poniedziałek, 29 maja 2017

Rozdział 47

Łukasz

-Chcecie mi o czymś powiedzieć?- pytam.
Niech tylko znajdę tego sukinsyna co tknął to co moje. Wyciągam rękę do Sabiny, ale ona jak zwykle robi wszystko sama, więc pomagam wstać Martynie.
-Nie, wszystko spoko- odpowiada Martyna.
-Wszystko spoko?!- podnosi głos Sabina.- Łukasz dzwoń na policję, trzeba złapać tego sukinsyna!
-Co się stało? Czemu was gonił?
-Bo widziałyśmy coś czego nie powinnyśmy- mruczy Martyna.
-Co Ty pierdolisz! Właśnie dobrze, że to widziałyśmy! Dzięki temu policja go złapie! Łukasz zadzwoniłeś? Czy znowu muszę zrobić to sama?!
-No i co...Przez to teraz będą same problemy...
-Spójrz na siebie Martyna i zastanów się co mówisz. Trzeba zgłosić to policji, bo nie wiadomo co z tą kobietą.
-Nie słyszałaś co mówił?! Źle się to dla nas skończy.
-Co mówił?- próbuję się przebić i dowiedzieć czegoś konkretnego.
-Źle czy dobrze, trzeba pomóc go złapać!
-Ty się chyba niczego nie boisz...
-Jak mam bać się w takiej sytuacji?! Trzeba pomóc i tyle.
Wyciąga telefon i dzwoni na policje odchodząc na bok. Na szczęści mam ją w zasięgu wzroku.
-Po mału co się stało- mówię i patrzę na Martynę.
-Eryk mnie zostawił na dobre- żali się.
-Nie o to pytam...Co się tu stało?
-To się stało, że Twoja dziewczyna jest szurnięta!
Patrzę na nią groźnym wzrokiem. Może jest leciutko szurnięta, ale w głębi to wspaniałą dziewczyna. 
-Opowiadaj- wzdycham.
-Miałyśmy wracać na imprezę, ale byłyśmy świadkami wypadku.
-To było straszne, gość potrącił kobietę. Wyszedł z auta i patrzył na nią z uśmiechem. 
-Spierdolony młokos- podsumowuję.
-Wtedy twoja bojowniczka kazała mi dzwonić po karetkę, a sama zrobiła zdjęcie, bo ten kretyn chciał zwiać!
-I co dalej?
-Zadzwonił jej telefon i on usłyszał go, więc zaczęłyśmy uciekać. Schowałyśmy się, ale nas znalazł i zaczął grozić. To było okropne, ciągle słyszę jego głos w swojej głowie. No i potem wpadłeś Ty!
Biorę głęboki oddech. Przed chwilą poznałem najgorsze uczucie świata, czyli strach o ukochaną osobę. Przyglądam się swojej dziewczynie, która dyskutuje przez telefon.
-Jak nas znalazłeś?- pyta mnie Martyna.
-Sabina miała przyjść na twoją osiemnastkę sama, bo się uparła. Czekałem, ale długo jej nie było. Zadzwoniłem i nie odebrała, więc wyszedłem żeby jej poszukać.
-Pytanie brzmiało jak nas znalazłeś? Zainstalowałeś jej gps czy co?
-Coś podobnego- zaśmiałem się.
Nigdy nie przyznam się, że ściągnąłem na nasze telefony program śledzący. To tylko na nagłe przypadki, a dzisiaj okazało się że jest super przydatny! Co za ula.
-Skończyłam. Jutro mam złożyć zeznania na komendzie- mówi Sabina, która nagle pojawia się przy nas.- Ty też możesz ze mną iść, jeśli się zdecydujesz- kiwa na Martynę.
Przyciągam ją do siebie i przytulam.
-W takim razie wracajmy- mówię.- Pewnie wszyscy cię szukają Martyna.
-A właśnie Łukasz! Jak mnie znalazłeś?- pyta mnie Sabina.
-Szczęście- odpowiadam z uśmiechem.
-Dziękuje- mówi i ściska mnie mocno za rękę.- Martyna masz szczęście!
-Booo? 
-Bo twoja kreacje nie zniszczyła się!
-Za to zniszczyły się moje nogi, po tym biegu mam całe obdarte stopy.



Eryk

Nie żałuję tego co powiedziałem Martynie. Zrobiłem to umyślnie, a ona za bardzo się wszystkim przejmuje. Powinna mieć już na mnie wyjebane i skupić się na tym nowym bogatym przygłupie. 
-O jesteś!
Odwracam się i widzę Wiktorię. Też pije piwo. Kiwam jej głową na powitanie. 
-Gdzie Martyna?- pyta.
-Gdzie Gabriel?- odpowiadam.
Wzrusza ramionami i przysiada się do mnie.
-Jak tam sytuacja?
-Jaka?- pytam.
-Z Martyną.
No i po co to drąży. Czemu wszyscy o to pytają. Jezu było minęło.
-Śmieszy mnie i tyle.
-Dlaczego?- odwraca się zdziwiona.
-Bo wszyscy pytacie się o to samo. Czasem trzeba zostawić ludzi przez który masz w życiu syf.
-O robi się poważnie- szturcha mnie.
-Nie mam nic więcej do dodania.
-Tak jest!- salutuje mi ręką.
Siedzimy w ciszy. Nawet jest przyjemnie. Po chwili pojawia się Łukasz z Sabiną i Martyną.
-Gdzie byliście?- pyta Wiktoria.
-Na spacerze- odpowiada Łukasz.
-We trójkę?- pytam zdziwiony.
Nie dostaję odpowiedzi. Wchodzimy wszyscy do środka.
-Wiktoria co masz dzisiaj w planie?- pyta Sabina.
-Napierdolić się za dwóch.
Podnoszę brwi ze zdziwienia słysząc te słowa.
-Świetnie to chodźmy we dwie! Też muszę zapić pewną sytuację.
Patrzę na Łukasza, który tylko wzdycha. 
-Kobieca logika, mnie dobija- mówię do niego i siadamy na kanapie.
-Ona powstała żeby nasza logika ochujała.
Śmieję się pod nosem. Dwie dziewczyny z planem żeby najebać się. Robi się coraz ciekawiej.
-Dlaczego twoja dziewczyna musi zapić pewną sytuację? Co jej zrobiłeś?
-Nic takiego, to nie związane ze mną, ale czuję że to będzie noc żywych zwłok...Gdzie jest Gabriel?
-O to też długa i ciekawa historia. Nie wiem czy po wczorajszej nocy już wstał- odpowiadam ze śmiechem.
-Opijał swój wyjazd do Gdańska?- pyta.
-Zupełnie odwrotnie- mówię.
-Nie chce tam jechać?!
-Jedno słowo- Wiktoria.
-Uuuu no tak Wiktoria. Będzie mu tęskno.
Patrzę na dziewczyny które już zaczęły świętowanie.



*   *   * 

Boże! Dlaczego robisz mi to drugi raz? Czy moim życiowym celem jest ratowanie pijanych ludzi?! Dlaczego znowu ja?! Wyciągam telefon i wybieram numer Gabriela.
-Gdzie jesteś?- pytam.
-Wstałem, zaraz będę- odpowiada i słyszę, że ziewa.
-To lepiej się pośpiesz, ponieważ mam tu problem.
-A co mnie obchodzą twoje problemy. Nie zawracaj mi dupy takimi telefonami- powiedział i się rozłączył.
Moje problemy? Mojeeee?! Stoję pod stołem na którym właśnie tańczy Wiktoria a no i jeszcze Sabina. I stoimy z Łukaszem jak te debile pod tym stołem pilnując żeby dziewczyny nie spadły.
-Gdzie ten idiota?!- wrzeszczy Łukasz.
-Powiedział żebym mu nie zawracał dupy- mówię wkurwiony.
-Szkoda, że to jego problem. Poczekaj ja do niego zadzwonię!- mówi i wyciąga telefon.
-Kurwa! Liczę do trzech i masz tu być w podskokach bo mamy problem- wrzeszczy Łukasz do telefony.
-Balet jest tu, ludzi ze stu!- woła Wiktoria.
-Przestań cytować Cypisa i złaź z tego stołu!- wołam do niej, ale jest zajęta i mnie nie słucha.
-Kurwa. Co za zjeb.
-Co powiedział?- pytam.
-Twój problem to się nim zajmij. Tak kurwa bo jestem wróżką i dam sobie ze wszystkim radę. Ja pierdole...
-A wie, że chodzi o Wiktorię? Bo mi nie dał nawet dokończyć tylko się rozłączył.
-W zasadzie to nie...
-Nie powiedziałeś mu?!
-Jak ten idiota ma tyle obliczy, że trudno się z nim dogadać!
Pewnie ma kaca po wczorajszej przygodzie. Ale jeśli wiedziałbym, że chodzi o Wiktorię to wpadłby tu z językiem na gębie. Wyciągam telefon i macham nim Łukaszowi. Ostatni raz próbuję się z nim dogadać. Nie odbiera. No to dzwonię jeszcze raz. I po kilku sygnałach odbiera z pyskiem.
-Na czym do chuja polega Twój problem?!
-Na tym, że nie słuchasz! Jest problem.
-A czy ja nazywam się telefon zaufania, albo centrum pomocy?! Nie!!! Więc spierdalać, za chwilę będę!
I rozłączył się. No kurwa. Przegina pałę. Po wczorajszej nocy to powinien całować mnie po stopach.
-Barman, podaj coca-colę!- woła Sabina.
-Tutaj nie ma barmana! Złaź ze stołu!- krzyczy na nią Łukasz.
-Niby czemu mam to robić?- śmieje się do niego.
-Bo spadniesz i połamiesz sobie łapy!!!
-Łapy to ma pies!
Śmieję się obserwując tą idiotyczną sytuację. Dziewczyny to same problemy. Ciekawe czy mają motto najebana ale dama.
-Eryk!- woła mnie Wiktoria.- Czujesz tę moc?
-Poczuję ją jak zejdziesz ze stołu- odpowiadam i podtrzymuję ją za rękę.
-Ja nie zejdę! Ale wiesz co? Ty możesz tutaj do mnie przyjść.
-Wolałbym żebyś to Ty do mnie tutaj zeszła.
-Stąd są lepsze widoki!
Dziewczyno jakie ty masz widoki. Jesteś w takim stanie, że nawet nie wiesz ile masz palców. Wzdycham. Co ja takiego złego zrobiłem, że teraz takie rzeczy mi się przytrafiają?!
-Serio! Tutaj są super krajobrazy!
-Sabina, kurwa. Jakie ty masz tutaj krajobrazy?! Jesteśmy w domu!- mówi do niej Łukasz
-W zasadzie to jesteśmy w salonie...- poprawia go dziewczyna.
Ile to już minęło? Gdzie ten Gabriel?
-Gdzie on kurwa jest?
-Nie wiem, czas mija- odpowiada Łukasz.- Ale jeśli twój przyjaciel ma problem, to trzeba mu pomóc.
-W zasadzie to obydwoje macie duży problem....
-Którym Ty musisz się teraz zająć, więc pilnuj żeby nic jej się nie stało!
-Hej Eryk! Waka-waka!
Kiwam głową Wiktorii. Ale mają imprezę. We dwie się dobrały...Nosz kurwa mać. Co za patologia...
-Na górze róże, na dole coś tam, w oczach mi się dwoi. Jestem najebana- mówi Wiktoria i kiwa się.
I czas zatrzymuje się. Już widzę mroczny scenariusz jak spada, więc wyciągam ręce i dziewczyna wpada mi w ramiona. Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak. Co to kurwa jest drużyna pomocy? Trzymam ją w górze i obracam się z zamiarem odejścia od stołu. Im dalej od niego tym lepiej. I spotykam się wzrokiem z Gabrielem. Ups.



Gabriel

-Co to kurwa jest?!- cedzę przez zęby.
Przyglądam się jak Eryk trzyma na rękach moją dziewczynę. Moją Wiktorie. Dotyka ją. Przecieram oczy żeby sprawdzić czy mi się nic nie pojebało.
-Mówiłem, że mamy problem!- odpowiada, kiedy widzi moją minę.
-Postaw ją na ziemi!- warczę.
Niech zabierze od niej łapy! I to w tej chwili. Ona jest moja. Wiktoria jest tylko moja. Nie pozwolę by ktoś trzymał na niej łapy.
-Nie chcę!- odzywa się Wiktoria.- To mój bohater! Znowu!
Znowuuu? Zaciskam zęby. Na szczęście chłopak stawia ją na ziemi. Ja ci kurwa dam bohatera!
-Dzwoniliśmy do Ciebie, ale Twój problem polega na tym, że nie słuchasz innych!- mówi Łukasz i ściąga Sabinę ze stołu.
-Mój problem, to moja pijana dziewczyna. Mogliście powiedzieć!
-Tak kurwa! Próbowaliśmy!- mruczy Eryk.
-Ale Ty musisz zgrywać gwiazdora. Nic Cię nie interesuje!
-Nie wtrącaj się- mówię do Łukasza. - Z nim rozmawiam.
-To nazywasz rozmową?- śmieje się Eryk.
-Wiktoria, odejdź od niego.
-Ty lepiej odejdź- odpowiada mi.
-Nie słuchaj jej. Jest pijana. Lepiej zabierz ją do domu- mruczy Eryk.
-Zamknij się, bo jeszcze z Tobą nie skończyłem!
-Cudem jest fakt, że masz odwagę zacząć do mnie spinać. Gdybyś wiedział co dla was zrobiłem to traktowałbyś mnie jak swojego Boga.
-Co Ty pierdolisz?- pytam.
-To Ty pierdolisz farmazony. Wpadasz wściekły. Robisz awanturę, a nawet nie wiesz o co! Lepiej zajmij się swoją dziewczyną bo ledwo stoi na nogach.
Zaciskam ręce w pięści. Jeśli bym tego nie zrobił, to chyba bym mu wpierdolił. Podchodzę do dziewczyny, która chwieje się i prawie śpi na stojąco. Wzdycham. Wiktoria, co Ty ze sobą zrobiłaś. Biorę ją na barana.
-Jeszcze jej torebka- mówi Eryk i zakłada mi ją na szyję.
Ruszam do wyjścia. I tyle ze świętowania. Ledwo wszedłem a już wychodzę. Nawet nie widziałem Martyny i nie zdążyłem złożyć życzeń. Boże...Co za gówno...Nagle spostrzegam, że Eryk idzie obok mnie.
-Co Ty właściwie robisz?- pytam zdziwiony.
-Odprowadzę was do auta, a w drodze opowiem Ci dlaczego powinieneś mi dziękować!- szczerzy się.
-Kurwa- mówię, kiedy przypomina mi się, że przyszedłem na piechotę.- Nie mam auta.
-Oj, to macie przed sobą długą drogę...
-No niestety, myślałem że się napiję.
-Spokojnie, Wiktoria zrobiła to za was dwoje- śmieje się.
-To prawda.
-Poza tym myślę, że po wczoraj powinieneś zrobić sobie przerwę od alkoholu.
-Skąd wiesz?- pytam zdziwiony.
-Bo targoliłem Cię na plecach z klubu aż do twojego domu. Nie pamiętasz?
-Mam tylko lekkie prześwity...Pamiętam Wiktorię, ale Ciebie nie przypominam sobie.
-Zapomniałeś o najważniejszej osobie! A ja cię darłem na swoich własnych plecach! Za to powinieneś mi postawić jakiś masaż gorącymi kamieniami!
-Pomyślę nad tym...Ale uważasz siebie za bohatera bo odstawiłeś mnie do domu?
-Odstawiłem Cię do domu na własnych plecach! Ale jest coś jeszcze!
-Co takiego? Dawaj! Nie trzymaj mnie w tej niepewności- ironizuję.
-Poczekałem na Wiktorię, ponieważ nie wierzyłem jej, że mieszka naprzeciwko Ciebie. I dobrze, że to zrobiłem! Bo jak wyszła to spotkała ekshibicjonistę!
-Czyli, że co...Pokazał jej swojego...Widziała to?
-Uratowałem ją!
-No Eryk! Powiem ci, że jednak chyba te gorące kamienie będą Twoje!- mówię wdzięczny.
-Fantastycznie! A dzisiaj starałem się nią zająć, ponieważ ktoś nie słuchał jak się dzwoniło. Nie dotykałem jej. Złapałem tylko jak spadała ze stołu.
-Dziękuję- mówię szczerze.
-Myślę, że napiła się dzisiaj żeby ukarać cię za wczoraj. No i jest jeszcze ta sytuacja z wyjazdem.
-Wiem, to nie jest takie proste...
-Jest. Bo wiesz? Ona Cię kocha. Jesteś dla niej numerem jeden. Załatwicie to jakoś.- mówi.- Dobra ja będę wracał, bo jak tak dalej pójdzie to odprowadzę was pod sam dom.
I poszedł. Odwracam się po kilku krokach i widzę, że przygląda się nam. Kiedy zobaczył, że to widzę macha mi na pożegnanie. Żałosne. Co to jest miłosne stowarzyszenie? Prycham pod nosem.
-Dzięki za wszystko- mówię.
Chciałem mu to powiedzieć, ale bez przesady. Już raz podziękowałem, drugi raz jest zbędny. Ale na serio jestem mu wdzięczy, że zajął się moją Wiktorią. Kątem oka spoglądam na dziewczynę, która usnęła. Śpij, kochanie, śpij. Jak wstaniesz to już nie będzie tak wesoło. Kac morderca.



*   *   *

-Wstawaj!
Otwieram oczy i widzę nad sobą Wiktorię.
-Jak się czujesz?- pytam.
-Czemu spałeś na ziemi?
-A pozwoliłabyś mi spać na łóżku?
-Słusznie. Posuń się, bo muszę przejść.
-Gdzie idziesz?
-Ogarniać się. Dzisiaj rozpoczęcie roku szkolnego. Ty też powinieneś.
-Nie będzie mnie na rozpoczęciu. Pojadę dopiero wieczorem.
-Nie wyrobisz sobie tym dobrego zdania...
-Nie muszę mieć dobrego zdania.
-Jak wolisz...
Podnoszę się i przeciągam. Boże. Ta podłoga to był zły pomysł.
-Co z nami?- pytam, przyglądając się dziewczynie która grzebie w szafie.
-Nie mamy pięciu lat, jakoś damy radę- odpowiada.
-Związek na odległość? Damy radę?
-Zadajesz głupie pytania Gabriel. Zobaczymy czy damy radę. Jedyne co ci powiem to, że już teraz jak cię widzę to czuję, że cię nie ma.
Podchodzę do niej i przytulam ją od tyłu. Stoi spokojnie i wzdycha.
-Sprawiasz, że jestem najszczęśliwszą osobą- mówię.
-Dobra, puść mnie bo mnie już wkurwiasz. I tak nadal jestem na Ciebie zła.
-Siądzie mi z tobą psychika kobieto. O co jesteś zła?
-To nawet nie jest śmieszne. Dobrze wiesz o co!
I zrozum tu kobietę. Ja na serio za chuja pana nie wiem o co jej chodzi.
-Przepraszam.
-A wiesz chociaż za co?
-Wiem- odpowiadam.
-To za co?
Kurwa. Spuszczam głowę w dół z bezsilności. Czemu dziewczyny muszą być tak skomplikowane?
-Wykorzystałeś mnie!
-Wcale nie!!!
-Teraz tylko czekam aż mnie zranisz i zostawisz.
-Nieprawda! Ale pierdolisz głupoty! Dlaczego mam cię zostawić skoro Cię kocham?
-Wyjedziesz, a tam poznasz lepsze dziewczyny i się skończy wszystko.
-Nie interesują mnie inne dziewczyny. Poza tym będę wracał. Miał być związek na odległość...Masz jakieś wątpliwości?
-Związek na odległość wygląda pięknie tylko w wyobraźni.
-Kurwa, to chcesz być ze mną czy nie?
Wstaję wnerwiony. Co tu się odpierdala. Już sam nie wiem.
-Gabriel...Boję się, że mnie zostawisz...Nie chcę żebyśmy się rozstawali. Nigdy.
Podchodzę do niej z uśmiechem.
-Jesteś częścią mnie i mojego życia. Nie zostawię Cię, więc proszę nawet nie wymyślaj taki scenariuszy. Nie złość się też na mnie. Aha no i jeszcze ty także nie zostawiaj mnie.- łapię ją za rękę.- A teraz śmigaj się przebierać, bo robię się żałosny.
-Wcale nie jesteś żałosny. Lubię Cię takiego.
-No już szybko, bo się spóźnisz.



*   *   *

Zatrzymuję auto przed szkołą i wychodzimy z auta. Stoimy, a ja obserwuję jak ludzie zmierzają do budynku na rozpoczęcie roku. 
-A Ciebie nie ma na własnym rozpoczęciu!- szturcha mnie Wiktoria.
-Kogo to obchodzi?- wzruszam ramionami.
-Gabriel!- łapie mnie ktoś za ramię.
Odwracam się i widzę Eryka. 
-Puszczaj moją rękę! Kurwa- wyrywam się i powstrzymuję odruch wymiotny.- Jesteś gejem?
-Pojebało Cię? Nawet jakbym był kobietą to i tak lubił bym dziewczyny! Tak bardzo je lubię.- odpowiada mi.
Wiktoria wybucha śmiechem.
-Co tam?- pytam.
-Przyszedłem zapytać o mój masaż.
-Masaż?- dziwię się.
-Obiecałeś mi! Za wszystkie moje zasługi.
-Aaaaaa.
-Ponieważ wyjeżdżasz to chciałem się przypomnieć.
-Jasne, jasne.
-Wiktoria musimy iść- mówi do dziewczyny.
-Idź pierwszy- odpowiada mu.- Ja zaraz przyjdę.
I zostaliśmy sami. Chwilę milczymy.
-Będzie dobrze- wzdycha dziewczyna.
-A jak nie będzie to i tak razem przedrzemy się przez to gówno, bo ja cię nie zostawię! Bo jesteś moja.
-Jestem twoja dzisiaj, jutro, za miesiąc, za kilka lat i po śmierci.
-Ale ci się poezja włączyła- śmieję się.
-Prawda, szykuję się już do szkoły. Przyda mi się to na polskim.
-Będzie mi brakować twojego towarzystwa na co dzień. Bardzo je lubię. Zabrał bym Cię ze sobą...
-Jak będziesz mnie potrzebować to dzwoń.
-Będę dzwonił codziennie, więc nie musisz mi o takich rzeczach mówić.
-Nie przeciągajmy już tego pożegnania, bo się zaraz chyba poryczę, a muszę jakoś wyglądać. W końcu to pierwszy dzień w maturalnej klasie.
Przyciągam ją do siebie i całuję. I całujemy się tak jak miałby to być ostatni raz, bo wiedzieliśmy że mogło tak być. Ale na pewno tak nie będzie! Gdy skończyliśmy, Wiktoria odeszła nie patrząc nawet na mnie. Wsiadam do auta i patrzę się przed siebie. Odchodzenie jest do dupy.



Karolina

-Spóźnisz się na rozpoczęcie roku jak tak dalej będziesz się grzebać!
-Wiem babciu, wiem. Już wychodzę!
Biegnę jak szalona przez korytarz. Łapię w drodze kanapkę i ją zjadam. Patrze na swoją babcię, a jej oczy uśmiechają się wesoło. Kocham tą kobietę. Co ja bym bez niej zrobiła.
-Pozdrów Mateusza!- słyszę jeszcze jej krzyk jak zamykam drzwi.
-Co tak późno?- pyta Mateusz, który stoi pod drzwiami.
-Zaspałam- mruczę i przyśpieszam kroku.
-Możesz zwolnić i tak jesteśmy spóźnieni.
-A co nie dajesz rady dotrzymać mi tępa?- śmieję się.
-Zwolnij, bo to ostatnia chwila wakacji. Niech jeszcze chwile potrwa.
-Ta chwila i tak się zaraz skończy, więc stwórz sobie takie życie od którego nie będziesz potrzebował wakacji.
-Żartujesz sobie? To maturalna klasa. Dopiero teraz zdam sobie sprawę w jak czarnej dupie jestem...
-Ale przeżywasz..Lepiej powiedz mi co takiego Eryk powiedział Martynie.
-A powiedział coś?- pyta Mateusz zdziwiony.
-Musiał! Bo nie miała za dobrego humoru i to w swoje osiemnaste urodziny!
-To niekoniecznie musiał być Eryk! Mógł to być ten stary...
-Jaki stary? Jan?
-O tak ten!
-Nie to na sto procent Eryk! Janem to ona się nawet nie przejmuje.
-No i dobrze. Jest jeszcze młoda niech wykorzysta ten czas. Ty też być mogła to zrobić...
-Co takiego niby?!
-Zostawić to plotkowanie i wyrwać się rutyny.
-Jak mam wyrwać się z rutyny w trzeciej klasie liceum?
-Zrobimy to po maturach! Już mam plan.
-Że niby taki organizator z Ciebie- śmieję się.
-A żebyś wiedziała. Pojedziemy na wycieczkę po Europie! Będziemy mało spać, a za to dużo się śmiać. Tylko ty i ja.
-Super romantyczna podróż! Na prawdę podoba mi się to!!!
Uśmiecham się i podskakuję. Mój Mateusz. Kobiety w dzisiejszych czasach niby są takie silne i samowystarczalne, ale tak na serio to potrzebują przy sobie mężczyzny o romantycznej duszy.
-No już skończ podskakiwać w tych szpilkach bo sobie coś zrobisz!
-Już tak się mną nie przejmuj- uśmiecham się.
-Wcale się nie przejmuję. Po prostu jak sobie coś zrobisz to będę musiał cię nieść całą drogę.
-Wrednie sobie pogrywasz Mateuszu...
-No dobrze. Troszkę też się martwię, bo jesteś osobą którą kocham.
-Nie mów teraz takich słów- mówię stanowczo.
-Czemu?- pyta zaskoczony.- Kocham Cię, ale to jest tylko malutki kawałek planety uczuć którymi cię darzę.
-Dobrze. Już się nie ośmieszaj z tymi poetyckimi wyznaniami.
-Ale przyznaj...Niezły w tym jestem.
-W czym?
-W języku polskim.
-Nie przyznam tego. Wystarczy, że ty uważasz się za dobrego.
Wchodzimy na parking szkolny i dostrzegamy auto Gabriela.
-To on nie pojechał?- pytam.
-Jedzie wieczorem.
-Czemu mi nie powiedziałeś?!- walę go torebką w głowę.
-Ała! Za co to!
-Muszę wiedzieć o takich rzeczach! To podstawowe informacje! Człwieku, helołłłł?!?!?!
-Helołłłł nie wiedziałem, że Gabriel aż tak cię interesuje.
-Nie interesuje mnie, ale Wiktorie owszem! Zaraz! Moment! Stop! To on tak może?
-Co może?
-Nie iść na rozpoczęcie roku szkolnego?- pytam zdziwiona.
-Gabriel zawsze robił co chciał- śmieje się Mateusz i stuka w jego szybę.
Chłopak wychodzi z auta i się uśmiecha.
-Zastanawia mnie...- zaczyna mówić- Co robiliście przez ten cały czas?
-Spierdalaj- odpowiada mu Mateusz.
-Ponieważ jesteście grubo spóźnieni...
-Ty też jesteś spóźniony!
-Niby na co?
-Na swoje rozpoczęcie!- odpowiadam.
-Tak, jeszcze na rozpoczęciu roku mnie brakowało- śmieje się.- Wystarczy im że będą mnie widywać przez cały rok szkolny.
-Jedziesz wieczorem?- pytam.
Kiwa mi głową w odpowiedzi. Widać po nim, że jest mu przykro i ciężko. Z resztą trudno mu się dziwić. Zostawia tutaj rodzinę i dziewczynę.
-Będziemy w kontakcie stary- mówi Mateusz i klepie go po plecach.- Musimy iść Karolina.
Łapie mnie za rękę i idziemy w stronę szkoły. Odwracam się do tyłu i nie mogę się powstrzymać i krzyczę.
-Gabriel!!! Będzie ci ciężko, ale musisz dać radę!
-No nieźle, ale go pocieszyłaś kochanie- śmieje się mój chłopak.
-No co...Nie mogłam się powstrzymać. Widziałeś jaki był smutny?
-A był? Niby po czym to poznałaś?




Patrycja

Mój święty spokój to mój pokój i łóżko, na którym mogę leżeć całymi dniami.
-Patrycja!- przerywa mi rozmyślania Mateusz.
-Puka się!- warczę.
-Nie muszę pukać w swoim domu.
-Ale to mój pokój!
-Ale w moim domu! Może poskarżysz się moim rodzicom?
-Wypad stąd! I daj mi święty spokój, aha i zamknij drzwi!!!
-Nie mogę Ci dać świętego spokoju, bo masz gościa.
-Jakiego gościa?- pytam ciekawa.
-Gość, który już upadł w twoim rankingu z tego co widziałem...
-Czyli kto to jest?
-Dowiesz się jak wyjdziesz. Ubieraj się bo czeka na ciebie na dole.
Gramolę się z łóżka i schodzę na dół, ale nikogo tam nie widzę. Wychodzę za drzwi i spotykam się z Dawidem. Kiedy go widzę od razu robię w tył zwrot, i łapię za drzwi.
-Mateusz!!! Otwieraj te drzwi!
-Nie otworzę, choćbyś wydrapała na nich paznokciami prośbę- mówi i śmieje się głośno.
Biorę głęboki oddech i odwracam się powolutku.
-Co tam?- pytam z wymuszonym uśmiechem.
-Chodź ze mną gdzieś.
-Nie chcę.
-Nawet nie wiesz gdzie idziemy.
-I tak nie chcę.
-Dlaczego się tak opierasz? Dlaczego mnie nie lubisz? I dlaczego nie możemy się widywać?
-Bo nie chcę- odpowiadam.
-To jedyny powód?- pyta.
Nie jedyny...Po prostu nie chcę żebyśmy byli ze sobą blisko, bo to by oznaczało kłopoty. I nie chcę też żebyśmy coś dla siebie znaczyli. Tak będzie łatwiej. Nie odpowiadam.
-Dlatego, że ostatnio wylądowałaś w szpitalu? Czy dlatego, że ciągle robię ci coś złego? Nieważne, obiecuję, że dzisiaj nic ci nie zrobię- łapie mnie za rękę i ciągnie za sobą.


*   *   *

-Mówiłam Ci, że nie chcę z Tobą nigdzie iść! A Ty jeszcze zabrałeś mnie na basen!!!
-Nie bój się- mówi do mnie.
-Ostatnio też tak mówiłeś i źle to się skończyło...A tak w ogóle czemu tu nie ma ludzi?- pytam.
-Magia Patrycja, magia.
-A tak na serio?- pytam.
-Nie wiem.
-Nie wiesz dlaczego basen jest pusty? Uważaj bo Ci w to uwierzę.
-Na prawdę nie wiem.
-Jak zaraz mi nie powiesz Dawid to sobie pójdę!
-Nie możesz stąd iść!
-A to niby dlaczego?- pytam.
-Bo będę pływać- odpowiada i ściąga z siebie szlafrok.
-Ubierz to z powrotem- krzyczę i zakrywam oczy.
-Jestem na basenie. To normalne, że nie będę pływał w ubrany od stóp do głów. Poza tym już widziałaś mnie bez koszulki. 
-Wiem, ale...
-Dobrze, że wiesz- mówi i wskakuje do wody.- Musisz tu zostać, bo jakby mi się coś stało to mi pomożesz.
-Przecież jesteś ratownikiem! Co ma Ci się stać?!
-A co ratownicy nie mogą dostać skurczu czy czegoś?- pyta i uśmiecha się.
-To inni Ci pomogą!
-A widzisz tu kogoś innego oprócz nas?- śmieje się i zaczyna pływać.
Wzdycham i siadam na trybunach. Oglądam jak pływa. Jest dobry. Bynajmniej tak mi się zdaje. Sądzę, że go lubię, ale nie podoba mi się fakt, że tak jest. Dlatego musimy utrzymać dystans. Zostańmy zwykłymi kolegami. Zamykam oczy i postanawiam się zdrzemnąć. No bo bez przesady ale to patrzenie jest nudne. Po 30min Dawid podpływa do brzegu i woła mnie żebym podeszła. Ruszam po mału, uważając żeby nie zaliczyć gleby ponieważ jest ślisko.
-Proszę, pomóż mi wyjść.
-Tam obok masz drabinki- wskazuję.
-Jestem taki zmęczony, że chyba zaraz wypluję sobie płuca.
Przewracam oczami, kucam i podaję mu dłoń. Chwyta ją, a ja pomagam mu wyjść. I kiedy stoimy twarzą w twarz...On cały mokry z klatą na wierzchu i stwierdzam, że fajnie wygląda. Ba nawet mogłabym powiedzieć, że go pragnę to całuje mnie, potem przytula mnie mocno i skacze ze mną do wody. Wpadam do wody i czuję jej chłód. To straszne. Wierzgam nogami jak szalona. Dawid łapie mnie w pasie i przyciąga do siebie. 
-Spokojnie, tutaj nie jest głęboko- uspokaja mnie.- Zobacz, ja stoję i cię trzymam.
Rozglądam się i faktycznie. Woda sięga mu do pasa.
-Debil, kretyn, palant- wrzeszczę, a on się śmieje.
-I co jeszcze wymyślisz? Hmmm?
-Frajer, dupek, skurwiel!
-O to było mocniejsze, hahahah.
-Idiota, bachor, matoł!!
-Ciekawe kiedy Ci się słownik skończy- mówi i podrzuca mnie do góry żeby lepiej mnie złapać.
-Matoł, gamoń, bałwan!!! Baran, tłumok i tępak!!! Nie uśmiechaj się nawet! Ty imbecylu jak mogłeś to zrobić co?!
-Przecież nic się nie stało- wzdycha.
-Przecież wiesz, że się boje...Znowu chciałeś mi coś zrobić?!
Dla niego nic się nie stało, a dla mnie się stało! I to dużo! I boli mnie psychika!
-Co się z Tobą stało dziewczyno? Nie umiesz się cieszyć?
-Dawid! O wszystkim wiesz, a jeszcze się pytasz? Odstaw mnie!
Posłuchał i posadził mnie na brzegu. Szybko wyszłam i ruszyłam w kierunku wyjścia. Jak mógł mi to zrobić? Właśnie się zawiodłam. I jeszcze ten młot mnie pocałował! Dotykam ręką ust. Kurwa. Obracam się przez ramię żeby na niego spojrzeć i widzę ciało tak jakby zawieszone w wodzie.
-Dawid!- wołam, ale nie odpowiada.- Nie wygłupiaj się! Przestań no! Wstawaj z tej wody!
Nie reaguje. Może to ten skurcz?! O Boże! Wskakuję jak głupia do tej wody i jakoś docieram do niego. Używam każdej energii jaką mam żeby wydrzeć go na brzeg.
-Obudź się! Dawid wstawaj!- klepię go po buzi.- Ratunku!!! Pomocy!!!! No wstawaj no! Nie zostawiaj mnie! Lubię Cię i i i to jest poza moją kontrolą. Wstawaj już! Ej noooooo
Chłopak otwiera oczy i się śmieje. No kurwa co to jest? Zabijam go wzrokiem i wstaję. Łapie mnie za rękę i zatrzymuje.
-Jesteś zła?- pyta.
-Co za durne pytanie!
-Czemu jesteś zła?
-Bo się bałam!
-Dlaczego się bałaś?
-Bo tak!!!!!- krzyczę a echo odbija się.
-Świetny argument.
-Aha i od teraz najlepiej nie dzwoń do mnie, nie odzywaj się ani nie przychodź do mojego domu. Właściwie to dom Mateusza, więc nie przychodź do niego. Jak chcesz się z nim spotkać to spotkajcie się na mieście tak żebyśmy się nie widzieli! Zaro kontaktu! Kumasz? Czy mam przeliterować!?
-Wow, to zabrzmiało prawie jak zerwanie tylko, że my nie jesteśmy w związku- śmieje się.- Poczekaj, pójdę się przebrać i Cię odprowadzę.
-Nie. Dziękuję!!!! Do zobaczenia nigdy- warczę i wychodzę.



Sabina

Pierwszy dzień szkoły i już jestem spóźniona. Boże. Odpisuję na sms Łukaszowi i biegnę ile sił w nogach. To nic...Nie będę się tym przejmować, ponieważ spóźniam się w słusznej sprawie. Byłam na policji. Przesłałam im zdj wypadku żeby mieli dowody. Szukają teraz tego gościa, a jak go znajdą to potem muszę tylko zeznać w sądzie i sprawa skończona. Wpadam do szkoły i zatrzymuję się na korytarzu. Biorę kilka głębokich wdechów żeby uspokoić oddech.
-To ona! Pamiętasz jaka była w tamtym roku? Z ryja jej się sypało...
-Ciekawe czym to nakładała? Szpachlą?
Słyszę śmiechy. Kurcze. Te słowa jakoś mnie dotknęły. Przeszłość, przeszłością ale czasami boli.
-Sto razy pomyślcie zanim coś powiecie bo ja to zapamiętam!- odwracam się w stronę śmiechów- I sto razy upewnijcie się że osoba którą obgadujecie tego nie słyszy!
-Czy Ty aby na pewno masz dobrze w głowie? Słyszysz co mówisz? Bo wydaje mi się, że ta tapeta zżarła ci mózg.
-Twoje zdanie się dla mnie nie liczy- mówię i popycham dziewczynę na ścianę.- W zasadzie to mam to w dupie? Zazdrościsz mi czegoś? Czy może masz takie nudne życie, że wypełniasz je moim życiem?
-Nie dotykaj mnie, bo się czymś zarażę- piszczy, a ja wpadam w śmiech.
-Wybacz mi za to co zaraz zrobię- uprzedzam i uderzam ją pięścią w twarz.
Ała! Wiele razy widziałam jak chłopacy to robią, ale nie wiedziałam, że to tak boli! Cholera. Mam nadzieję, że nie złamałam przy tym paznokci. To by była strata.
-Ty na serio jesteś psychopatką- jęczy dziewczyna i łapie się za policzek.
-Nie, ja po prostu jestem wredna- odpowiadam i patrzę na resztę jej koleżanek.- Też chcecie dostać? Jeśli nie to spadać. Aha no i przepraszam, że cię uderzyłam, ale tak sobie radzę. Nie mogę być miła dla kogoś kto mnie obraża.
Odwracam się i idę, ale nie mogę się powstrzymać i macham im jeszcze na pożegnanie. Otwieram drzwi do klasy. Kłaniam się i przepraszam za spóźnienie. Wędruje do ławki gdzie czeka na mnie mój chłopak.
-Byłam na policji- uprzedzam jego pytanie.
-Wszystko załatwione?
Kiwam głową.
-Łukasz...Nauczysz mnie jak się bić?- pytam.
-Niby po co?
-Myślę, że ta umiejętność była by przydatna w przyszłości- mówię i patrzę na rękę którą przyłożyłam dziewczynie.
Jest trochę spuchnięta. Cholera. Prawda jest taka, że szkoda mojej ręki na takie debilki jak one.
-Czemu twoja dłoń jest w takim stanie?- pyta zdziwiony.
-Nieważne- zbywam go.
-Mów!
-Miałam spotkanie z koleżankami i tyle.
-Chyba twoja ręka się z nimi spotkała. Dlaczego kogoś uderzyłaś?
-Bo jestem wredną zołzą, ale to one zaczęły! Bo one myślą, że jak będą mnie obgadywać to będę stać i słuchać.
-I dobrze zrobiłaś! Jestem z Ciebie dumny! Nie przejmuj się takimi ludźmi.
-Nie będę. Nawet nie mam takiego zamiaru!
To znaczy będę, ale udam, że nie. To tylko udawanie, że nie ma się uczuć i że się nie czuje. Problem jest w tym że czuje się aż za dużo...Świetne rozpoczęcie roku szkolnego Sabina, świetne.
-Łukasz, a jaka lekcja jest teraz?- pytam.
-Też chciałbym wiedzieć...
-Nie wiesz!?- podnoszę głos, a cała klasa patrzy na mnie.
-Jest początek roku, kto by to pilnował. Nie masz kaca?
-Człowieku ja dzisiaj nie miałam czasu żeby mieć kaca! Byłam na policji, zdążyłam komuś przywalić...Nie chcę myśleć co będzie dalej...
-Dalej będzie kolacja z moimi rodzicami- wzdycha.
-Jak to?
-Chcą Cię poznać. Przyjadę po Ciebie o 19.



*   *   *

-Czy jedziemy do jakiejś wykwintnej restauracji?- pytam zapinając pas.
-Nie, jedziemy do budki z hot-dogami.
-Łukasz! Pytam serio! Nie stresuj mnie dodatkowo!
-Niby czym się tak stresujesz? Przecież już jadłaś kolację z moimi rodzicami- wzdycha.
-O Boże- zakrywam oczy dłońmi.
-Co jest?- pyta.
-Powiedziałam wtedy, że przypominasz mi rybę!
-Dokładnie to, że z otwartą buzią przypominam ci rybę- śmieje się.
-Pamiętasz to tak dokładnie?- dziwię się.
-Oczywiście. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem normalną Sabinę. Wiesz taką bez maski na twarzy...
-Co za wstyd...Co oni sobie wtedy pomyśleli? Masakraaaa
-Ogarnij się. Mój tata wtedy też grał z Tobą w tą grę. Wiesz...Pocisnąć Łukasza.
Podjechaliśmy pod ładny dom. Więc to jednak nie będzie kolacja w restauracji. Biorę głęboki oddech i wysiadam z auta zanim Łukasz zdąży podejść i otworzyć mi drzwi.
-Samodzielność- mówię i wystawiam mu język.
Poprawiam jeszcze ciuchy żeby nie wyglądać jak fleja i ruszam przed siebie.
-Wiesz w ogóle gdzie iść Sabinko?
-Nie wiem Łukaszku, ale liczę na to że mi pomożesz i uratujesz jak zwykle- odpowiadam.
-Od kiedy mówisz do mnie Łukaszku?
-Od kiedy mówisz do mnie Sabinko?
-A co oznacza uratujesz mnie jak zwykle? Czyżbym został Twoim Supermenem? Albo po prostu chcesz mnie zobaczyć w takim obcisłym wdzianku? Hmmm?
Nie odpowiadam ponieważ wchodzimy do domu gdzie witają nas jego rodzice. Wyglądają na sympatycznych. Mam nadzieję, że nie pamiętają naszego pierwszego spotkania. Jeszcze ojciec przyprowadził wtedy swoją nową lafiryndę. Totalna porażka.
-Już wtedy wiedziałam, że między wami się coś święci- mówi mama Łukasza.
-Ja to jestem w szoku, że Łukasz w ogóle znalazł sobie dziewczynę- dodaje jego ojciec.
Czyli chyba jednak pamiętają...Uśmiecham się jak głupia i idę za Łukaszem. Siadamy przy stole, który pełny jest smakowitych dań. Wow.
-Powiedz mi Sabina, co Ty lubisz w tym moim synu. Bo to na prawdę mnie ciekawi- pyta tata Łukasza.
-Jest dziwakiem, nawet bardzo dużym dziwakiem- odpowiadam żartem żeby rozluźnić atmosferę.
-Racja.
-To Pan też to wie?!- śmieję się.
Łukasz nadal cisza. Dziwna sytuacja.
-Tylko ja to was o jedno proszę...Jestem jeszcze za młody na dziadka.
Kiedy to słyszę to aż się krztuszę jedzeniem. 
-No i po co gadasz takie smęty- zaczyna Łukasz.
-To tylko moje poglądy. Chciałbym żebyś przejął firmę. Jak to zrobisz to wtedy mogę zostać dziadkiem.
-W tym rzecz tato, że poglądy są jak dupa.
-Łukasz! Nie przy stole!- karci go mama.
-Jak dupa. Wiadomo, że jest i nie trzeba jej pokazywać!
-Masz 18lat, a zachowujesz się jakbyś miał 10 i jeszcze gdybyś był w połowie tak zabawny za jakiego się uważasz...
-Wystarczy, że jestem atrakcyjny. Mamo jak mogłaś urodzić tak wspaniałego syna?
Wybucham śmiechem na słowa Łukasza.
-Atrakcyjna to jest ta twoja skromność- mówię i przeżuwam mięso.
Ale pyszne jedzenie. Dawno nie jadłam takiego dobrego.
-Może jeszcze kawałek stołu?- pyta mnie z uśmiechem Łukasz.
-Nie, dziękuję. Nie lubię jadać czyiś mebli.





__________________________________________________________________

Podsyłam kolejny.
Ostatnio dużo wolnego czasu, więc rozdziały się piszą.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz