tobą nie dogadam. Mów prosto z mostu o co chodzi. Konkrety Wiktoria konkrety!
-Widział mnie nago- szepczę.
W odpowiedzi dostają falę głośnego śmiechu.
-Ej! To wcale nie jest śmieszne!- mówię.
-Właśnie, że jest- mówi i śmieje się dalej.-Przestań no przyszłam tu po wsparcie- mruczę.
-Przestań to tak przeżywać. Nic wielkiego się nie stało.
-Właśnie, że się stało! Chciałabym zniknąć...Nie umiem koło niego nawet siedzieć normalnie.
-Uspokój się. A myślisz, że jak ludzie uprawiają seks?
-Mam Ci wytłumaczyć na czym to polega?! Karolina nie masz w tym doświadczenia? Weź głupio mi tak...Może Ci narysuję?
-Wiktoria ty debilko. Wiem na czym to polega. Przecież uprawiałam już seks.
-Fuj, przestań. Nie chcę tego słuchać.
-Zamknij się i słuchaj. Seks też uprawia się nago, więc na pewno już widział Cię nago.
-A skąd ty wiesz czy widać czy nie?- pytam zdziwiona.
Przecież nikomu o tym nie mówiłam, bo to się stało niedawno.
-Mogę to od razu stwierdzić- wzrusza ramionami.
-No nie....Przez tyle lat ukrywałaś przede mną, że jesteś J A S N O W I D Z E M?!
-Jasnowidzem i szamanem w jednym. Pracuję od poniedziałku do piątku. A tak na serio to to widać.
-Niby jak?
-Cały czas na Ciebie patrzy. Jakby bał się że ktoś Cię porwie. Nawet teraz.
Spoglądam w kierunku Gabriela i przez przypadek spotykam się z nim wzrokiem.
Widziałem Cię nago.
Widziałem Cię nago.
Widziałem Cię nago.
Kurwa. Jak długo jeszcze to mnie będzie męczyć? Spuszczam szybko wzrok i wstaję na baczność.
-Zamień się ze mną miejscem!
-Czemu? Co znowu.
-Zamieniaj się szybko.
Karolina wstaje i szybko zamieniamy się miejscami. No. Tutaj mnie nie będzie widział, bo zasłania mnie gruby facet, który siedzi przede mną. Biorę głęboki oddech i siadam wygodnie.
-Masz słuchawki?
-Chcesz posłuchać muzyki?
-Chcę. Muszę czymś zająć myśli.
Gabriel
-Powiedz mi stary jak to jest, że Twoja własna dziewczyna nie chce siedzieć obok Ciebie?- śmieje się Mateusz.
No właśnie, ale z niej idiotka. Co w tym złego, że widziałem ją nago? Przecież to nie był ani pierwszy ani ostatni raz, a ona robi z tego wielkie halo.
-Nawet nie wiesz co mi za to obiecała...
-Jeżeli to nie jest ona sama to mnie to nie obchodzi- mruczę.
Oglądam się spojrzeć czy z nią wszystko w porządku. Uśmiecham się pod nosem. Zamieniła się miejscami z Karoliną żebym nie mógł jej zobaczyć. Co za intrygantka.
-Z czego się śmiejesz?- pyta.
-Z logiki kobiet- odpowiadam.- One wszystko tak przeżywają.
-A co konkretnie przeżywa Twoja kobieta?- pyta ciekawy.
-Moja kobieta to moja sprawa, nie Twoja- uśmiecham się.
-Nie wierzę, że usłyszałem to z twoich ust...
-Sugerujesz coś?
-Sugeruję, że zabawiałeś się już wieloma dziewczynami.
-To były przypadki. A potem pojawiła się Wiktoria i przypadkowość się skończyła.
-No i zajebiście, bo serio ją lubię i szkoda by mi było gdybyś zostawił ją.
-Rozumiem że lubisz ją jako przyjaciółkę Twojej dziewczyny?
-Nie jako dziewczynę.
-Co kurwa?
-Żart. Chciałem sprawdzić Twoją reakcję. Jest prawidłowa.
-Jak chcesz to ja mogę zaraz sprawdzić ile zębów wybiję Ci za jednym zamachem- powiedziałem.
-Panowie nie ma bójek w samolocie, bo chcę dolecieć w jednym kawałku- usłyszałem Łukasza.
-O zastanawiałem się co się stało, że jeszcze Cię nie słyszałem- zaśmiał się Mateusz.
-Właśnie coś cicho siedzisz- przyznałem rację i obejrzałem się za siebie żeby na niego spojrzeć.
Sabina spała mu na ramieniu. I teraz wszystko jasne. Odkąd są razem Łukasz trochę przysiadł na dupie. Jest spokojniejszy. Widocznie kobiety, mają to do siebie, że lubią doprowadzać mężczyzn na skraj. Tak aby zdradzili swoje prawdziwe uczucia. A to na pewno jest miłość.
-Czemu mi się tak przyglądasz? Czyżbym Ci się spodobał?- pyta Łukasz.
-Spierdalaj. Nawet jakby mi płacili miliony to kijem bym Cię nie dotknął.
-A kto tutaj mówi o dotykaniu!? Głodnemu chleb na myśli! Wszystko powiem Wiktorii.
-Gabriel. Zamień się miejscami- nagle pojawiła się Karolina.
-Co robi Wiktoria? Śpi?
-Chyba przysnęła słuchając muzyki.
-Ok. Idę. Nie tęsknijcie za bardzo za mną- powiedziałem i wstałem.
-N I G D Y- odpowiedział Łukasz.
Uśmiechnąłem się i ruszyłem w stronę Wiktorii. Faktycznie spała. Usiadłem obok niej. To cała ona, z nagłymi wybuchami złości, pokręconym charakterem. Raz słodka a raz wkurwiająca na maksa. Po chwili usłyszeliśmy komunikat, że za chwilę będziemy lądować. Pochyliłem się więc, by zapiąć jej pasy.
-Co ty kurwa robisz?- usłyszałem.
-Nie bój się, nie obmacuję Cię.
-Tylko?- uniosła jedną brew.
-Tylko zapinam Ci pasy, ponieważ zaraz lądujemy.
-Że niby się tak o mnie troszczysz?
-A nie?
-Ostatnio trochę bardzo.
Uśmiechnąłem się. Muszę o nią dbać, bo nie wiadomo jak potoczą się sprawy po wakacjach. Mogę dostać potwierdzanie, że się dostałem i będę musiał przenieść się na drugi koniec kraju.
Bez niej, a troszkę się przywiązałem.
Zostały już tylko 2tygodnie.
I wrzesień.
-Czy fajni chłopcy zawsze muszą się tak uśmiechać?- pyta.
-Jak uśmiechać?
-Tak ładnie, że miękną mi kolana.
-Że miękną Ci kolana i masz na mnie ochotę tu i teraz?- droczę się z nią.
-Pojebało Cię?!?!?!
-Czyli, że Ci już przeszło i będziemy ze sobą rozmawiać?
-Nie!
-Czemu?
-Bo jestem zła.
-Na mnie?
-Nie na siebie.
-Że zapomniałaś trzymać kołdry?
-Spadaj!
-Już o wszystkim zapomniałem. Obiecuję.
-Dzięki- uśmiechnęła się.
* * *
-Wróciłem!- krzyczę i ściągam buty.
-Jest list do Ciebie- odpowiada mama.- Położyłam Ci w pokoju.
-Gdzie dokładnie?
-Na biurku. Odłóż rzeczy i zejdź na obiad. Tata zaraz też wróci.
-Obiad? Mamo jest 19.
-Dobrze, no to na obiadokolację.
-Na kolację chyba...
-Niech Ci będzie. Ogarnij się i zejdź na kolację.
Ruszyłam po schodach do pokoju. Zaraz. Chwila. Moment. Rzuciłem walizkę na ziemię i wróciłem do kuchni.
-Skąd ty znasz takie słowa?- pytam mamy.
-Aaaa!- krzyczy- Ale mnie wystraszyłeś. Myślałam że poszedłeś na górę.
-Przestraszyłem Cię, czyli masz coś na sumieniu skoro się boisz.
-Na sumieniu to ja mam Ciebie, że nie wychowałam Cię na grzeczniejsze dziecko...
-Słucham?!
-Czemu nie powiedziałeś nam, że masz dziewczynę?- odezwał się tata, który nagle pojawił się w kuchni.
-Wróciłeś?- uśmiechnęła się mama.- Zaraz będzie kolacja.
-Stop! Wracając do tematu. Skąd Ty znasz takie słowa jak "ogarnąć'?- pytam mamy.- Wiedziałeś, że ona takich używa.
-Wrzuć na luz młody i opowiadaj o tej dziewczynie- poklepał mnie po plecach.
-Ty też!??! Boże nie było mnie miesiąc i nagle mówicie slangiem. Co tu się porobiło. Idę się OGARNĄĆ i zaraz zejdę.
Wspiąłem się po schodach i już po chwili byłem w swoim pokoju. Rzuciłem walizkę koło łóżka i podszedłem do biurka. Zobaczyłem list. Jednak trudno było mi się zebrać by go otworzyć. Zostawiłem go i ruszyłem do łazienki. Potem się tym zajmę.
Martyna
-Dlaczego ze mnie zrezygnowałeś?
-Kochać to także umieć się rozstać.
-Nie masz nic więcej do powiedzenia?- pytam Eryka.
-Nie, pozwalam Ci odejść i tyle. Życzę szczęścia z narzeczonym.
Minął już prawie tydzień odkąd wszyscy wrócili do Polski. A ja nadal tkwię w Anglii i analizuję słowa Eryka. Czy moja mama miała z tym coś wspólnego? Siedzę godzinami i w kółko odtwarzam tą rozmowę w głowie. To na pewno musiała być ona.
Czas samemu wziąć swój los w ręce. Zabieram kluczyki do auta i wychodzę z domu. Cel do którego będę jechać? Firma rodziców.
Po jakimś czasie jestem na miejscu. Parkuję auto na samym środku. Jak królowa. Pomijam fakt że nie wolno tutaj parkować.
-Panienko tutaj nie można parkować- poucza mnie jakiś mężczyzna.
Uśmiecham się i wchodzę do firmy. Szybka jazda windą i stoję przed pokojem mamy.
-Pani prezes jest teraz zajęta- woła za mną sekretarka kiedy wchodzę do środka.
-Wiem- odpowiadam.
Mierzę się wzrokiem z matką. Przyglądam się kobiecie, która podobno jest moją matką. Podobno? Czemu? Bo dla mnie to obca kobieta. Od jakiegoś czasu coś jej odbiło i liczy się tylko dobro firmy. Dopiero po chwili zauważam Johna.
-O Martyna!- uśmiecha się widząc mnie.- Znajomi już pojechali?
Tak tydzień temu zasrany jełopie. Ale chuj Cię to obchodzi. Odpowiadam w myślach. Nieważne nie po to tu przyszłam.
-Czy ty spotkałaś się z Erykiem?- pytam mamy.
-Ten chłopak i te dzieciaki to nie są ludzie z którymi powinnaś się zadawać. Wpadłaś w złe towarzystwo.
-Nie mamo, ja je założyłam. Odpowiedz na pytanie. Czy kiedykolwiek kazałaś Erykowi mnie zostawić?
-Jak Ty zachowujesz się przed swoim narzeczonym? I jak Ty się ubrałaś? Co Ty sobą prezentujesz. Wstyd mi za Ciebie.
-Gówno mnie on obchodzi. Twoje słowa tez przestały mieć dla mnie znaczenie już dawno temu- krzyczę.- Poza tym przypominam Ci, że to ty jesteś kobietą która mnie wychowała.
-Poczekam na zewnątrz i tak mamy już wszystko ustalone- wstaje John i zapina marynarkę.
Biznesmen jebany się znalazł.
-Zachowuj się! Co on sobie o Tobie pomyśli!
-Mam to daleko w dupie.
-Ale my nie mamy! Będziecie małżeństwem, więc się zachowuj.
-Nie masz prawa mi mówić za kogo wyjdę za mąż.
-Ponieważ urodziłaś się w naszej rodzinie, która ma ogromne wpływy. Tutaj nie liczy się twoje szczęście. Nie pokazuj fochów i nie zachowuj się jak egoistka! Weź przykład z brata!
-Oczywiście- uśmiecham się.- Przecież to ja jestem pierdoloną egoistką, prawda mamo?
Poczułam ból na policzku. Tak, mama sprzedała mi liścia. Zgadza się. Tylko się uśmiecham.
-Niby jesteś moją matką...ale bardzo, bardzo wredną.
I bum. Znowu dostałam w twarz. Ruszam żuchwą żeby sprawdzić czy jest na miejscu.
-Jesteś moim życiowym błędem- mówi przez zęby.
-Usłyszeć od matki, że jesteś jej życiowym błędem. Co za bezcenny moment- mówię ze sztucznym uśmiechem.
-Przerażasz mnie dziecko...Powinnaś płakać? Więc czemu tego nie robisz?!
-Powinnam płakać bo mnie uderzyłaś?- wybucham śmiechem.- Płakałam za pierwszym razem jak to zrobiłaś, za drugim razem też. Po jakimś czasie stało się to dla mnie rutyną więc nie potrzeba już łez.
-Ustaliliśmy z Johnem, że ślub weźmiecie po Twojej maturze. Daj sobie spokój z Erykiem i pomyśl o rodzinie!
-Z Erykiem już nie jestem, więc zostaw go w spokoju. Jutro wracam do Polski.
-Po co!?
-Nie udawaj, że Cię to obchodzi. Ślub w maju, świetnie! Podobno majowe małżeństwa szybko się rozpadają.
-Ten ślub przyniesie wiele korzyści dla obu stron.
-Nie powiedziałam, że się na to zgodzę...
-Nie masz innego wyjścia.
-W jakich czasach ty żyjesz kobieto? Aranżowane małżeństwa były w średniowieczu! Jeszcze jakby on był normalne to mogłabym się zastanowić...Ale ten idiota odpada.
-Sugerujesz, że jest nienormalny?
-Tak. On i cały ten jego harem. Wychodzę.
Wyciągam telefon i szukam numeru do brata. Musimy pilnie porozmawiać.
-Musimy się spotkać- mówię kiedy odbiera.- Gdzie teraz jesteś?
-Jak kto gdzie, w biurze.
-Zaraz będę.
Po chwili stoję pod pokojem z podpisem wiceprezes. No nieźle.
-Ładnie się urządziłeś- gwiżdżę z podziwem.
-Ciebie też miło widzieć- odpowiada.- Co to za sprawa?
-Musisz mi pomóc.
-Widzę że masz plan.
-Skąd wiesz?- pytam zdziwiona.
-Determinacja aż tryska Ci z oczu.
-Nie będę wychodzić za tego gnoja.
-Prosto i konkretnie. Mama Ci kazała?
-Ona chce żebym była taka jak Ty!
-A Ty nie chcesz być jak ja? Jakbym był Tobą to bym chciał...
-Sama wybiorę sobie męża.
-Eryka?
-To już przeszłość.
-Więc o co chodzi?- pyta.
-Nie chcę żeby rodzice sterowali moim życiem jak twoim.
-Hahahahah taki już los pierworodnego. Zostanę przecież prezesem.
-Widzę, że wcale Ci to nie przeszkadza.
-Prawda- przyznał.- Będę prezesem, pieniędzy mi nie będzie brakowało i w sumie mam żonę.
-No właśnie masz żonę!
-No i co? Fajna jest...
-Lubisz ją?!
-Skoro jest moją żoną to nawet kocham- zaśmiał się.
-Jak to kochasz!? Przecież wy nie pobraliście się z miłości.
-Tak wyszło Martyna i miłość jest, nawet bardzo dużo. O tak dużooooo...
-Fuj, nie kończ.
Przerywa nam pukanie do drzwi zza których wychyla się John.
-Wchodź, wchodź- mówi do niego mój brat.
Patrze na niego pytającym wzrokiem, Znają się? Mój brat z tym gnojem? Niemożliwe. Tak nie może być! Nigdy!
-W zasadzie to wpadłem tylko na chwilę.
-Chwila już minęła, więc spadaj- mruczę.
-Przyszedłem po ciebie- powiedział do mnie i oparł się o ścianę.
-Rozgość się.
-No i po co go zapraszasz?!- warczę na brata, który wybucha śmiechem.
-Bo to mój kumpel i powinnaś być dla niego milsza.
-Spokojnie- uspokoił go John.- Po prostu nie wie do kogo kieruje te słowa.
-Słuchaj no Janek, chyba już mówiłam żebyś spadał. Mam ci przeliterować czy powiedzieć po angielsku żebyś lepiej zrozumiał.
Podszedł i chwycił mnie za rękę po czym dosłownie wydarł z pokoju brata.
-Będziemy się zbierać- pomachał mu na do widzenia.- Wpadniemy jeszcze kiedyś do Ciebie.
-Ja na pewno...Przecież to mój brat.
-Mój kumpel o i chwila przyszły szwagier!
-Zabieraj ode mnie tą łapę!- warczę po chwili kiedy przypominam sobie,że ten idiota ciągle trzyma moją rękę.
Próbuję mu ją wyrwać, ale ma za dużo siły. Kurwa.
-Podaruj mi dzisiaj trochę twojego czasu.
-Dlaczego miałabym to zrobić?
-Ponieważ chcę żebyśmy się poznali lepiej.
-Uwierz mi...Wiem o Tobie już kilka rzeczy i nie chcę dowiedzieć się więcej.
-Uwierz mi, że tego nie pożałujesz- uśmiecha się.
-Szkoda mi na Ciebie czasu.
-W zamian za to wrócisz do Polski moim prywatnym samolotem. To jak będzie?
-Masz samolot?!?!?!?!?!
-Firmowy. Polecisz do Polski pierwszą klasą.
Dlaczego do cholery my nie mamy samolotu?! Z drugiej strony czemu na tym nie skorzystać?
-Okej. Zróbmy tak. Masz mój dzisiejszy dzień w zamian za lot pierwszą klasą- mówię i przeklinam w myślach moją wewnętrzną materialistkę.
-Zgoda mamy umowę.
-Co będziemy robić?- pytam.
-Najpierw pojedziemy kupić Ci normalne ubrania- mówi z niesmakiem patrząc na moje ciuchy.
-A masz coś do moich obecnych?
-Wybacz, ale twoje dziurawe spodnie nie pasują do mnie.
Przyglądam się jego ubiorowi. Jako prezes czy dyrektor zresztą chuj mnie obchodzi kim on tam jest prezentował się wyjątkowo dobrze. Kurwa.
-Gówno obchodzi mnie twoje zdanie- warczę.
-Powinnaś być milsza zwłaszcza, że jestem od Ciebie starszy.
-Co to za różnica. Dobrze to chodźmy do mojego auta.
-Już kazałem je odstawić do Twojego domu.
-Co takiego!?!? Jakim prawem?
-Jestem Twoim narzeczonym, pamiętasz?
-Niestety...
-Więc teraz wsiadaj- powiedział i sam zniknął w środku auta które podjechało.
Ściskam ręce w pięści. Biorę głęboki oddech. Czego nie robi się dla pierwszej klasy. Muszę nawrzucać mamusi, że skoro tak ważna i znana jest nasz firma to dlaczego nie mamy samolotu. Wybieram udawany uśmiech i wsiadam do auta. Patrzę na Johna, który oczywiście robi coś w telefonie. Ja Ci jeszcze pokażę. Kiedyś napluję Ci na mordę za to wszytko.
Czas samemu wziąć swój los w ręce. Zabieram kluczyki do auta i wychodzę z domu. Cel do którego będę jechać? Firma rodziców.
Po jakimś czasie jestem na miejscu. Parkuję auto na samym środku. Jak królowa. Pomijam fakt że nie wolno tutaj parkować.
-Panienko tutaj nie można parkować- poucza mnie jakiś mężczyzna.
Uśmiecham się i wchodzę do firmy. Szybka jazda windą i stoję przed pokojem mamy.
-Pani prezes jest teraz zajęta- woła za mną sekretarka kiedy wchodzę do środka.
-Wiem- odpowiadam.
Mierzę się wzrokiem z matką. Przyglądam się kobiecie, która podobno jest moją matką. Podobno? Czemu? Bo dla mnie to obca kobieta. Od jakiegoś czasu coś jej odbiło i liczy się tylko dobro firmy. Dopiero po chwili zauważam Johna.
-O Martyna!- uśmiecha się widząc mnie.- Znajomi już pojechali?
Tak tydzień temu zasrany jełopie. Ale chuj Cię to obchodzi. Odpowiadam w myślach. Nieważne nie po to tu przyszłam.
-Czy ty spotkałaś się z Erykiem?- pytam mamy.
-Ten chłopak i te dzieciaki to nie są ludzie z którymi powinnaś się zadawać. Wpadłaś w złe towarzystwo.
-Nie mamo, ja je założyłam. Odpowiedz na pytanie. Czy kiedykolwiek kazałaś Erykowi mnie zostawić?
-Jak Ty zachowujesz się przed swoim narzeczonym? I jak Ty się ubrałaś? Co Ty sobą prezentujesz. Wstyd mi za Ciebie.
-Gówno mnie on obchodzi. Twoje słowa tez przestały mieć dla mnie znaczenie już dawno temu- krzyczę.- Poza tym przypominam Ci, że to ty jesteś kobietą która mnie wychowała.
-Poczekam na zewnątrz i tak mamy już wszystko ustalone- wstaje John i zapina marynarkę.
Biznesmen jebany się znalazł.
-Zachowuj się! Co on sobie o Tobie pomyśli!
-Mam to daleko w dupie.
-Ale my nie mamy! Będziecie małżeństwem, więc się zachowuj.
-Nie masz prawa mi mówić za kogo wyjdę za mąż.
-Ponieważ urodziłaś się w naszej rodzinie, która ma ogromne wpływy. Tutaj nie liczy się twoje szczęście. Nie pokazuj fochów i nie zachowuj się jak egoistka! Weź przykład z brata!
-Oczywiście- uśmiecham się.- Przecież to ja jestem pierdoloną egoistką, prawda mamo?
Poczułam ból na policzku. Tak, mama sprzedała mi liścia. Zgadza się. Tylko się uśmiecham.
-Niby jesteś moją matką...ale bardzo, bardzo wredną.
I bum. Znowu dostałam w twarz. Ruszam żuchwą żeby sprawdzić czy jest na miejscu.
-Jesteś moim życiowym błędem- mówi przez zęby.
-Usłyszeć od matki, że jesteś jej życiowym błędem. Co za bezcenny moment- mówię ze sztucznym uśmiechem.
-Przerażasz mnie dziecko...Powinnaś płakać? Więc czemu tego nie robisz?!
-Powinnam płakać bo mnie uderzyłaś?- wybucham śmiechem.- Płakałam za pierwszym razem jak to zrobiłaś, za drugim razem też. Po jakimś czasie stało się to dla mnie rutyną więc nie potrzeba już łez.
-Ustaliliśmy z Johnem, że ślub weźmiecie po Twojej maturze. Daj sobie spokój z Erykiem i pomyśl o rodzinie!
-Z Erykiem już nie jestem, więc zostaw go w spokoju. Jutro wracam do Polski.
-Po co!?
-Nie udawaj, że Cię to obchodzi. Ślub w maju, świetnie! Podobno majowe małżeństwa szybko się rozpadają.
-Ten ślub przyniesie wiele korzyści dla obu stron.
-Nie powiedziałam, że się na to zgodzę...
-Nie masz innego wyjścia.
-W jakich czasach ty żyjesz kobieto? Aranżowane małżeństwa były w średniowieczu! Jeszcze jakby on był normalne to mogłabym się zastanowić...Ale ten idiota odpada.
-Sugerujesz, że jest nienormalny?
-Tak. On i cały ten jego harem. Wychodzę.
Wyciągam telefon i szukam numeru do brata. Musimy pilnie porozmawiać.
-Musimy się spotkać- mówię kiedy odbiera.- Gdzie teraz jesteś?
-Jak kto gdzie, w biurze.
-Zaraz będę.
Po chwili stoję pod pokojem z podpisem wiceprezes. No nieźle.
-Ładnie się urządziłeś- gwiżdżę z podziwem.
-Ciebie też miło widzieć- odpowiada.- Co to za sprawa?
-Musisz mi pomóc.
-Widzę że masz plan.
-Skąd wiesz?- pytam zdziwiona.
-Determinacja aż tryska Ci z oczu.
-Nie będę wychodzić za tego gnoja.
-Prosto i konkretnie. Mama Ci kazała?
-Ona chce żebym była taka jak Ty!
-A Ty nie chcesz być jak ja? Jakbym był Tobą to bym chciał...
-Sama wybiorę sobie męża.
-Eryka?
-To już przeszłość.
-Więc o co chodzi?- pyta.
-Nie chcę żeby rodzice sterowali moim życiem jak twoim.
-Hahahahah taki już los pierworodnego. Zostanę przecież prezesem.
-Widzę, że wcale Ci to nie przeszkadza.
-Prawda- przyznał.- Będę prezesem, pieniędzy mi nie będzie brakowało i w sumie mam żonę.
-No właśnie masz żonę!
-No i co? Fajna jest...
-Lubisz ją?!
-Skoro jest moją żoną to nawet kocham- zaśmiał się.
-Jak to kochasz!? Przecież wy nie pobraliście się z miłości.
-Tak wyszło Martyna i miłość jest, nawet bardzo dużo. O tak dużooooo...
-Fuj, nie kończ.
Przerywa nam pukanie do drzwi zza których wychyla się John.
-Wchodź, wchodź- mówi do niego mój brat.
Patrze na niego pytającym wzrokiem, Znają się? Mój brat z tym gnojem? Niemożliwe. Tak nie może być! Nigdy!
-W zasadzie to wpadłem tylko na chwilę.
-Chwila już minęła, więc spadaj- mruczę.
-Przyszedłem po ciebie- powiedział do mnie i oparł się o ścianę.
-Rozgość się.
-No i po co go zapraszasz?!- warczę na brata, który wybucha śmiechem.
-Bo to mój kumpel i powinnaś być dla niego milsza.
-Spokojnie- uspokoił go John.- Po prostu nie wie do kogo kieruje te słowa.
-Słuchaj no Janek, chyba już mówiłam żebyś spadał. Mam ci przeliterować czy powiedzieć po angielsku żebyś lepiej zrozumiał.
Podszedł i chwycił mnie za rękę po czym dosłownie wydarł z pokoju brata.
-Będziemy się zbierać- pomachał mu na do widzenia.- Wpadniemy jeszcze kiedyś do Ciebie.
-Ja na pewno...Przecież to mój brat.
-Mój kumpel o i chwila przyszły szwagier!
-Zabieraj ode mnie tą łapę!- warczę po chwili kiedy przypominam sobie,że ten idiota ciągle trzyma moją rękę.
Próbuję mu ją wyrwać, ale ma za dużo siły. Kurwa.
-Podaruj mi dzisiaj trochę twojego czasu.
-Dlaczego miałabym to zrobić?
-Ponieważ chcę żebyśmy się poznali lepiej.
-Uwierz mi...Wiem o Tobie już kilka rzeczy i nie chcę dowiedzieć się więcej.
-Uwierz mi, że tego nie pożałujesz- uśmiecha się.
-Szkoda mi na Ciebie czasu.
-W zamian za to wrócisz do Polski moim prywatnym samolotem. To jak będzie?
-Masz samolot?!?!?!?!?!
-Firmowy. Polecisz do Polski pierwszą klasą.
Dlaczego do cholery my nie mamy samolotu?! Z drugiej strony czemu na tym nie skorzystać?
-Okej. Zróbmy tak. Masz mój dzisiejszy dzień w zamian za lot pierwszą klasą- mówię i przeklinam w myślach moją wewnętrzną materialistkę.
-Zgoda mamy umowę.
-Co będziemy robić?- pytam.
-Najpierw pojedziemy kupić Ci normalne ubrania- mówi z niesmakiem patrząc na moje ciuchy.
-A masz coś do moich obecnych?
-Wybacz, ale twoje dziurawe spodnie nie pasują do mnie.
Przyglądam się jego ubiorowi. Jako prezes czy dyrektor zresztą chuj mnie obchodzi kim on tam jest prezentował się wyjątkowo dobrze. Kurwa.
-Gówno obchodzi mnie twoje zdanie- warczę.
-Powinnaś być milsza zwłaszcza, że jestem od Ciebie starszy.
-Co to za różnica. Dobrze to chodźmy do mojego auta.
-Już kazałem je odstawić do Twojego domu.
-Co takiego!?!? Jakim prawem?
-Jestem Twoim narzeczonym, pamiętasz?
-Niestety...
-Więc teraz wsiadaj- powiedział i sam zniknął w środku auta które podjechało.
Ściskam ręce w pięści. Biorę głęboki oddech. Czego nie robi się dla pierwszej klasy. Muszę nawrzucać mamusi, że skoro tak ważna i znana jest nasz firma to dlaczego nie mamy samolotu. Wybieram udawany uśmiech i wsiadam do auta. Patrzę na Johna, który oczywiście robi coś w telefonie. Ja Ci jeszcze pokażę. Kiedyś napluję Ci na mordę za to wszytko.
* * *
-Proszę zrobić z niej księżniczkę- mówi John do jakiejś kobiety.
-Księżniczką to ja chciałam być jak miałam 8lat.
-Rozumiem, że teraz nie chcesz?
-Człowiekuuuu....W jakim ty świecie żyjesz?!- mówię i idę za panią, do której zostałam przydzielona.
-Proszę zrobić z niej piękność!- krzyczy za nami.
Ja w każdej wersji jestem piękna. Co za palant. Zniszczę go. Niech tylko poczeka. Mój szatański plan czas zacząć. Wybieram kilka sukienek, które po drodze mi się spodobały. Skoro on płaci to skorzystam.
-Przepraszam, ale prezes przygotował już dla pani kreację.
-Co takiego?!
-Proszę wejść i zobaczyć- mówi i kłania mi się.
-Tak już wchodzę, a te rzeczy proszę zapakować i zapisać na jego rachunek.
Założę się, że to coś obcisłego. I wyzywającego! Tak na bank. I stoję wpatrzona w czerwoną, obcisłą sukienkę z dekoltem. Śmieję się sama do siebie. Brawo Janku, brawo! Ależ jesteś oryginalny. A plus ma odkryty brzuch. Cóż widocznie oglądanie cycków mu nie wystarcza.
-Pomóc pani?- słyszę zza drzwi.
-Nie, nie już kończę.
Szybko przebieram się i zakładam szpilki które były w komplecie.
-Proszę teraz tutaj usiąść. Zraz przyjdzie ktoś panią uczesać.
CUDOWNIE. Plan czas zacząć. Misja numer jeden ma kryptonim ZIMNA KUSICIELKA.
Gwarantuję Ci Janie czy Johnie że umiem być zimną suką, ale też seksowną kocicą która będzie Cię kusić. Po chwili faktycznie przychodzi fryzjer, a zaraz po nim makijażystka. Kiedy jestem gotowa, wstaję i idę w stronę wyjścia.
-A ja?- podchodzi do mnie Jan.
-O faktycznie, zapomniałam o Tobie. Racja Ty też tu byłeś.
-Kotku, masz szczęście, bo ja o Tobie nie zapomniałem. Pięknie wyglądasz.
Powstrzymuję odruch wymiotny.
-O widzę, że ty też zmieniłeś stylówkę.
-Nie.
-Serio? To wcześniej też paradowałeś w tym graniaku?
-Owszem, ale widzę, że nie zauważyłaś.
-No, nie interesuje mnie co masz na sobie...
-Wolałabyś widzieć mnie bez niczego?
-Wolałabym Cię w ogóle nie widzieć.
-Oj Martyna, przyzwyczajaj się, bo za niedługo będziesz mnie częściej widywać.
Niedoczekanie twoje zdradliwy gnojku.
-Stop. Czy Ty czekałeś aż powiem Ci komplement o tym jak dobrze wyglądasz w garniturze?- śmieję się na głos.
-Z reguły słyszę takie teksty od innych dziewczyn.
-To musisz słyszeć ich bardzo dużo, skoro masz tyle kobiet- podsumowuję.
-Przesadzasz. Co myślisz o stroju który Ci wybrałem?
-Więcej części ciała mam w nim odkryte niż zakryte.
-Racja- szczerzy się jak głupi.
Łapie mnie za rękę i prowadzi do jubilera. Zamiast rozglądać się i podziwiać świecidełka, analizuję sytuację.
Dwa powody dlaczego facet kupuje kobiecie biżuterię:
1) chce ją zaciągnąć do łóżka- chyba go pojebało, jeśli myśli, że mu się uda
2) zdradza ją- bingo!
-Co myślisz o tym?- pyta pokazując mi jakiś łańcuszek.
-Ładny- odpowiadam.
-A ten?
-Też.
-Czy każdy który Ci pokażę będzie ładny?- pyta.
-Tak.
-Księżniczką to ja chciałam być jak miałam 8lat.
-Rozumiem, że teraz nie chcesz?
-Człowiekuuuu....W jakim ty świecie żyjesz?!- mówię i idę za panią, do której zostałam przydzielona.
-Proszę zrobić z niej piękność!- krzyczy za nami.
Ja w każdej wersji jestem piękna. Co za palant. Zniszczę go. Niech tylko poczeka. Mój szatański plan czas zacząć. Wybieram kilka sukienek, które po drodze mi się spodobały. Skoro on płaci to skorzystam.
-Przepraszam, ale prezes przygotował już dla pani kreację.
-Co takiego?!
-Proszę wejść i zobaczyć- mówi i kłania mi się.
-Tak już wchodzę, a te rzeczy proszę zapakować i zapisać na jego rachunek.
Założę się, że to coś obcisłego. I wyzywającego! Tak na bank. I stoję wpatrzona w czerwoną, obcisłą sukienkę z dekoltem. Śmieję się sama do siebie. Brawo Janku, brawo! Ależ jesteś oryginalny. A plus ma odkryty brzuch. Cóż widocznie oglądanie cycków mu nie wystarcza.
-Pomóc pani?- słyszę zza drzwi.
-Nie, nie już kończę.
Szybko przebieram się i zakładam szpilki które były w komplecie.
-Proszę teraz tutaj usiąść. Zraz przyjdzie ktoś panią uczesać.
CUDOWNIE. Plan czas zacząć. Misja numer jeden ma kryptonim ZIMNA KUSICIELKA.
Gwarantuję Ci Janie czy Johnie że umiem być zimną suką, ale też seksowną kocicą która będzie Cię kusić. Po chwili faktycznie przychodzi fryzjer, a zaraz po nim makijażystka. Kiedy jestem gotowa, wstaję i idę w stronę wyjścia.
-A ja?- podchodzi do mnie Jan.
-O faktycznie, zapomniałam o Tobie. Racja Ty też tu byłeś.
-Kotku, masz szczęście, bo ja o Tobie nie zapomniałem. Pięknie wyglądasz.
Powstrzymuję odruch wymiotny.
-O widzę, że ty też zmieniłeś stylówkę.
-Nie.
-Serio? To wcześniej też paradowałeś w tym graniaku?
-Owszem, ale widzę, że nie zauważyłaś.
-No, nie interesuje mnie co masz na sobie...
-Wolałabyś widzieć mnie bez niczego?
-Wolałabym Cię w ogóle nie widzieć.
-Oj Martyna, przyzwyczajaj się, bo za niedługo będziesz mnie częściej widywać.
Niedoczekanie twoje zdradliwy gnojku.
-Stop. Czy Ty czekałeś aż powiem Ci komplement o tym jak dobrze wyglądasz w garniturze?- śmieję się na głos.
-Z reguły słyszę takie teksty od innych dziewczyn.
-To musisz słyszeć ich bardzo dużo, skoro masz tyle kobiet- podsumowuję.
-Przesadzasz. Co myślisz o stroju który Ci wybrałem?
-Więcej części ciała mam w nim odkryte niż zakryte.
-Racja- szczerzy się jak głupi.
Łapie mnie za rękę i prowadzi do jubilera. Zamiast rozglądać się i podziwiać świecidełka, analizuję sytuację.
Dwa powody dlaczego facet kupuje kobiecie biżuterię:
1) chce ją zaciągnąć do łóżka- chyba go pojebało, jeśli myśli, że mu się uda
2) zdradza ją- bingo!
-Co myślisz o tym?- pyta pokazując mi jakiś łańcuszek.
-Ładny- odpowiadam.
-A ten?
-Też.
-Czy każdy który Ci pokażę będzie ładny?- pyta.
-Tak.
* * *
-Uśmiechnij się teraz- mówi Jan i wychodzi z auta.
Czekam aż otworzy mi drzwi. Wysiadam, a on chwyta mnie w pasie. Nagle oświetla mnie błysk fleszy. WTF!? Co się kurwa dzieje?!
-Panie prezesie! Tutaj!- ktoś krzyczy.- Czy to pańska dziewczyna? Jak się poznaliście? Ile już razem jesteście?
Biorę głęboki oddech żeby się uspokoić. Czuję rękę Jana na gołych plecach.
-To moja narzeczona- odpowiada i prowadzi mnie przed siebie.
Kiedy wchodzimy do ogromnej restauracji opada mi kopara. Wszędzie pełno elegancko ubranych ludzi.
-Zabrałeś mnie na bal?!- cedzę przez zęby.
-Przestań się złościć, bo przypalasz naszą miłość.
-Miłość?!
-Dokładnie.
-Ty chyba kurwa nie wiesz czym jest miłość!
-Policz do stu i przestań przeklinać, bo ludzie nas obserwują.
-Muszę się napić- mówię i ruszam w stronę baru.
Alkohol będzie tutaj dobrym rozwiązaniem. Kiedy czekam na swój trunek obserwuję Jana. Rozmawia z jakimiś mężczyznami. Jest obserwowany przez milion kobiet. Podsumowując. Pewnie z każdą spał. Kobieciarz jeden. Wypijam drinka i dzwonię po taksówkę. Koniec tego idiotycznego dnia. Na wyjście rozglądam się jeszcze po pomieszczeniu i znajduję Jana w towarzystwie dwóch kobiet. Dupek. Wychodzę. Wieje wiatr. Rany jaka przyjemna noc.
-Już uciekłaś- słyszę głos mojego prześladowcy.- Szkoda.
-Miałeś inne plany?- pytam dziwiąc się, że wyszedł za mną.
-Mam wiele planów, które są z tobą związane.
O z pewnością...Ze mną i z miliardem pierdyliardem innych kobiet. Patrzę dumnie przed siebie.
-Nie idź. Nie marnujmy takiej nocy- przybliża się do mnie.
-A co masz na mnie ochotę?- pytam.
Świetnie grajmy w to.
-Najpierw muszę zrobić coś innego- mówi.
-Co takiego?
-Złożyć Ci życzenia urodzinowe.
-Skąd wiesz, kiedy mam urodziny?- pytam z szeroko otwartą buzią ze zdziwienia.
-Jesteś moją narzeczoną.
-Tal, tak darujmy sobie już te smęty...
-Wiem o tobie wszystko.
-Tak i jeszcze powiedz, że masz teczkę z informacjami o mnie.
-Mam- uśmiecha się.- Wiem, że masz urodziny za 3dni, dlatego chciałem Ci złożyć życzenia.
-Dzięki.
-Jeszcze Ci ich nie złożyłem.
-Aha, no to kontynuuj...
Boże kiedy ta taksówka przyjedzie? Szybciej, błagam.
-Wszystkiego najlepszego- patrzy na mnie.- Składam Ci teraz bo raczej nie będę mógł tego zrobić później, ponieważ jutro wracasz.
-Dzięki. Mam nadzieję, że pamiętasz o umowie z pierwszą klasą?
Kiwa głową i podchodzi coraz bliżej. Chwila, chwila. To stanowczo za blisko. Za blisko.
-Chcę Cię pocałować- mówi patrząc na moje usta.- I chcę żebyś Ty też chciała.
Nachyla się, a ja tracę panowanie nad ciałem. Co robić? Co robić!? Boże co robić!? Słyszę swój puls w uszach. Żeby się ratować daję mu z dyńki i trafiam prosto w nos. Brawo Martyna. Co za cel!!! Bóg jest dzisiaj po mojej stronie, ponieważ właśnie podjeżdża taksówka, do której dosłownie wskakuję.
* * *
Zakładam okulary słoneczne, kiedy idę w kierunku samolotu. Polsko, wracam! Domie, wracam! Nie mogę się doczekać,
-Co to wczoraj było?
Znowu on. Czy on mi da w końcu spokój. Odwracam się ze sztucznym uśmiechem.
-Jak tam nos?- pytam.
-W porządku.
-Chciałam Ci powiedzieć, że twój nos to dopiero początek.
-Nie rozśmiej mnie tymi swoimi groźbami- odpowiada znużony.
Nie widzę jego oczu, ponieważ też ma okulary. Co za szkoda.
-A ja mam nadzieję, że będzie więcej chwil, które spędzimy razem- łapie mnie za rękę
-Spędzaj je sobie ze swoimi koleżankami.
-Niemożliwe? Czy Ty jesteś zazdrosna?- śmieje się ze mnie.
-Musiałbyś coś dla mnie znaczyć- odpowiadam i kopię go w nogę.
-Co ty robisz??- wrzeszczy i podskakuje z bólu.
-Ostatnio na za dużo sobie pozwalasz. Masz mnie nie dotykać.
-Tylko złapałem cię za rękę...
-Tylko!? To było AŻ za rękę.
-Rozumiem, że nie dostanę buziaka na pożegnanie?
Odwracam się i idę do samolotu. Nie mogę przezwyciężyć tej pokusy i kiedy stoję przy wejściu do środka, odwracam się. Widzę jak patrzy w moją stronę. Niestety moje ciało jest szybsze ode mnie i na do widzenia wystawiam mu fakera.
_____________________________________________________________________
Lecimy z kolejnym.
Pozdrawiam.